[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zobaczył jego potężną sylwetkę na przeciwległym brzegu. Fredric schował się za jakąś
wystającą skałką, położył się na ziemi, oddychał głęboko. Jak on się przedostał na drugą
stronę? Wydawało się to niewykonalne. Tokstierne zdjął plecak i przysiadł na kamieniu.
Wpatrywał się w występ skalny ponad jego głową, gładki, ostry i zupełnie goły, nie rósł na
nim nawet mech. Fredric zmrużył oczy. Skała miała nienaturalnie regularny kształt,
wydawała się niemal dziełem rąk ludzkich. Dziełem rąk ludzkich?! Tokstierne wiedział o
istnieniu groty, ciekawe, co takiego odkrył tutaj. I dlaczego trzymał to w tajemnicy? Dlaczego
tak niechętnie, wręcz agresywnie, reagował na ich pytania? Fredric żałował, że nie wziął ze
sobą lornetki. Tokstierne powiedział, że w grocie nic nie ma. Ale to nieprawda, przecież
Fredric znalazł tam tę tajemniczą figurkę, wilka z głową człowieka. Dlaczego Tokstierne tak
powiedział? Przy swoich gabarytach pewnie nawet nie zdołał wejść zbyt głęboko. A jednak
twierdził, że w grocie nic nie ma.
Fredric przeczołgał się kawałek do przodu.
Zobaczył rzekę, jakieś pięć*dziesięć metrów pod nim.
Czy da się podejść bliżej tak, aby Tokstierne go nie zauważył? Ostatni odcinek dzielący go od
rzeki był całkowicie odsłonięty, co gorsza, nie bardzo było czego się chwycić, porosła
mchem, śliska skała spadała pionowo w dół. Ale czy miał jakieś wyjście? Mógłby pokonać
ten odcinek biegiem, cztery*pięć kroków i byłby na dole. Przeciwległy brzeg porastały gęste
zarośla schodzące aż do linii wody. Stamtąd, bezpiecznie ukryty, mógłby spokojnie
obserwować Tokstiernego. Profesor uzbrojony w łopatkę i oskard, które wyjął z plecaka,
właśnie wspinał się po skale w kierunku występu o dziwnie regularnej formie. Fredrica
ogarnęła niepohamowana ciekawość. Wstrzymał oddech, podniósł się, jeszcze raz spojrzał w
dół. Wilgotny mech, stromo. Zbyt stromo? Dłużej się nie zastanawiając, rzucił się przed
siebie. Dwa lekkie kroki... Nagle pośliznął się i zwalił na ziemię. Zaczął zjeżdżać na brzuchu,
twarzą w dół, rozpaczliwie próbował się czegoś chwycić, na próżno, zjeżdżał coraz szybciej i
szybciej. Huk rzeki przybierał na sile. Zamknął oczy. Sekundę pózniej zniknął w kipieli.
Woda zamknęła się nad jego głową, wciągał go wir, porywał w głąb, w brutalnym, dzikim
tańcu, coraz głębiej i głębiej, biała, szara, czarna otchłań.
O wpół do dziewiątej Krondal był gotowy do drogi. W plecaku, oprócz swoich rzeczy
osobistych, miał tylko kilka drobiazgów:
* dwa naboje
* odpryski naboju z brody Skarphedina
* nieco trawy, prawdopodobnie ze śladami prochu
* portfel Bersvenda Akkjordeta
* dwie rolki filmu (zdjęcia śladów butów)
* małą figurkę
* stosunkowo świeżą ludzką kość.
Wszystkie te obiekty miały trafić do laboratorium kryminali*stycznego oraz Instytutu
Medycyny Sądowej. Krondal obiecał, że jeszcze tego popołudnia poznają odpowiedzi na
przynajmniej niektóre z dręczących ich pytań. Olsen i Ungbeldt powinni cały czas
mieć telefon pod ręką i od czasu do czasu się meldować. Krondal był pewien, że niedługo
rozwiążą zagadkę, Ungbeldt i Olsen byli podobnego zdania. W końcu udało im się stworzyć
dość precyzyjny portret psychologiczny sprawcy bestialskich zbrodni; zawierał on pewien
bardzo specyficzny i istotny element, który mógł w znaczący sposób doprowadzić do
rozwiązania sprawy. Otóż zbrodniarz znał, i to dobrze, treść pewnego asyryjskiego eposu. Na
całym świecie pewnie nie było zbyt wielu osób, które mogłyby się pochwalić taką wiedzą, w
tym kraju można by je policzyć na palcach jednej ręki, a w tej okolicy, oczywiście poza
Fredri*kiem Drum i Torbenem Tokstierne, przebywała najwyżej jedna taka osoba. Musieli
tylko się dowiedzieć, kto to jest. Poza tym wiedzieli, że musi to być ktoś, kto dobrze zna te
tereny, jest gotowy na wszystko, nieobliczalny i prawdopodobnie bardzo niebezpieczny. Czy
już go wcześniej spotkali? Niewykluczone. A co z Torbenem Tokstierne? We trójkę zgodnie i
stanowczo uznali, że nie pasuje do profilu mordercy. Tylko co z tymi wypchanymi wilczymi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]