do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obietnicÄ™. UwielbiaÅ‚ na nie patrzeć. Teraz rozleniwiony roz­
koszował się każdym pocałunkiem żony. Ciepłem jej ust
i języka i pieszczotami rozpuszczonych włosów.
Znieruchomiał nagle, kiedy otoczyła go ciepła wilgoć jej
ust, oparł się na łokciu i odgarnął jej włosy, chcąc na nią
patrzeć. Wkrótce nie mógł już nad sobą zapanować. Usiadł
i posadził ją przed sobą, rozchylił jej nogi i połączył się z nią.
Chociaż nie podjął żadnej gry wstępnej, poczuł, że była
gotowa. Jęknął z rozkoszy na myśl, że tak podnieciło ją
dawanie mu przyjemności. Poruszała się teraz z naturalną
swobodą, zadrżał, oddając się cały temu zatraceniu.
Ilsa oprzytomniawszy poczuła się zawstydzona swoim
zachowaniem. To nie była najlepsza droga do podbicia serca
ukochanego, zwłaszcza, jeśli miał on za żonę taką kobietę
jak Anabelle. Spojrzała na Diarmota.
- Robisz to bardzo dobrze - mruknÄ…Å‚.
Czasami robienie czegoś dobrze nie przynosiło radości.
- Masz na myśli moje ruchy?
- Wiesz, co mam na myśli.
- Boję się, że tak - powiedziała i schyliwszy się po
koszulę, włożyła ją na siebie. - Pewnie chcesz wiedzieć, ilu
mężczyzn uszczęśliwiłam w ten sposób. Nie mogłam po
prostu robić ci tego, co ty mnie robiłeś? O nie, to by było za
proste. Coś się musi za tym kryć. - Wyszła z łoża i zniknęła
za parawanem.
Diarmot wybuchnął śmiechem. Ilsa była tak zła, że chyba
nie zdawała sobie sprawy z połowy rzeczy, które mówiła.
Gdyby uświadomiła to sobie, sama byłaby zaszokowana
swoim zachowaniem. Teraz tylko mruczała coś pod nosem.
Wolał nie słyszeć tego, co mówi. Mogłoby go to obrazić albo
jeszcze bardziej rozśmieszyć. Miała prawo być zła, jego
uwagi nie były grzeczne, jednak uwielbiał słuchać jej, gdy
mówiła wzburzona. Uśmiech znikł mu z twarzy, kiedy Ilsa
wyszła zza parawanu i podeszła do drzwi.
- Dokąd idziesz? - spytał zły, że wciąż musi zadawać to
pytanie.
- Do pokoju na drugim końcu korytarza. Nie zostanę tutaj.
W jednej chwili Diarmot znalazł się przy niej. Wziął ją na
ręce i zaniósł z powrotem do łoża.
- Tutaj jest twoje miejsce - powiedział, tuląc jej ciało do
swojego.
- Czasami dziwnie siÄ™ zachowujesz.
- Pomyśl, jak to wszystko mnie samemu wydaje się
dziwne.
Ilsa wyczuÅ‚a szczerość w jego sÅ‚owach. Diarmot byÅ‚ mÄ…­
drym człowiekiem i musiał sobie zdawać sprawę ze swego
zachowania. Wiedziała, że jest mu trudno, bo nagle musiał
poskÅ‚adać skrawki wspomnieÅ„ w jednÄ… caÅ‚ość, a wielu ele­
mentów wciąż brakowało. Nie przeprosił jej za swoje słowa,
ale jego przyznanie się do zamętu, jaki miał w głowie, można
było potraktować jako przeprosiny.
- Czy starasz się zdobyć moją sympatię?
- A to sprawi, że zdejmiesz tę koszulę?
- Nie, zostanÄ™ tutaj, ale koszuli nie zdejmÄ™.
- W porządku - mruknął Diarmot, całując ją w głowę.
Nie chciał się z nią kłócić. Ilsa miała mocny sen. Zdecydował
poczekać, aż zaśnie, i wtedy zdjąć z niej koszulę.
- Trucizna?
Margaret spojrzała na mężczyznę.
- Tak, trucizna.
- Co mam z nią zrobić? - spytał.
Miała ochotę mu powiedzieć, żeby sam ją wypił, ale
powstrzymała się i zaczęła się przechadzać po domku, żeby się
uspokoić. Rzuciła spojrzenie na małe łóżko, na którym właśnie
obsłużyła tego prostaka. Chciała stąd uciec, wrócić do domu
kuzynki i zmyć z siebie zapach tego człowieka. Wzięła kilka
głębokich oddechów i znowu spojrzała mężczyznie w twarz.
- Dolej do napoju albo dodaj do jedzenia.
- Nie służę jej.
- Kiedy będzie czymś zajęta przez kilka godzin, przynieś
jej trochę wina i coś do jedzenia. Powiedz jej, że mąż to
przysyła.
- To może się udać, ale dlaczego ona? Myślałem, że
pragniesz śmierci pana.
- To prawda, ale on wciąż żyje. Może, jeśli następna jego
żona umrze, ludzie uznajÄ…, że to on jest mordercÄ…, i powie­
szÄ… go. Nie bÄ™dzie to tak satysfakcjonujÄ…ce, ale musi wystar­
czyć. A jeśli nie, znowu będzie wdowcem i ja go poślubię.
Wtedy sama siÄ™ nim zajmÄ™ zgodnie z planem, który po­
krzyżowała mi ta ruda małpa.
- Nie jestem pewien, czy uda ci się to zrobić. Mówią, że
pamięć mu wraca.
- W takim razie musisz siÄ™ postarać, żeby jej nie odzys­
kał. Chyba nie chcemy, żeby znowu włóczył się po Muir-
laden? Jeśli odzyska pamięć, oboje będziemy mieli kłopoty.
l
XIV
lsa od samego rana studiowała dzienniki Anabelle,
I
a zbliżało się już popołudnie. Odetchnęła tylko wtedy,
gdy poszła do pokoju dziecinnego, żeby nakarmić Cear-
nacha. Była zmęczona. Fizycznie i psychicznie.
Fraser powiedziaÅ‚a, że pierwsza żona Diarmota byÅ‚a dziw­
na. To chyba trochę za delikatne określenie dla kobiety,
której obraz wyłaniał się z kart dziennika. Jeśli istniała
Anabelle, której serce nie było przepełnione jadem, musiało
to być, zanim zaczęła prowadzić zapiski. Anabelle w swoim
dzienniku szydziła ze wszystkich.
Chociaż nie do końca, pomyślała Ilsa. Ktokolwiek był jej
Wielką Miłością, szyderstwo zostało mu na większości kart
oszczÄ™dzone. Czasami tylko Wielka MiÅ‚ość nie zachowywa­
ła się dobrze, a wtedy Anabelle utyskiwała na nią i jej zdrady,
przez chwilę pałając żądzą zemsty. Wybaczała jednak.
Uczucie Anabelle było dominujące i bardzo absorbujące. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta