[ Pobierz całość w formacie PDF ]
próbowała się bronić. Jonas rozpalił ogień, który szalał teraz poza
wszelką kontrolą.
Wgniótł ją w siebie, wtulił w swoje twarde ciało. To był cud!
Pieściła jego piersi i ramiona tak, jak tysiąc razy, a może więcej, czyniła
to w marzeniach, jak chciała to robić wcześniej tego wieczoru, gdy
tańczyła dla niego.
- Czy wiesz przynajmniej, co ze mną robisz? - wyszeptał ustami na
jej szyi, gdzie zapach perfum był najbardziej oszałamiający. - Pragnę cię
tak bardzo...
Już samo przebywanie z nim sprawiało, że go pragnęła, a dziś w
jego pieszczotach było tyle namiętności, że uwolniła się od wszelkich
zahamowań.
- Kochaj mnie - prosiła, okrywając jego twarz pocałunkami,
wtapiając się w niego tak, aby czuł bicie jej serca.
Słowa te przełamały ostatnie bariery. Oplotła ramionami jego
mocną szyję, chwytała wargami jego usta.
- Zostań ze mną tej nocy - kusiła, zanurzając palce w jego czarne
włosy. Zadrżał od jej dotyku. Teraz dopiero pojęła w pełni siłę swej
kobiecości i władzę, jaką ma nad nim.
- Czy wiesz, co mówisz? - Jego głęboki głos zabrzmiał w niej
echem. Pieścił ustami jej oczy, włosy, usta. Od tych pocałunków krew
krążyła w niej jak wino.
- Wiem tylko, co teraz czuję. Bo jestem z tobą - wyznała. Głos
dziewczyny załamywał się z podniecenia. Całowała rękę, która pieściła
140
RS
jej kark, jakby wszystkiego było za mało. - Czekałam na to od tak
dawna!
- A jeśli zajdziesz w ciążę? - wyszeptał ponownie w jej szyję, a
potem odsunął ją od siebie. - Może być ciąg dalszy...
Minęła wieczność, zanim znaczenie tych słów dotarło do jej
świadomości. Chłodny dreszcz przebiegł jej ciało. Uwolniła się z jego
objęć, póki jeszcze miała na to wystarczająco dużo siły. Powinna być
mu wdzięczna za zachowanie rozsądku, gdy zupełnie postradała zmysły.
Ale czuła tylko żal za kochaniem, które się nie spełniło.
Pozostawił jej ostateczną decyzję, ale miała to być decyzja zgodna
z jego oczekiwaniami. Nie miała wątpliwości. Mógł jej jeszcze pożądać,
ale coś już umarło. Coś nieuchwytnego wkradło się w jego serce i
zmieniło go. Nigdy już nie będzie tak, jak dawniej...
- Courtney! - Trzymał ją jeszcze, wpatrywał się w jej twarz z
natężeniem, jakby czegoś szukał i nie mógł znalezć. Jego oczy straciły
blask, gdy ostatecznie wysunęła mu się z ramion.
- Masz rację. Ryzykowanie ciąży tuż przed wyjazdem do
Oklahomy nie byłoby zbyt mądre. - Zmusiła się do uśmiechu. - Nie
wiedziałam, co robię, ani co mówię. To efekt tańca lub czegoś równie
głupiego.
Wymówił jej imię chropawym szeptem, ona jednak nie była już tą
szaloną z miłości kobietą, która oddawała mu się tak śmiało, pragnąc w
zamian należeć do niego przez jedną tylko noc.
- Wiesz... - zaczęła drżącym głosem. - Tyle razy muszę ci
dziękować, że aż mnie to krępuje. Możesz być jednak spokojny. Gdy
141
RS
wyjdziesz tej nocy, nie będziesz już musiał dłużej pełnić u mnie służby
ratowniczej.
- O czym ty mówisz? - zapytał ze złością. Zrobił krok w jej stronę,
ale ona cofnęła się.
- Chciałabym, żebyś odszedł. Jeśli jutro będziesz potrzebował
tłumaczki, Rosa zrobi to z największą przyjemnością. Jest jedną z
twoich najgorętszych wielbicielek.
W mdłym świetle lampy twarz Jonasa była szara.
- Przecież nie chcesz, żebym odszedł, Courtney! Ja wspomniałem
o możliwości ciąży tylko z troski o ciebie!
- Wiec wykonałeś już swój dzisiejszy dobry uczynek. Idz, proszę!
- Jeśli będą tu jakieś kłopoty, nikt ci nie pomoże - ostrzegł. Grymas
wykrzywiał jego twarz.
- Nie jesteś moim strażnikiem.
- Udowadniasz mi to bardzo dobitnie. - Napięcie między nimi
sięgnęło szczytu. - Chyba przekonałaś mnie ostatecznie.
Za chwilę był już za drzwiami.
Myliła się, sądząc, że jej ból nie może już być okrutniejszy.
Półprzytomna usiadła na najbliższym krześle. Nie była w stanie się
ruszyć aż do pierwszego świergotu ptaków, zapowiadającego brzask.
Wówczas ból ustąpił. Dziewczyna zaniosła się ciężkim szlochem, który
targał nią przez nie kończące się godziny. Dopiero po południu mogła
pojechać na teren uroczystości.
Zapuchniętymi oczami wypatrywała Jonasa wśród Indian
grających w piłkę, jednak nigdzie go nie dostrzegła. Odruchowo
142
RS
spojrzała ku szałasom kuchennym, gdzie zauważyła Rosę
przygotowującą mięso.
- Co ci się stało? - zapytała Indianka. Courtney nie była w stanie
zaspokoić ciekawości starej kobiety.
- Czy dziś byłaś tłumaczką Jonasa?
- Nie. Myślałam, że ty to robisz.
Strach rozdarł serce dziewczyny.
- Czy widziałaś go dzisiaj?
- Nie. Znowu wściekliście się na siebie?
- Rosa! - Courtney zawołała z rozpaczą. - Ja muszę wiedzieć, czy
ktoś go tu widział! W nocy pojechał patrolować teren, ale miał wrócić,
bo chciał koniecznie zobaczyć taniec Charliego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]