do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Niech wie, że potrafię dowcipnie improwizować na fali sytuacji tworzonych
nieoczekiwanie przez innych - pomyślałem z satysfakcją.
W zajezdzie huknęło gromkim, radosnym, zdrowym śmiechem.
Konferansjer się schował za kulisami. Zgodnie z regułą zabawy, nikt z widowni go nie
szukał.
Zmiechom nie było końca. Co jakiś czas ktoś dostawał spazmów i wybuchał zdrowym
rechotem ponownie. Za nim szli inni, bo śmiech jest zjawiskiem zarazliwym.
Tego wieczoru śmiech, sprowokowany anegdotą o grze w chowanego, odegrał jeszcze
jedną ważną rolę. Zwrócił uwagę na moją obecność w zajezdzie.
Włamywacze wiedzieli z podsłuchu, gdzie i o której spotkam się z Kamą. Z
pewnością umieścili w zajezdzie swego obserwatora. Zobaczył, że jestem. Dał sygnał swoim,
że mogą przystąpić do włamania.
Po chwili przy naszym stoliku pojawił się rozbawiony kelner.
Zapalił świeczkę stojącą na stoliku.
Wpatrzony głęboko w dekolt Kamy przyjął zamówienie, przeniósł nasycony wzrok na
mnie i z wesołym błyskiem w oku powiedział:
- Pozdrowienia i gratulacje od szefa i obsługi. To było znakomite!
- Dziękuję i przepraszam - uśmiechnąłem się z wysiloną skromnością. - Więcej nie
będę.
- Szkoda! - powiedział z żalem w głosie. I dodał: - Przepraszam! To nie jest moja
sprawa. Dosłyszałem, że niektórzy goście rozpytują innych, kim pan jest.
- A jak pan myśli, kim jestem?
- No, nie wiem...
- Ja też.
Zarechotaliśmy radośnie.
Dopiero teraz zauważyłem, skąd wziął się ten inny, uroczysty wygląd Kamy. Była
ubrana w elegancką, stonowaną doborem tkaniny do kroju, kolorem do cery i oczu
wieczorową kreację. Komponowała się ona harmonijnie z jej fryzurą, makijażem i sylwetką.
- Cudownie wyglądasz - wyrwało mi się.
Spojrzała z żartobliwą podejrzliwością: - Oj! Bo pomyślę, że i inne, krążące o tobie
anegdoty też są prawdziwe.
 Dlaczego nigdy wcześniej nie dała mi poznać po sobie, że zna jakieś anegdoty,
których jestem bohaterem?
- Jakie anegdoty? - maskując zaniepokojenie, udałem zdziwienie pomieszane z
zainteresowaniem.
- Zwłaszcza te niecenzuralne - uśmiechnęła się figlarnie i musnęła palcami moje
przedramię, spędzając natrętną muchę. - Nie przejmuj się - uśmiechając się tajemniczo
pocieszyła mnie Kama. - Wiesz dobrze, że nie było i nie ma ludzi nieskazitelnie
przyzwoitych. A ci, którzy takich udają, rozpylając wokół siebie fałszywą aurę nieskazitelnej
przyzwoitości, są po prostu śmieszni, niewiarygodni i przez to szczególnie nieprzyzwoici.
Po chwili patrząc sobie w oczy zapomnieliśmy o całym świecie, poszukiwaniu
testamentu sprzed ponad siedmiuset lat i o naszej grze dezinformacyjnej.
Do rzeczywistości przywołał nas dzwonek mojego telefonu komórkowego.
- Jesteśmy na miejscu - meldował Sykstus. - Zmontowaliśmy i sprawdziliśmy
technikę. Harcerki i harcerze czatują,  przypadkowi przechodnie wałęsają się po drogach.
Cisza przed burzą. Cześć!
Po chwili przedzwonił Paweł:
- Szefie! Od godziny obserwuję dom. Nic się nie dzieje. Pozdrowienia dla Kamy.
Kama spojrzała na mnie pytająco. Uśmiechnąłem się do niej:
- Wszystko zgodnie z planem.
Znowu Sykstus:
- Przypomniałem sobie! Przypomnij mi jutro, żebym ci coś pokazał. Zdziwisz się...
He! He! He! Burzy jeszcze nie ma. Na razie!
- Sykstus ma mi coś jutro pokazać - zameldowałem Karnie.
Teraz Paweł:
- Szefie! Są czterej faceci, niby oddzielnie i nieznajomi. Jeden zatrzymał się i grzebie
przy drzwiach frontowych. Już jest w środku! Za nim wchodzi drugi. Trzeci zostaje w pobliżu
drzwi. Czwarty obstawia ulicę. Szef pozdrowił Kamę?
- Tak!
Zauważyła, że jestem spięty:
- Zaczęło się? - zapytała.
Skinąłem głową: - Włamują się do mojego mieszkania.
Kama delikatnie dotknęła grzbietu mojej dłoni.
Znowu Paweł:
- Szefie! Koniec włamania. Sprawdziłem mieszkanie. Szkic mapki zniknął. Reszta bez
zmian. Aha!  Pluskwy też zniknęły! Ruszam za nimi na Olsztyn. Złapię ich na szosie!
- Dołączę do ciebie za godzinę w miejscu spotkania z Kamą. Będę za tobą.
Zadzwoniłem do Sykstusa.
- To ja! Między pierwszą i drugą na naszych drogach pojawią się goście. Paweł i ja
przyjedziemy tuż za nimi. Powodzenia.
- Dzięki! - ucieszył się Sykstus. - Tomaszu! Nie zapomnij przypomnieć mi jutro, że
mam ci coś pokazać. To ważne! Cześć!... Poczekaj!... Otrzymałem meldunek, że na naszych
drogach pojawiły się lawety z koparkami... Jedenaście... Nie! Już szesnaście! Mają tablice
rejestracyjne z kilku województw.  Przypadkowi przechodnie skierowali wszystkie na drogę
Olsztyn-Stary Olsztyn. Będzie tłok i zamieszanie! Na razie!
Zadzwoniłem do Pawła.
- Na miejscu jest już szesnaście lawet z koparkami, z różnych województw -
zameldowałem.
- O rany! - wyrwało się Pawłowi. - Szefie! Jadę w środku kolumny samochodów
osobowych. Nie wiem, w którym jadą włamywacze...
- Ile ich jest?
- Przed sobą widzę światła co najmniej dziewięciu. Z tyłu jest ich więcej! Jedziemy
średnio nieco ponad sto na godzinę. Widziałem kilka zagranicznych tablic rejestracyjnych,
nawet brytyjską i parę skandynawskich.
- Za dwadzieścia minut przejedziesz koło mnie. Dołączę na koniec kolumny!
Zadzwoniłem do Sykstusa.
- Sykstus? W kierunku miejsca akcji zmierza kolumna ponad dwudziestu
samochodów osobowych. Niektóre z nich mogą być przypadkowe. Zauważono obce
rejestracje, między innymi brytyjską i kilka skandynawskich. W jej środku jedzie Paweł. Ja
będę na końcu. Co u ciebie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta