[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W zamykajÄ…cych mowach obaj adwokaci przeszli samych
siebie. Sir Halbert wychwalał sir Ratcliffe'a pod niebiosa.
Trzech pozwanych potraktował ulgowo, ale gdy przyszło do Co
biego, znów rzucił się na niego bezlitośnie i nazwał go awan
turnikiem najgorszego gatunku. Wiedział, że żadne jego słowa
nie zatrą pozytywnego wrażenia, które pozostało po zeznaniach
Van Deusena, ale dosłownie wychodził z siebie, by zasugero
wać przysięgłym, że pan Van Deusen jest równie podejrzaną po
staciÄ… jak jego przyjaciel.
Dowód oszustwa sir Ratcliffe'a nazwał wątłym i nie mógł
pojąć, jak książę Walii mógłby w niego uwierzyć, gdyby przed
tem sir Ratcliffe'a świadomie nie oczerniono. Zwrócił też uwa
gę, że podpisanie dokumentu nie było ze strony sir Ratcliffe'a
aktem zdrady, lecz wręcz przeciwnie, przejawem lojalności wo
bec księcia i chęci uniknięcia skandalu.
- Błagam was, panowie przysięgli - powiedział w końcu -
przywróćcie dobre imię sir Ratcliffe'owi, aby mógł dalej podążać
drogą swojej kariery, którą w tak okrutny sposób miały zakończyć
chybione oskarżenia. Pozwólcie mu wrócić do przyjaciół i znowu
się odznaczyć na niwie publicznej i prywatnej.
Ku irytacji sędziego, gdy tylko sir Halbert usiadł, publicz
ność na galerii, która nie wiedziała nic a nic o sir Ratcliffie, lecz
widziała w nim ofiarę księcia Walii, zaczęła klaskać dla popar
cia mowy obrońcy. Publiczność z parteru, lepiej wprowadzona
w sprawę choćby ze względu na osobistą znajomość z sir Ratcliffe'em, p
- Cisza - zagrzmiał lord Coleridge. - To nie teatr. - Spoj
rzał złym wzrokiem na sir Halberta. - I nie music-hall.
Sir Darcy zachował się powściągliwie, a jego wystąpienie
było przesycone raczej smutkiem niż gniewem. Postanowił
w ogóle nie odnosić się do bezsensownych i niczym nie popar
tych oskarżeń przeciwko panu Grantowi, lecz skupić uwagę na
mocnych punktach argumentacji pozwanych. TÅ‚umaczenie, ja
koby sir Ratcliffe podpisał dokument jedynie dla ratowania
księcia, nazwał przesadną donkiszoterią.
Wreszcie zostało już tylko podsumowanie sędziego.
Lord Coleridge nie pozostawił wątpliwości co do tego, że
jego zdaniem sir Ratcliffe nie ma racji. Ostro skrytykował mowę
sir Halberta i osobiste ataki na pozwanych, a zwłaszcza na nie
szczęsnego pana Jacobusa Granta, który jedynie spełnił obowią
zek uczciwego człowieka, świadcząc o tym, co bez wątpienia
widział.
- Pozostaje mi sądzić - ciągnął lord Coleridge - że zamach
na reputację pana Granta dokonał się tylko dlatego, że właśnie
pan Grant przedstawił kluczowe świadectwo w tej sprawie. Jest
Amerykaninem, gościem w naszym kraju. Mam nadzieję, że ten
bezlitosny i długotrwały atak na jego osobę, który w świetle ze
znań pana Van Deusena okazał się bezzasadny, nie stanie się dla
niego powodem, by zle myśleć o brytyjskim wymiarze spra
wiedliwości.
Sir Halbert, słysząc to, spurpurowiał na twarzy nie mniej niż
sir Ratcliffe. Krążyły plotki, że sir Halbert ma na pieńku z lor
dem Coleridge'em, więc sędzia korzysta z okazji, by mu doku
czyć, widząc, że argumenty powoda są słabe.
Sędzia podtrzymał opinię wyrażoną przez sir Darcy'ego, że
żaden człowiek z czystej donkiszoterii nie ratuje cudzej reputa
cji kosztem swojej, zwłaszcza jeśli nikt go o to nie prosi.
- Macie wszelkie podstawy uważać - ciągnął, zwracając się
do przysięgłych - że skoro sir Ratcliffe złożył swój podpis na
tym dokumencie, jest to słuszny i wystarczający powód, by
uznać go winnym. Czy ktokolwiek jest gotów uwierzyć w to,
że coś podobnego zrobiłby człowiek, który nie ponosi winy?
Przypominają się słowa Szekspira: Kto mi kradnie worek,
kradnie drań marną... ale kto dobre imię mi wydziera, grabi mi
dobro, z którego sam nie ma korzyści, mnie zaś przyprawia
o nędzę". Tak jest, więc doprawdy trudno uwierzyć, że jakikol
wiek człowiek z własnej, nieprzymuszonej woli sprowadza na
siebie niesławę. Panowie przysięgli, decyzja należy do was.
- Na Boga - szepnął Kenilworth do Cobiego - on im wła
ściwie nie zostawił żadnego wyboru. Trudno mi uwierzyć, że
mógł wygłosić takie podsumowanie. Argumentacja Heneage'a
jest w strzępach.
Przysięgli udali się na naradę. Publiczność zaczęła wstawać,
kręcić się, przeciągać. Dinah pomachała do męża ręką. Pierwszy
raz podczas całej sprawy publicznie pokazała, że są tu razem.
Cobie poczuł gigantyczną ulgę. To, co zaczęło się dla niego od
uratowania Lizzie Steele, miało wkrótce zostać definitywnie
zamknięte. W zasadzie nie miał wątpliwości co do treści wyro
ku, bez względu na to, ile zastrzeżeń zgłaszał w prywatnej roz
mowie sir Darcy Spenlow.
Ukryty w swoim kącie Walker nadal czekał, by aresztować
sir Ratcliffe'a zaraz po ogłoszeniu wyroku. Nie w budynku, na
sali, lecz przed gmachem.
Nagle na sali zrobiło się głośniej i podniecenie sięgnęło
szczytu. Nie minęło nawet dziesięć minut, a przysięgli dali
znak, że są gotowi do powrotu!
- Szkoda, że się nie założyłem o wyrok - szepnął Rainey do
Cobiego. - GÅ‚upiec ze mnie.
Cobie przemilczał to wyznanie. %7ładen z wchodzących przy
sięgłych nie popatrzył jednak na sir Halberta, a przewodniczący
składu unikał spojrzenia na powoda, gdy powstał, by pewnym
głosem przedstawić werdykt niekorzystny dla sir Ratcliffe'a,
a przyznający rację pozwanym. Nareszcie, pomyślał Cobie.
Wygrał walkę cieni z sir Ratcliffe'em, ale nie czuł z tego po-
wodu triumfu, przeciwnie, był głęboko zasmucony. Taki sam
smutek ogarnął go, gdy zastrzelił mordercę Belity, bo żadna
zemsta nie może przywrócić ofiary do życia, a Lizzie Steele
i dwie pozostałe dziewczynki już zawsze będą leżeć w anoni
mowych grobach.
Wiwaty wypełniły salę. Trzej szlachetni parowie" i Cobie
uścisnęli sobie ręce. Galeria, wroga księciu i pozwanym, bardzo
hałaśliwie manifestowała niezadowolenie. Tłum zgromadził się
również na ulicy, przed gmachem sądu. Wiadomość o wyroku
wkrótce tam dotarła, a głośne wyrazy radości i rozczarowania
pokazywały, w którym miejscu stoją czyi zwolennicy.
Violet i Dinah podbiegÅ‚y do swoich mężów. %7Å‚ona Dagenha¬
ma zrobiła to samo zaraz potem.
- Tak się cieszę, że to już koniec, Cobie - szepnęła Dinah.
- Teraz możemy świętować.
Cobie otoczył ją ramieniem i również szepnął:
- Mam taką nadzieję, Dinah. Kiedy wrócimy do domu, każę
Gilesowi przygotować dla nas kąpiel.
Zaczął przeciskać się przez tłum. Większość osób, które były
na sali, żywiła dlań przyjazne uczucia, toteż zewsząd pozdra
wiano i jego, i pozostałych pozwanych, którzy również wolno
przesuwali się do wyjścia. Niektórzy klepali Cobiego po plecach
lub chcieli uścisnąć mu rękę. Tylko Hendrick Van Deusen gdzieś
zniknÄ…Å‚.
Lord Kenilworth jeszcze raz energicznie potrząsnął dłonią
Cobiego i uśmiechając się szeroko, powiedział:
- Na Boga, Grant, wygrałeś nam sprawę tym niesamowitym
pokazem pamięci, który dałeś na sali, a Van Deusen wykończył
Parkera. Pokazał, że ten cały dowód przysłany ze Stanów jest
nic niewart.
Dagenham i Rainey przytaknęli. Ku rozbawieniu Cobiego
tylko Dinah miała sceptyczną minę, gdy wspięła się na palce,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]