[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drze.
Zamrugała. Gwałtownie wciągnęła powietrze. Wyprostowała się na krześle.
- Może opowiesz mi o firmach, w które zainwestowałeś? - spytała cicho.
- Tchórz. - Zaśmiał się, odsunął i poprawił na krześle.
- Ostatnio jadłam tutaj kurczaka po hindusku. Był dobry, ale dzisiaj chyba spróbuję
czegoś innego.
- Zawsze może być lasagne.
- To prawda, ale chyba byłaby zbyt ciężkostrawna. Nie chciałabym zapaść po kola-
cji w drzemkę.
- To byłoby prawdziwe nieszczęście.
- Chyba wezmę krewetki. A co z tobą?
- Mnie możesz mieć, kiedy tylko zechcesz. Powiedz tylko słowo, słodka Emily, a
wyjdziemy stąd natychmiast.
Rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Może jednak opowiesz mi o firmach, w które zainwestowałeś?
- Uparciuch.
- Możliwe.
- Zauważyłem. Masz też ekscytującą skłonność do ryzyka. Mogę ci powiedzieć, że
to wyjątkowo pobudzająca kombinacja.
Spuściła oczy. Ale nim zdążyła odparować, pojawił się kelner.
- Dobry wieczór państwu - powiedział. - Mam na imię Gino i będę do państwa
dyspozycji przez cały wieczór. Czy mogę przyjąć zamówienie?
R
L
T
Cole rozlał do kieliszków resztkę wina. Nie mógł wyjść ze zdumienia, jak to się
stało, że przez cały czas miał w głowie tylko jedno. Jak to było możliwe, że Emily sie-
działa obok niego wsparta na łokciach i wypytywała go o jego inwestycje, a on miał wra-
żenie, że nigdy nie uczestniczył w bardziej podniecającej kolacji.
Kiedy kelner sprzątnął nakrycia, spytała:
- To jak? Masz zamiar zainwestować w firmę Louisiana Cane Company"?
- Jeszcze nie zdecydowałem - przyznał Cole.
- Co cię powstrzymuje? Chodzi o technologię? Pokręcił głową.
- Nie. Ta jest w porządku. W LCC nie wymyślają prochu. Ich inżynierowie zbu-
dowali w ciągu ostatnich pięciu lat z tuzin instalacji biochemicznych w Brazylii. Są w
tym najlepsi.
- To o co chodzi?
- Nie jestem przekonany, czy nasz rząd jest skłonny popierać jakiekolwiek inne
zródła biopaliw poza kukurydzą - wyjaśnił. - Producenci kukurydzy mają świetnie zor-
ganizowaną, dobrze opłacaną i bardzo zdeterminowaną grupę lobbystów, którzy wciąż
zabiegają o ich interesy. Producenci trzciny cukrowej z Luizjany nie mają takiego wspa-
rcia.
- Ale - powiedziała z namysłem - jeśli zaryzykujesz i postawisz na nich, może się
zdarzyć, że osiągną wyniki takie jak w Brazylii, a wtedy...
- Będę bogatszy od Billa Gatesa.
- Robi wrażenie. Jaka jest stawka w tej rozgrywce?
- Na początek dziesięć milionów.
- Stać cię na stratę dziesięciu milionów?
- Nie lubię tracić pieniędzy. - Uśmiechnął się smutno. - Ale, tak, stać mnie na takie
ryzyko.
- Czy mogę się przyłączyć?
- Nie. - Doskonale wiedział, co miała na myśli.
- Przykro mi.
- Szkoda. Wszystkie te obroty, zakłady, trendy są takie...
- Jak greka?
R
L
T
- Lepiej - westchnęła.
Poprawiła się na krześle.
- O wiele.
- Naprawdę? Jak bardzo?
Spodziewał się, że pozwoli mu zobaczyć kolejny skrawek jej cudownie prowoka-
cyjnego stroju, ale ona bez słowa chwyciła go za klapy marynarki i pocałowała. Poczuł
na wargach czubek jej języka i natychmiast cały świat, wszyscy kelnerzy zniknęli w nie-
bycie. Rozchylił usta, objął ją w talii i przyciągnął mocno do siebie. A kiedy położyła mu
nogę na kolanach, całkowicie stracił poczucie rzeczywistości.
Jeden głos w jego głowie krzyczał ostrzegawczo, że przecież są w restauracji. Dru-
gi uspokajał, że obrus jest długi. Zsunął dłonie w dół, wzdłuż jej bioder. Usłyszał jej ci-
che mruknięcie zadowolenia. Jedną ręką mocniej chwycił ją w pasie, drugą odnalazł
brzeg sukienki i wsunął pod nią dłoń.
Uniosła głowę i spojrzała mu głęboko w oczy.
- Jestem gotowa na deser, a ty?
Uśmiechnął się.
- Tylko zapłacę i zaraz możemy ruszać - powiedział.
Wyprostował się, wyjął z portfela studolarowy banknot, rzucił go na stół i podał jej
rękę. Wstali. Sięgnęła za siebie, jakby chciała założyć wierzchnią spódnicę.
- Och, nie - zaprotestował.
Wyjął jej spódnicę z ręki.
Wahała się tylko przez ułamek sekundy. Posłała mu gorący uśmiech i wzięła go
pod ramię.
- Szkoda czasu na sprzeczki - powiedziała.
Z przewieszoną przez ramię spódnicą Cole zamknął drzwi windy i stanął pod ścia-
ną. Emily, patrząc mu prosto w oczy, nacisnęła przycisk. Winda ruszyła, a ona uśmiech-
nęła się wyczekująco.
Nie mógł jej sprawić zawodu. Sięgnął za siebie, nacisnął guzik i zatrzymał windę.
Kiedy wyciągnął ręce po Emily, spódnica spadła na podłogę. Wsunął dłonie pod brzegi
dekoltu. Marzył o tym przez cały wieczór. Zcisnął palcami jej sutki.
R
L
T
Emily gwałtownie wciągnęła powietrze. Fala gorącego pożądania spłynęła na jej
piersi. Zdumiewające, jak niewiele było trzeba, jak szybko jej ciało reagowało na naj-
mniejszy dotyk Cole'a. Głaskała go po piersi, po muskularnych ramionach. Potem się-
gnęła do paska jego spodni.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciw temu? - spytała.
Nim zdążył powiedzieć, że nie, pasek był już rozpięty. Sięgnął do kieszeni i wyjął
małą paczuszkę. Gdy rozrywał folię, Emily rozsunęła zamek.
- Ja? - spytał. - Czy ty?
- Ty - odparła. Zciągnęła mu spodnie. Nie ma bielizny, pomyślała z uznaniem. -
Ale z moją pomocą.
Zacisnęła dłoń. Usłyszała głośny syk wciąganego przez zęby powietrza. Potem de-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]