[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odwróciła się gwałtownie i ujrzała Zane'a.
Nadal był nieogolony i potargany. Miał na sobie luzne spodnie i rozchełstaną
białą koszulę, jakby ubrał się w pośpiechu. Lecz wydawał się swobodny i
odprężony. Leniwym gestem podniósł kluczyki i zapytał przeciągle:
- Tego szukasz?
- S-skąd w-wiedziałeś...?
- Skąd wiedziałem, co knujesz? - Uśmiechnął się lekko. - Obudziłem się,
kiedy wstałaś z łóżka. Już miałem cię zawołać, ale zobaczyłem, że grzebiesz w
kieszeniach moich spodni. Zawsze sądziłem, że to przywilej żony - dodał zjadliwie.
Gail oblała się gorącym rumieńcem.
- Nigdy bym tego nie zrobiła, ale chciałam odzyskać pierścionek.
- A więc nie mogłaś odjechać bez niego, tak?
Przeraziła się, gdyż zabrzmiało to niemal, jakby znał prawdę. Pocieszyła się
myślą, że to tylko złudzenie wywołane jej poczuciem winy.
- Wprawdzie nie spakowałaś walizki... - ciągnął z ironią - ale ponieważ
zadałaś sobie trud, by odszukać paszport, więc przypuszczam, że istotnie
zamierzałaś wyjechać, a nie wybrać się po prostu na poranną przejażdżkę.
Milczała.
- Domyślam się, że po przebudzeniu otrzezwiałaś i pożałowałaś tego, co
S
R
zdarzyło się w nocy?
- Owszem.
- Zgaduję, że postanowiłaś pojechać do Carla i poskarżyć się mu, że
zmieniłem się w wielkiego, złego wilka...
- Nie! - parsknęła gniewnie.
- Dlaczego nie?
- Ponieważ to nie byłaby prawda. Ty... - głos jej się załamał.
Urwała i opanowała się z wysiłkiem.
- Do niczego mnie nie zmusiłeś.
- Wielkie dzięki... Niemniej zamierzałaś zwrócić się do niego o pomoc?
- Skąd! To byłoby zbyt żenujące dla nas wszystkich.
Popatrzył na nią z odrobinę większym szacunkiem.
- Zatem co planowałaś?
- Dotrzeć do najbliższego portu lotniczego i wrócić samolotem do Londynu.
- A więc ogarnęła cię tęsknota za ojczyzną? - rzucił szyderczo. - Sądziłem, że
mamy zwiedzić Toskanię.
- Nie zamierzam nigdzie z tobą jechać - wycedziła.
- Przed objęciem tej posady wiedziałaś doskonale, że łączą się z nią podróże.
- W ogóle nie powinnam była jej przyjmować. Popełniłam błąd i chcę go
naprawić, wyjeżdżając.
- Ale dlaczego? Przecież jeszcze w ogóle nie zaczęliśmy pracować... a jeśli
chodzi o ubiegłą noc, wiem, że pragnęłaś tego, co się stało, równie mocno jak ja.
Chciała zaprzeczyć, lecz nie potrafiła zmusić się do kłamstwa.
- Tak więc... - mówił dalej - uważam, że powinnaś ponownie przemyśleć
swoją decyzję. Nie spędziliśmy tutaj nawet jednego pełnego dnia. A w sprawach
osobistych pozostawiam ci całkowitą wolność wyboru. Jeśli nie masz ochoty ze
mną sypiać, wystarczy tylko odmówić. - Gdy rozważała jego słowa, dorzucił z
szelmowskim uśmiechem: - Chociaż w takim wypadku rezerwuję sobie prawo do
S
R
użycia łagodnej perswazji.
Ten uśmiech i zmysłowy błysk w jego oczach podziałały na Gail wprost
zniewalająco. Kusiło ją, aby pozostać z Zane'em choć przez kilka dni. Wykorzystać
przynajmniej tę jedyną szansę na niewielką, o wiele za małą odrobinę szczęścia...
Lecz czy będzie szczęśliwa, oddając mu swoją duszę i wiedząc, że dla niego
jest tylko przelotną igraszką, którą porzuci, gdy już się nią nasyci?
- Wrócę do Londynu - oznajmiła stanowczo.
Potrząsnął głową.
- Nie, a w każdym razie jeszcze nie teraz.
- Nie możesz więzić mnie wbrew mej woli - zaprotestowała.
Uśmiechnął się ze szczerym rozbawieniem.
- Nie dramatyzuj. Proponuję, żebyś przed śniadaniem napiła się kawy i wzięła
prysznic.
Gail się zawahała. Nie chciała się poddać, ale nie miała wyboru, więc
westchnęła z rezygnacją i wyszła z garażu. Zane władczym gestem otoczył ją
ramieniem. Zirytowana jego arogancją, bezskutecznie usiłowała się wyswobodzić i
obrzuciła go gniewnym spojrzeniem.
Pochwycił jej wzrok.
- Po namyśle doszedłem do wniosku, że jednak spróbuję zaspokoić twoje
upodobanie do melodramatycznych gestów. - Wybuchnął śmiechem i
zadeklamował: - Ha, moja dumna ślicznotko! Dostałem cię wreszcie w swe szpony
i uczynię z tobą, co zechcę!
Zaskoczona roześmiała się z jego błazenady. Jej reakcja natychmiast
rozładowała napięcie.
- Tak już lepiej - stwierdził z satysfakcją. - Więc może teraz napijmy się
kawy?
Gail chwilowo porzuciła opór i pozwoliła się zaprowadzić do domu, z którego
dopiero co uciekła. Weszli do jasnego, gustownie umeblowanego salonu na
S
R
pierwszym piętrze, z drzwiami wychodzącymi na słoneczny taras.
Dziewczyna bezskutecznie usiłowała zebrać myśli. Gdyby w samochodzie
były kluczyki, zniknęłaby na zawsze z życia Zane'a. Lecz w pewnym sensie nie
chciała, by ta przygoda już się skończyła, i cieszyła się, że została przy nim.
Przyglądała się, jak zręcznie przyrządza kawę z ekspresu, i napawała się jego
męską urodą. Nagle podniósł głowę. Pospiesznie odwróciła wzrok z obawy, co
mógłby wyczytać w jej oczach.
Przyniósł tacę, postawił ją na niskim prostokątnym stoliku, podał Gail
filiżankę i usiadł naprzeciwko.
Gdy pili gorący aromatyczny napój, nadal unikała jego spojrzenia.
Zastanawiała się, dlaczego właściwie skłonił ją do pozostania. Zazwyczaj przełożo-
ny nie postępuje tak wobec pracownika, który zamierza odejść. Jednakże pomiędzy
nimi nic nie było zwyczajne.
Z pewnością nie chodziło mu wyłącznie o seks, ponieważ z jego aparycją i
urokiem - nie wspominając już o majątku - znalazłby aż nazbyt wiele chętnych
kobiet...
Przerwał jej rozmyślania uprzejmym pytaniem:
- Napiłabyś się jeszcze kawy?
- Nie, dziękuję bardzo - odrzekła równie ceremonialnie.
- Wobec tego chodzmy wziąć prysznic - powiedział.
W milczeniu weszli na drugie piętro. Jednak gdy wprowadził ją do głównej
sypialni, zaprotestowała:
- Nie wiem, co ci chodzi po głowie, ale jeśli myślisz, że...
- Sądziłem, że zgodziliśmy się wziąć prysznic - przerwał jej niewinnym
tonem.
- Ale to twój pokój! - wykrzyknęła wzburzona.
- Nasz - poprawił ją.
Serce zatrzepotało jej w piersi. Odetchnęła głęboko. Zdecydowana, iż nie
S
R
zamierza być dla niego jedynie wakacyjną igraszką, rzekła najspokojniej, jak
potrafiła:
- Przed chwilą powiedziałeś, że w kwestiach osobistych pozostawiasz mi
całkowitą wolność wyboru.
- Owszem - przyznał. - A więc?
- A więc nie chcę dzielić z tobą pokoju... ani łóżka.
W jego przejrzystych zielonych oczach zamigotało rozbawienie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]