do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czas.
Gdy usłyszał kroki na schodach, siedział w swoim gabinecie. Ciężka walizka uderzyła o ziemię.
142
- Kyrosie? - zawołała Alice.
Odczekał chwilę, zanim wyszedł na korytarz. Serce biło mu zdecydowanie za szybko. Spojrzał na jej
bladą twarz i dostrzegł coś dziwnego w jej oczach. Uniósł brwi, dając jej do zrozumienia, że czeka na
wyjaśnienie.
- Przyszłam się pożegnać - oświadczyła. Przyglądali się sobie w milczeniu do czasu, gdy
na zewnątrz rozległ się klakson.
- Twoja taksówka - odezwał się w końcu.
Alice spojrzała na niego. To wszystko? Pocałunek, którego jednocześnie się bała i pragnęła, nie ogrzał
jej ust. Nie pojawiły się także żadne słowa żalu.
- Zaniosę twoją walizkę - powiedział, po czym podniósł bagaż.
Panuj nad nerwami, upomniała się w duchu. Nie poddawaj się. Nie możesz tu zostać i dalej grać rolę
żony gotowej na każde skinienie swojego pana. Takie życie nie jest dla ciebie.
Kierowca wyskoczył z samochodu i zapakował walizkę do bagażnika, a Alice bez słowa usadowiła się
na tylnym siedzeniu. Dopiero gdy silnik zary-czał, odwróciła głowę, a Kyros pomyślał, że jej oczy
wydają się nienaturalnie jasne.
- Uściskaj ode mnie Olimpię - powiedziała. - Przekaż jej, że przyślę pocztówkę.
A potem taksówka zniknęła w chmurze pyłu. Niech to szlag, pomyślał Kyros, wchodząc do
143
domu. Bez zastanowienia ruszył do barku, żeby nalać sobie coś mocniejszego. Uznał, że będzie mu
lepiej bez kobiety, która się wtrącała i żądała więcej, niż był gotów dać.
Jednak alkohol nie miał smaku, a cichy szum niepokoju przybierał na sile. Nie zważając na to, Kyros
usiadł przy biurku i zaczął pracować. Ale nie mógł się skupić. Coś nie dawało mu spokoju. Nagle
zrozumiał co.
Cisza.
Nie wyczuwał obecności Alice. Wiedział, że kiedy spojrzy w górę, nie ujrzy piękności o alabastrowej
skórze i złotych włosach. Został sam.
Przypomniał sobie wspólnie spędzone chwile. Wrócił we wspomnieniach do dnia, gdy trzymała w
objęciach Olimpię. Pamiętał moment, gdy niczym niezrażona powiedziała mu, że nie sprawdzał się w
roli ojca. Nie brakowało jej odwagi. Ani rozumu. A gdy była bliska śmiechu, przygryzała wargę.
Pachniała jak letni poranek po burzowej nocy i rozgrzewała jego łóżko. O każdej porze.
A teraz odeszła. Zamierzała wrócić do Anglii, żeby zacząć nowy rozdział, w którym nie został
uwzględniony. Nie zobaczy jej nigdy więcej, bo wszystko zepsuł. Odpychał ją chłodem i
okrucieństwem. Manipulował nią i nie dawał nic prócz seksu.
Nagle Kyros zrozumiał, że posunął się za daleko. Postępował jak arogancki, krótkowzroczny,
nieczuły łajdak. Zaryzykował utratę dwóch osób, które
144
kochał najbardziej na świecie - a wszystko po to, by chronić się przed ewentualnymi
niedogodnościami. Alice mu to wyrzuciła. Postawiła sprawę jasno. I miała rację.
Musiał ją powstrzymać.
Zerknął na zegarek. Może było za pózno. Może kierowca jechał szybciej niż zazwyczaj. A pilot
otrzymał rozkaz, żeby wystartować, jak tylko Alice wsiądzie na pokład. Bez namysłu wybrał numer
wieży kontrolnej, ale linia była zajęta. Nie mógł tracić cennych minut. Musiał działać.
Kyros skoczył na równe nogi, chwycił kluczyki od samochodu i wybiegł z domu. Odpalił silnik i
ruszył z piskiem opon. Droga wiła się w dół, ale on każdy zakręt pokonywał na pełnej prędkości. Nie
zważał na niebezpieczeństwo. Trzymał pedał gazu przy samej podłodze. Musiał zdążyć.
Na niebie zaczęły lśnić gwiazdy. Wśród nich błyskało zielone światło wieży kontrolnej. Kyros
kierował się prosto na nią. Modlił się po cichu o jeszcze jedną szansę.
W momencie, gdy wjechał na płytę lotniska, potężne silniki odrzutowca zaryczały głośno. Zmigła
zaczęły się kręcić. Do startu zostało ledwie kilka sekund. Dlatego wbrew zdrowemu rozsądkowi
Kyros wjechał na pas, ustawił się przed samolotem i zatrzymał samochód na widoku zdumionego
pilota.
Wyskoczył z wozu, po czym jak szalony zaczął
145
machać rękami. I nagle silniki zamilkły, a Zmigla znieruchomiały. Przez szybę jednego z okrągłych
okien ujrzał bladą twarz Alice. Malowało się na niej niedowierzanie.
Jak tylko opuszczono schodki, wbiegł po nich w okamgnieniu. Wpadł do kabiny, z trudem łapiąc
oddech. Był poruszony. Tymczasem Alice trwała bez ruchu. Siedziała sztywno, przypominając ka-
mienny posąg.
- Alice - powiedział zdyszany. Nie obchodziło go, że pilot może usłyszeć jego słowa. Nie dbał o to,
czy ona go wysłucha. Nawet jeśli nic nie mogło wpłynąć na jej decyzję o powrocie do Londynu,
musiał zaryzykować. - Alice, nie odchodz.
Bądz silna, powtarzała sobie w myślach. Bądz silna.
- Muszę - odparła. A potem, jakby próbowała przekonać samą siebie, powtórzyła: - Muszę.
Podszedł do niej i przyklęknął, tak że ich oczy znalazły się na tym samym poziomie.
- Nawet jeśli powiem, że cię kocham? Jej wargi zadrżały.
- To nieprawda. Skinął głową.
- Myślałem o tym, co powiedziałaś. Zadałaś mi ból, ale miałaś rację. Nie byłem dobrym ojcem dla
Olimpii ani mężem dla ciebie. Ignorowałem wasze potrzeby. Nie pozwalałem sobie na miłość. Od-
gradzałem się od wszystkich wysokim murem.
146
- Ujął jej prawą dłoń i przyjrzał się jej. Złota obrączka nadal spoczywała na właściwym miejscu. Czy
to oznaczało, że mogła mu wybaczyć? - Kocham cię - powiedział z przekonaniem. - Kocham cię,
Alice. Bardziej, niż mogę to wyrazić słowami.
Serce Alice zabiło niespokojnie. Nigdy wcześniej nie widziała Kyrosa tak wrażliwego i szczerego.
Przyznał się do ludzkich słabości, być może pierwszy raz w życiu. I nie kłamał. Naprawdę nie znał
słów, żeby opisać miłość. Jakże mogłoby być inaczej? Przecież nikt nigdy mu jej nie okazał. Ale ona
zamierzała to zmienić.
- Och, Kyrosie - wyszeptała. - Kyrosie. Ujął jej drugą dłoń.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał zdumiony. - Powiedz.
Potrząsnęła głową.
- Najdroższy Kyrosie, płaczę ze szczęścia. Gdy spokój zagościł w jego sercu, delikatnie
ucałował jej ręce.
- Wrócisz ze mną do domu? - zapytał z nadziej ą. Zarzuciła mu ręce na szyję i gdy ciepłe łzy
spłynęły po jej policzkach, szepnęła mu do ucha:
- Tak, najdroższy, wrócę.
EPILOG
Dwaj mężczyzni stuknęli się kieliszkami i wznieśli toast. Tymczasem ich żony spoglądały na nich z
uśmiechem. Cała czwórka zdawała się nie dostrzegać ciekawskich spojrzeń pozostałych gości jednej z
najmodniejszych nowojorskich restauracji.
Alice pomyślała, że obaj panowie robili niesamowite wrażenie - wysocy i szczupli, o ciemnych
oczach i przystojnych twarzach. Nikt nie pozostawał obojętny na ten niezwykły widok. I nic dziw-
nego. Zmysłowa męskość w podwójnym wydaniu robiła piorunujące wrażenie.
Po latach waśni blizniacy postanowili zapomnieć o przeszłości i rozpocząć nowy etap. Niektórzy
twierdzili, że są identyczni. Alice miała wątpliwości. Spojrzała na żonę Xandrosa.
- Potrafisz ich odróżnić? - zapytała.
- Oczywiście - odparła Rebecca.
- Ja też. Sama nie wiem jak... ale Kyros uśmiecha się inaczej.
Alice westchnęła zadowolona. Ostatnio jej mąż często się uśmiechał. Twierdził, że ma ku temu
148
powody. Powtarza! jej to przy każdej okazji. Bo gdy omal jej nie stracił, zrozumiał, jak drogocenny
dar otrzymał od losu. Nie zamierzał kolejny raz ryzykować jego utraty.
Ostatnio zaproponował wyjazd do Nowego Jorku, dlatego już od tygodnia gościli u Xandrosa i jego
rodziny. Wszyscy okazali się wspaniali. Alice bardzo spodobał się ich piękny dom w Gramercy Park i
całkiem straciła głowę dla uroczych blizniaków, których Rebecca niedawno urodziła.
Kyros obserwował swoją żonę, gdy kołysała małego Andreasa.
- Chciałabyś mieć dzieci, Alice mott? - zapytał łagodnie.
Rozmyślała o tym cały tydzień i podejrzewała, że on także. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta