[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przez kilka chwil przyglądał się miastu i szybko wyrobił sobie o
nim zdanie. Budynki były stare, ale zadbane. Błyszczała na nich
35
RS
świeża farba, a chodniki były zamiecione. We frontowych oknach
stały skrzynki na kwiaty, które prawdopodobnie z nadejściem wiosny
zakwitały feerią kolorów.
Na ulicach było mnóstwo par. Byli to starsi ludzie, którzy
siedzieli w milczeniu i trzymali się za ręce, ale również wpatrzone w
siebie nastolatki, nieświadome otaczającego ich tłumu.
Keira pasowała tutaj. Witana była uściskami, pocałunkami,
śmiechem lub okrzykami i Nathan zastanawiał się przez chwilę, jak to
jest, gdy się gdzieś przynależy. Nie zaznał takiego uczucia od czasów
dzieciństwa. I przez długie lata robił wszystko, co mógł, żeby się
przed tym ustrzec. Widział jednak, że Keira dobrze się czuła,
uczestnicząc w takim życiu, którego on unikał.
Księżyc właśnie wychylił się zza chmur i oświetlił srebrnym
blaskiem miasto, które wyglądało teraz jak zaczarowane.
Gdyby Hunter Palmer nie wybrał tego miasta - a bez wątpienia
wybrał je dlatego, że miało w swojej nazwie jego imię - to Nathan
nigdy by się nie dowiedział, że takie miejsce istnieje..
Wolał duże miasta i anonimowość pokoi hotelowych z zawsze
zmieniającym się morzem twarzy. Nie chciał się wiązać z miastem i
ludzmi, których prawdopodobnie więcej nie zobaczy.
Keira trzymała go mocno za rękę, jakby czytała w jego myślach
i w ten subtelny sposób próbowała go zatrzymać.
Czuła się dobrze w jego ramionach. Była blisko niego i Nathan
musiał przyznać sam przed sobą, że wzbudzała w nim pożądanie.
Była to chemiczna reakcja, czysta i prosta.
36
RS
Sporo czasu minęło, odkąd ostatnio dzielił łóżko z kobietą, i
pewnie dlatego tak zareagował na tę pierwszą, która się znalazła
blisko niego.
Kiedy sobie wyobraził, że jest z nią w łóżku, krew w nim
zawrzała.
Keira odchyliła głowę do tyłu, żeby móc spojrzeć mu w twarz, i
rzekła:
- Teraz to już muszę wiedzieć, o czym myślisz. Masz zacięty
wyraz twarzy i oczy jak szparki.
- Szparki?
- Zmieniasz temat.
- Bez powodzenia - westchnął, nie dziwiąc się, że nie chciała
odpuścić.
- Poznałeś mnie na tyle, że chyba wiesz, że łatwo nie ustępuję.
- Uwierz mi - odparł. - Wiele się nauczyłem.
- Ojej! - Jej twarz rozpromieniła się, a oczy zabłysły. -
Rzeczywiście robimy postępy.
- Postępy?
- Tak. Bo ja już wiem, że cały sztywniejesz, kiedy nie chcesz o
czymś mówić, a ty wiesz, że ja jestem trochę uparta...
- Trochę?
- Praktycznie jesteśmy już przyjaciółmi.
- Przyjaciółmi?
- Czy coś w tym złego? - spytała i zatrzymała się, ponieważ
skończyła się jedna melodia i zaczęła się inna w szalonym rytmie. -
Czy masz tak wielu przyjaciół, że nie przyda ci się jeszcze jeden?
37
RS
Nie, nie chciał mieć przyjaciół. Celowo. Taką potrzebę miał
może dziesięć lat temu. Teraz jego życie było racjonalnie poukładane.
W sposób, który mu odpowiadał.
Nathan uwolnił ją i natychmiast się przekonał, że jest mu zle,
gdy nie trzyma jej w ramionach. Mądrzej jednak będzie, pomyślał,
gdy zachowa kilka centymetrów dystansu. Zawsze był na tyle bystry,
żeby się asekurować.
- Nie jesteśmy przyjaciółmi, Keiro. Przyjaciele nie wykorzystują
się, żeby postawić na swoim.
- Naprawdę? - spytała. - A czy nie to zrobił twój przyjaciel
Hunter Palmer?
Poczuł, że znowu sztywnieje, i nie mógł powstrzymać tej
reakcji.
Keira odprowadziła go dalej od głośnej muzyki.
- Bo widzisz, zdecydowanie nie masz ochoty pozostać tu przez
miesiąc, ale ponieważ twój przyjaciel cię o to poprosił, to mimo
wszystko wypełnisz jego wolę. Czy to nie jest wymuszenie?
- Jesteś wyjątkowo irytująca.
- Słyszałam to już wcześniej. -Znowu nawet się nie dziwisz.
- Chodz, Nathanie - powiedziała, biorąc go pod rękę. - Czas,
żebym cię nakarmiła. Może zmienisz swoją postawę, kiedy spróbujesz
włoskiej kuchni.
Nie chciał z nią spędzać więcej czasu. Miała zwyczaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]