[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skradzionych dzieł sztuki.
- Niech ją zatrzymają za próbę włamania do olsztyńskiego zamku.
- Takiś pewny tej próby? - szef, jeszcze nie rozbudzony, był w złym humorze.
- Tak. I proszę podać moje dane jako świadka. - A my?
- I proszę dodać jeszcze dwóch świadków: Aukasza Aobockiego i Andrzeja
Bienia.
- I kogo jeszcze?
- Czterech członków gangu, z których tylko jednego znam z nazwiska: Józef
Baziak. Ale wszyscy potwierdzą po schwytaniu udział Witteck w próbie włamania, no
i udział w uwięzieniu mnie...
- Niech ci będzie - sapnął szef - ale jak mi jeszcze raz zginiesz na tydzień bez
śladu, a potem będziesz mnie budził po nocy... - nie dokończył, tylko odłożył
słuchawkę.
Byłem mu wdzięczny za tę delikatność.
- A baziakowcy? - poderwał się Aukasz. - Wezwie pan teraz policję na nich?
Uśmiechnąłem się.
- Spoko. Odjechali stąd kilkanaście minut temu. Nie będą jechać szybko, bo
nie chcą narazić się drogówce. Ruszymy za nimi!
- Jak długo będziemy ich gonić? - spytał Andrzej.
- Aż do samego Zalewa. Jeśli nie dogonimy ich po drodze, to w Zalewie
wezwiemy policję. Nie wcześniej!
- A co zrobimy, jak ich dogonimy? - spytał nieco drżącym głosem Aukasz.
Faktycznie, nie pomyślałem o tym, bardziej licząc na swoje umiejętności walki
wręcz niż na broń palną, a bandyci mieli jeden pistolet. Myśmy mieli dwa, ale czy
można narażać chłopców na udział w strzelaninie?
Mimo to postanowiłem zaryzykować.
- Słuchajcie - odwróciłem się do chłopców - jeden pistolet będzie dla mnie.
Drugi dla ochotnika. Jest zarepetowany, a tu jest bezpiecznik. Wystarczy go
przesunąć i broń jest gotowa do strzału. No, który bierze pistolet?
Aukasz pierwszy wyciągnął rękę.
- Brawo - podałem mu P-64. - Tylko ostrożnie, żebyś się nie postrzelił albo nie
trafił któregoś z nas.
- A co mam robić, jak już dogonimy Baziaka.
- Jeśli się zatrzymamy, wyskoczysz i przyklękniesz za otwartymi drzwiami.
Najgłośniej jak możesz krzykniesz: Ręce do góry, bo strzelam!
- A jeżeli oni nie posłuchają?
- Jeśli zaczną uciekać, wtedy nic nie rób. Jeśli spróbują zaatakować, wtedy
musisz już strzelać. Celuj nisko, najlepiej w nogi...
Przesiadłem się na miejsce kierowcy. Aukasz zajął moje.
- A teraz w drogę!
Zawróciłem ostro i popędziliśmy w górę ulicą Nowowiejskiego, a potem
Konopnickiej i skręciliśmy pod wiadukt na Bałtyckiej. Byliśmy już na prostej drodze
do Morąga i dalej do Zalewa.
Wyjeżdżaliśmy z Olsztyna... Już w Gutkowie zobaczyłem biały mercedes
ruszający z pętli MPK. Zatrzymał się, aby nas przepuścić...
- To Baziak! Poznaję numer! - wrzasnął Aukasz.
Wcisnąłem hamulec.
Mercedes wyskoczył z pętli i pomknął w stronę Olsztyna.
- Za nim! - krzyknął Andrzej.
Cofnąłem Rosynanta do pętli i zawróciłem w ślad za mercem. Pełen gaz i już
po chwili mieliśmy światła uciekających przed sobą...
Baziak nie dawał się wyprzedzić. Cały czas jechał środkiem szosy.
Nagle przez otwarte okno usłyszałem z przodu głuchy trzask i jęk
rykoszetującego na karoserii pocisku.
- Strzelają do nas - powiedziałem do chłopców.
- A jak trafią - zaniepokoił się Andrzej.
- Nie martw się. Rosynant jest kuloodporny. Przynajmniej jeśli chodzi o
pociski tego kalibru.
Naliczyłem dziewięć strzałów. Baziakowcy byli więc bezbronni, bo raczej
nieprawdopodobne było, żeby na taką spokojną robotę jak włamanie do zamku brali
zapasowe magazynki. Dwójka i Czwórka, których obszukałem zabierając im
pistolety, nie mieli dodatkowej amunicji.
- Bałtycka, Grunwaldzka - Aukasz monotonnie wyliczał ulice, którymi
pędziliśmy. - Uwaga!
Baziak łamiąc wszelkie przepisy przeciął ulicę, którą jechał i pognał w górę
Prostej, przeznaczonej dla pieszych.
Co było robić? Pojechałem za nim.
Baziak wodził nas po Starym Mieście, które kilkanaście razy objechaliśmy w
kółko, aż wreszcie z tyłu dala się słyszeć syrena radiowozu. Baziak wyprysnął ze
Starego Miasta zablokowaną dla ruchu Staromiejską (widocznie ktoś odsunął
blokujące przejazd betonowe donice z kwiatami). Skręcił pod prąd z ulicy 11
[ Pobierz całość w formacie PDF ]