[ Pobierz całość w formacie PDF ]
robimy pranie. - Spojrzała na swoją czerwoną szatę. - Bardzo mnie kusiło, żeby uprać
jedną z tych kiecek z białymi togami strażników, żeby musieli chodzić ubrani na różowo.
Jack się roześmiał.
- Strasznie się cieszę, że wciąż jesteś sobą i nie zdołali ci zrobić prania mózgu.
- O, pranie mózgu odchodzi tu na całego. - Lara zdjęła szatę i rzuciła ją na podłogę. - Te
biedne dziewczyny wierzą, że każda Wybrana dostępuje wielkiego zaszczytu. - Azy
stanęły jej w oczach. - Chwała Bogu, że mnie znalazłeś, zanim to się stało...
- Cśś. - Jack wziął ją w ramiona. - Teraz jesteś bezpieczna. Cara mia. - Pocałował ją w
czubek głowy. Chciała mu powiedzieć, że on jest jej Wybrańcem. Odsunęła się o krok.
- Jack, muszę ci powiedzieć...
- Tak, muszę wiedzieć wszystko. Aby opracować plan ataku, który wyeliminuje tutejsze
wampiry bez narażania śmiertelników.
Jęknęła w duchu. Czy nie dość długo rozmawiali o zawodowych sprawach? Jej rycerz w
lśniącej zbroi przybył jej na ratunek. A ona była w nim szaleńczo zakochana. Czy nie
powinni tego świętować? Spojrzała na łóżko. Czy nie powinien w tej chwili kochać się z
nią do upadłego?
- Potrzebujesz planu?
- Tak, planu ataku.
- Okej. To ja ci powiem, jak atakować. - Zerwała zapinkę z szaty i rzuciła ją na łóżko. -
Najpierw piersi. - Tunika opadła jej do talii, przewiązanej pasami materiału.
Jego spojrzenie zsunęło się na jej nagie piersi.
- Ja... próbuję ustalić ważne sprawy.
- Ja mówię o ważnych sprawach. - Uniosła piersi na dłoniach. - Zdaje się, że już je
poznałeś.
Złote plamki w jego oczach zaczęły lśnić.
- La... - Umilkł, kiedy za drzwiami dał się słyszeć jakiś dzwięk. Lara domyślała się, że
jeden ze strażników szuka taniego dreszczyku.
- Na kolana, kobieto! - huknął Jack. - Złóż mi pokłon.
- Tak, Hadesie, mój Panie! - zawołała, padając na kolana i pochylając się twarzą do ziemi.
Jack skrzywił się i szepnął:
- Nie musisz tego robić naprawdę. Wyprostowała się, błyskając zębami w uśmiechu.
- Och, Hadesie, mój Panie! Proszę, nie rób mi krzywdy. Zrobię wszystko, żeby cię
zadowolić. Wszystko!
Posłał jej zirytowane spojrzenie.
164
- Rety, Hadesie, mój Panie! Nie do wiary! Jesteś tak hojnie obdarzony. Ostrożnie z tym.
Wyklujesz komuś oko. Och, zaraz się udławię! - Wydała głośny dzwięk, jakby się dławiła.
Jack obserwował ją szeroko otwartymi oczami.
- Och, tak, tak! Bierz mnie, Hadesie! - Wydała z siebie przeciągły pisk i uniosła ręce, jakby
jechała na kolejce górskiej. - Och, to było niezłe. Teraz się zdrzemnijmy.
Kroki oddaliły się od drzwi. Jack uniósł brew.
- Skończyłaś już?
- Tak, ale czuję się jakaś... niezaspokojona.
Roześmiał się.
- Ja też. Z twojego przedstawienia wynikło, że wytrzymałem jakieś dwie sekundy.
- No cóż. - Spojrzała na łóżko. - Jestem pewna, że stać cię na więcej.
- Ciągle musimy porozmawiać.
Casanova był strasznie nieromantyczny, ale wiedziała, jak to naprawić. Podeszła do niego
na czworakach.
- Jaki konkretnie atak miałeś na myśli? Frontalny? - Uniosła się na kolanach, ocierając się
piersiami o jego togę.
Zamknął z jękiem oczy.
Wsunęła dłonie pod togę i przesunęła je w górę po jego nagich łydkach. I wyżej, na nagie
uda.
- Laro. - Otworzył oczy. Były czerwone. Zacisnął zęby. - To nie jest odpowiednia pora...
- Och! - Jej dłonie dotarły do pośladków i przekonała się, że Jack nie ma na sobie bielizny. -
O rany. - Przyjemne dreszcze rozeszły się po jej skórze. Sutki jej stwardniały, plecy
wygięły się do tyłu i ogarnęła ją nieodparta pokusa, żeby przycisnąć do niego piersi.
Poddała się jej.
Rozłożyła ręce na jego pośladkach. Palce głaskały skórę, tak gładką i miękką. Nagle jego
mięśnie stężały, poruszyły się pod jej dłońmi, tworząc smakowite zagłębienia po bokach.
Zmiękły jej kolana. Z trudem mogła oddychać. %7łar narastał między jej udami.
- Boże drogi.
- Mówisz do mnie? - Ukląkł przed nią. Przechyliła się ku niemu, ale przytrzymał ją za
ramiona.
- Laro, zdaję sobie sprawę, że jesteś wdzięczna, że się zjawiłem.
- Czy to wygląda na wdzięczność? - Zaczęła się szamotać z lnianymi pasami w talii.
- W takim razie to adrenalina i ekscytacja. Ale to wszystko minie, kiedy wrócisz do domu.
- Nie mów mi, co czuję. I nie waż się mówić, że moje uczucia są chwilowe. - Rozluzniła
pasy i suknia opadła na podłogę.
Jack gwałtownie wciągnął powietrze. Jego oczy pałały czerwonym żarem.
- To powiedz mi, co właściwie czujesz. Bo nie mogę cię wziąć tak po prostu, z potrzeby
chwili. Jeśli będę się z tobą kochał, to już nigdy z ciebie nie zrezygnuję. Nigdy.
Spojrzała w jego płonące oczy.
- Wiem. I liczę na to.
- Na zawsze to u wampira bardzo długo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]