do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdawali się niczym nie przejmować. Jedyne, co przychodziło mi do głowy, to pytanie:  Co to za
ludzie? .
Porywacz miał na imię Ed. Był przystojnym pięćdziesięcioletnim białym mę\czyzną, który
sześć lat temu wpadł w szał i zastrzelił ośmiu ludzi z półautomatycznego karabinu na parkingu
przed centrum handlowym. Do tego momentu był odnoszącym sukcesy maklerem giełdowym,
wzorowym mę\em i ojcem, fanem sportu, członkiem rady parafialnej, świetnie grał w golfa i tak
dalej. Pózniej, nawet regularnie biorąc leki, miewał epizodyczne stany utraty kontroli z
towarzyszącymi zaburzeniami czynności elektrycznej mózgu, co zazwyczaj kończyło się
całkowitym wyczerpaniem i pokrwawieniem rąk od walenia pięściami w ściany pokoju.
Ale to nie Giselle porwał. To była La Belle. Nigdy nie wyjaśniło się, czy pani Trexler się
przejęzyczyła czy te\ zle ją usłyszałem - sprawa bezpieczeństwa Giselle wszak nie dawała mi ani
na chwilę spokoju. W ka\dym razie kotka dostała się na oddział psychopatów, a kiedy
111
sanitariusze otworzyli drzwi pokoju Eda, \eby zabrać do prania brudną bieliznę, wśliznęła się do
środka, ju\ po chwili zaczął walić w kraty okienka, gro\ąc, \e ukręci łeb La Belle, je\eli nie
pozwoli mu się porozmawiać z  facetem z zaświatów .
Był tam Villers i nie omieszkał mi przypomnieć, \e sprzeciwiał się pomysłowi trzymania
zwierząt na oddziałach - być mo\e miał rację. Gdyby nie było kotki, nigdy by się to nie zdarzyło,
a co więcej, jeśliby coś jej się stało, miałoby to fatalny wpływ na Bess i innych pacjentów.
Przypuszczałem, \e Ed blefuje. Nie był to \aden z jego napadów szału. Ale nie widziałem
\adnego zdecydowanego powodu, aby mu odmawiać krótkiej rozmowy z protem, i poprosiłem
Betty, \eby go wezwała. Jednak prot był ju\ na miejscu. Widocznie zbiegł za mną po schodach.
Nie musiałem niczego wyjaśniać, poprosiłem go tylko, by zapewnił Eda, \e nie będzie
\adnych konsekwencji, jeśli tylko wypuści kotkę. Prot skierował się do pokoju Eda, prosząc, aby
nikt mu nie towarzyszył. Sądziłem, \e będą rozmawiać przez zakratowane okienko, ale drzwi się
nagle otwarły i prot błyskawicznie wśliznął się do środka, zatrzaskując je za sobą.
Po paru minutach ostro\nie podszedłem do okienka i zajrzałem do pokoju. Stali w głębi przy
przeciwległej ścianie i cicho rozmawiali. Nie słyszałem, co mówią. Ed trzymał La Belle na
rękach, głaszcząc ją delikatnie. Kiedy spojrzał w moim kierunku, wycofałem się.
W końcu prot wyszedł, ale bez kotki. Upewniwszy się, \e pracownik ochrony zamknął pokój
Eda na klucz, zaintrygowany zwróciłem się do prota. Uprzedzając moje pytanie, rzekł:
- Nie zrobi jej krzywdy.
- Skąd pan wie?
- Powiedział mi.
- Aha. Co jeszcze panu powiedział?
- Chce się udać na K-PAX.
- I co pan mu odpowiedział?
- Powiedziałem, \e nie mogę go wziąć ze sobą.
- I co on na to?
- Był zawiedziony do chwili, gdy mu powiedziałem, \e wrócę po niego pózniej.
- I to go zadowoliło?
- Powiedział, \e zaczeka, je\eli będzie mógł zatrzymać kotkę.
- Ale...
- Proszę się nie martwić. Nie zrobi jej krzywdy. I panu równie\ nie będzie więcej sprawiał
kłopotów.
- Skąd ta pewność?
- Poniewa\ on myśli, \e je\eli będzie sprawiał kłopoty, to nie wrócę po niego. Ja bym i tak
wrócił, ale on tego nie wie.
- Wróciłby pan? Dlaczego?
112
- Poniewa\ obiecałem mu, \e to zrobię. A tak przy okazji - rzekł, gdy wychodziliśmy razem -
będzie pan musiał postarać się o jeszcze kilka następnych futerkowych istot dla innych
oddziałów.
A oto ostatnie zadanie Howiego: być gotowym. Reagować natychmiast na wszystko,
czegokolwiek prot bez uprzedzenia mo\e od niego za\ądać.
Przez dzień lub dwa biegał z szybkością tachionu pomiędzy biblioteką a swoim pokojem,
tam i z powrotem - ten sam dawny Howie. Nie spał przez czterdzieści osiem godzin. Czytał
Cervantesa, Schopenhauera, Biblię. A\ nagle, kiedy właśnie jak błyskawica przemykał obok
okna świetlicy, z którego swego czasu wypatrzył modrą srokę, zatrzymał się w pędzie i zajął
swoje dawne miejsce na szerokim parapecie okiennym. Zaczął się cichutko śmiać, a potem
ryczeć ze śmiechu. W niedługim czasie chichotał cały oddział, mo\e z wyjątkiem Bess, a potem
cały szpital, z personelem, z wszystkimi. Do Howiego dotarła wreszcie absurdalność polecenia
prota, by być gotowym na wszystko, cokolwiek mo\e się zdarzyć.
- Głupie są starania, by przygotować się do \ycia - powiedział mi pózniej przed budynkiem. -
Ono po prostu biegnie i nie mamy na to \adnego wpływu, ni za cholerę.
Prot stał z dala przy bocznym murze, przyglądając się z uwagą słonecznikowi. Ciekaw
byłem, co widział w nim takiego, czego my nie dostrzegamy.
- Co z pana zadaniem? - spytałem.
- Que sera, sera - zagwizdał znaną melodię, przechylając się do tyłu, jakby chciał wchłonąć
w siebie ciepły blask słońca. - Chyba się zdrzemnę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta