do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

— Tak, szefie. Możemy sobie darować gościa. Ma niezbite alibi. Całą noc przesiedział na rybach, w
łódce, na środku jeziora. Pół turnusu go widziało. Akurat był wieczorek zapoznawczy, szwendali się ludzi-
ska nad wodą. Mało tego. Dozorca ośrodka, niejaki Chlapocz, łapał niedaleko i też zapamiętał tę noc, bo o
świcie Matlarczyk postanowił się wykąpać i facet się wkurzył, że mu gość wszystkie ryby wypłoszy. Jak
szef widzi, nie było tam czego szukać.-
— Dobre i to. Zawsze o jednego kandydata mniej. Bo muszę ci powiedzieć, że tu się tymczasem sporo
zderzyło. Jesteś głodny?
— Jeszcze jak. Terminy miałem dosyć napięte...
. — Już się nie skarż. Chcdżmy na obiad, to opowiem ci wszystko.
— I co o tym sądzisz? — zapytał Zadra, kiedy znaleźli się znowu u siebie.
— Wygląda na to, że ta cala kradzież to kamuflaż. Chodziło chyba o coś zupełnie innego. Trudno wy-
czuć, co tu jest grane. Poczekajmy na wyniki z laboratorium, może coś tam wykombinują z tym plecakiem.
— No właśnie. Skontaktuj się z nimi. Później sprowadź tutaj gosposię Stareckiego, niech przyjrzy się
temu naszemu znalezisku. Wpadnij też do drogówki — weźmiesz od nich wykaz osób kontrolowanych tam-
tej nocy i we wtorek przed południem na tracie Warszawa — Serock. W raporcie z Zegrza j: :t napisane, że
nie znaleziono tam żadnych śladów i że we wtorek o jedenastej nastąpiło na tamtym terenie oberwanie
chmury. Znaczyłoby to, że plecak ukryto, wcześniej i że woda zatarła ślady. Ja tymczasem napiszę raport do
prokuratury i spróbuję sprawdzić, co dzieje sio z Kawecką, czemu się nie zgłasza. Trochę zbyt długo już to
trwa. Bywaj. Do jutra.
Pracował niemal do zmierzchu. Był już solidnie zmęczony. Poskładał papiery, zgasił dopiero co zapa-
lonego papierosa i ruszył do wyjścia. Marzył o kąpieli i dobrej książce. Od drzwi zawrócił go telefon. Labo-
ratorium meldowało, że ukończono już badania plecaka wyłowionego pod Zegrzem. Z analizy wynikało, że
musiał leżeć w wodzie dwie do trzech dób. Natrafiono jednak na ciekawe mikroślady. Do jednego z zam-
ków przyczepione były maleńkie drobiny grzybni rydza. Stosunkowo świeże.
Dźwięk dzwonka usłyszał już na klatce schodowej. Błyskawicznie otworzył drzwi i podbiegł do tele-
fonu.
— Tak słucham, Zadra.
— Dobry wieczór panu, Marzec mówi. Pamięta mnie pan?
— Tak oczywiście, pan pracuje w warsztacie Stareckiego. Słucham pana.
— Prosił pan, żeby zadzwonić jak mi się coś przypomni, więc...
— Tak, proszę bardzo.
— Przeglądałem dzisiaj jeden wóz, który jest u nas na warsztacie, nie wiedziałem czy jest już gotowy,
no i znalazłem coś ciekawego.
— Słucham pana.
— W tym wozie była zmajstrowana bardzo sprytna skrytka w desce rozdzielczej. Jak przekręcić w le-
wo zapalniczkę, to się otwiera. Nie jest to fabryczna robota. Nie widziałem nigdy czegoś takiego, a pan
mówił, że wszystko może być ważne, wiec pomyślałem, że zadzwonię i powiem. Co mi szkodzi.
— Bardzo dobrze pan zrobił. Proszę zamknąć ten samochód i do jutra nic przy nim nie robić. Przyślę
tam kogo, żeby to sobie obejrzał. Jakby się zgłosił klient, proszę powiedzieć, że wóz jeszcze nie gotów.
Zgoda?
—Zrobi się, poruczniku. To nie problem, przecież. Czy jeszcze coś?
— Proszę mi powiedzieć, kto jest właścicielem tego samochodu?
— Kary. Inżynier Kary, panie poruczniku.
Inżynier Kary był mężczyzną szczupłym, wzrostu nieco ponad przeciętnego. Miał krótko ostrzyżone,
nieokreślonego koloru włosy, lekko siwiejące na skroniach i zdradzającą nieprzeciętną inteligencję twarz.
Nie zdziwiła go zupełnie ta spóźniona nieco i nie zapowiedziana wizyta. Serdecznym ruchem zaprosił po-
rucznika do środka. Mieszkał w niedużym, dwupokojowym mieszkaniu, którego urządzenie dobrze świad-
czyło o guście gospodarza. Przedstawili się sobie i usiedli w głębokich fotelach przy małym secesyjnym
stoliczku, wyglądającym na autentyk.
— Czego się pan napije, panie poruczniku. Whisky? Koniak? Może kawa?
— Jeżeli pan laki uprzejmy, poproszę kieliszek koniaku. Za kawę dziękuję, przed chwilą piłem.
Kary rozlał do pięknych, rżniętych kryształowych kieliszków martela. Poczęstował Zadrę carmenem,
ale ten wolał swojego extra-mocnego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta