do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tak, panie dyrektorze.
 Zwietnie. W takim razie zabierze pan z sobą także pannę Monikę.
 Co takiego?!  przeraziłem się.
 A tak. To moje polecenie  i Marczak odłożył słuchawkę.
Nie mam pojęcia, czy Monika się domyśliła, o czym rozmawiałem z Marczakiem.
W każdym razie gdy spojrzałem na nią, miała minę, jakby za chwilę czekała ją śmierć
z rozpaczy. W kącikach błękitnych oczu ujrzałem łzy, a małe usta wykrzywiły się w pod-
kówkę.
 Czemu pani nie poszła do szkoły aktorskiej?  zapytałem.
Azy zniknęły momentalnie. Małe, czerwono pomalowane usta znowu przybrały
swój słodki kształt serduszka.
 Bo uważam, że nie mam talentu, szefie.
 Przeciwnie. Ma pani ogromny talent. Szkoda go marnować na pracę w muzeal-
nictwie, nawet w charakterze detektywa.
I zakomunikowałem jej sucho:
56
 Jutro wyjeżdżamy samochodem na Mazury. Proszę się przygotować na zmienną
pogodę i trudne warunki, w jakich być może zdarzy się nam znalezć. Należy wziąć
ciepłą odzież i tym podobne.
 Co to znaczy  tym podobne ?  zainteresowała się.
 Nie wiem, co młoda panienka powinna zabrać ze sobą w podróż. Nazwałem to
 tym podobne .
 Pan jest zabawny, szefie  stwierdziła.
Wyruszyliśmy z Warszawy około południa. Padał deszcz, było zimno. Wbrew moim
ostrzeżeniom Monika ubrała się jak na spacerek po Warszawie.
 Czy nigdy nie pomyślała pani, aby wyjść za mąż?  zapytałem ją.
 Nie umiem gotować  westchnęła.
 Ach, to przecież żadna przeszkoda  zapewniłem ją.  Gdyby wychodziły za
mąż tylko te, które umieją gotować, urzędy stanu cywilnego świeciłyby pustkami.
 Niech pan nie będzie złośliwy. Ja naprawdę nie umiem gotować. A w ogóle,
dlaczego pan się tym interesuje?
57
 Bo mam już dosyć pani narzeczonych. Ten na  Jawie 50 znowu za nami jedzie.
Nie jest to wprawdzie pani osobisty narzeczony, bo osobistym jest Jacek, ale w każdym
razie to jeden z narzeczonych.
Obejrzała się.
 Ach, to Romek  stwierdziła.  Dzwonił do mnie wczoraj i obiecałam, że około
dwunastej wyskoczę na kawę. Czekał na mnie, biedak.
 W godzinach pracy chciała pani wyskoczyć na kawę?  oburzyłem się.
 Tak. A czy pan tego nigdy nie robi?
 Nigdy!  oświadczyłem z mocą.
 Dureń  stwierdziła.
 Co takiego?  aż mi tchu zabrakło.
 To nie było do pana, tylko do Romka. Po co się wlecze za nami? Nie może pan
dodać gazu i go zgubić?
 Nie, koleżanko. Nie mam pieniędzy na mandaty, a już raz zapłaciłem sto złotych.
Niech jedzie za nami, choć do Mławy. Mnie to nie przeszkadza.
 A mówił pan uprzednio, że to panu przeszkadza.
58
 Bo mi przeszkadzał, ale w innym sensie.
 Może pan jest po prostu zazdrosny, szefie?
 Pani wybaczy, koleżanko, ale uważam się za człowieka poważnego. Jestem za-
jęty pracą, mam wiele obowiązków. Irytuje mnie, że mój pracownik jest nieustannie
śledzony. Jak pani chce wykonywać swoje obowiązki? Z narzeczonym na karku?
 Przecież może pan dodać trochę gazu. . .
 Niech jedzie. Nawet weselej w towarzystwie.
Deszcz padał, chłopaka na jawie opryskiwało błoto z kół pędzących samochodów.
Ale jechał cierpliwie aż do krańców miasta.
 Pan nie jest prawdziwym mężczyzną  stwierdziła z przekonaniem Monika.
 A to dlaczego?
 Jedzie pan z dziewczyną, a ktoś pana ściga, bo jest o tę dziewczynę zazdrosny.
Prawdziwy mężczyzna albo by przystanął i rozprawił się z tym osobnikiem, albo dodał-
by gazu i zostawił go daleko w tyle. A pan nic.
 Bo ja nie jadę z dziewczyną.
 Co to znaczy?
59
 Pani jest moją współpracowniczką  powiedziałem.
 Rozumiem. . .
Przez jakiś czas milczała udając, że ogarnęła ją senność. Za rogatkami miasta doda-
łem jednak gazu i wkrótce młody człowiek zniknął mi z lusterka. Po kwadransie Monika
znowu się odezwała:
 Zna pan Waldemara Baturę?
 Owszem.
 Bardzo przystojny mężczyzna. Zwietnie tańczy, włada kilkoma językami. Skoń-
czył historię sztuki. Jest prywatnym rzeczoznawcą w handlu antykami. O panu wyraża
się z największym szacunkiem. Ma piękną mansardę na strychu wysokościowca, którą
odkupił od jakiegoś plastyka. Z pracowni roztacza się wspaniały widok na Wisłę. . .
 Była pani u niego?
 Zaprosił mnie tam mój narzeczony. Rafał, plastyk. To było przyjęcie dla nie-
wielkiego grona osób, kominkowy wieczór przy herbacie i kawie. Poszłam, ponieważ
dowiedziałam się, że będą tam handlarze antyków. Pan mi przecież polecił, aby dawać
baczenie na to środowisko.
60
 Tak. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta