[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podłogę.
Podniosła go i przeczytała kilka napisanychna nim
słów: ,,Chellie, to naprawdę drobiazg, przyjmij to ode
mnie’’. Pod podpisem widniało PS: ,,Możemy zało-
żyć, że to prezent urodzinowy’’.
Chellie usiadła na brzegu łóżka i kilkakrotnie czyta-
ła te słowa, aż litery zaczęły jej migać przed oczami.
Zdobył się na taki wysiłek, byle tylko nie zwrócić jej
paszportu? – zastanawiała się w duchu.
Jeśli nie włoży tej sukni, będzie to z jej strony
afront. Jeśli przypomni mu o paszporcie, powie, że
robi z igły widły.
To nie była ,,igła’’, pomyślała. Paszport to napraw-
dę ważna rzecz.
Uświadomiła sobie raptem, że ta suknia to pierwszy
prezent, jaki dostała od mężczyzny. Nie licząc ojca,
od którego, jako mała dziewczynka, otrzymywała pre-
zenty przez nianię, a potem – przez sekretarkę.
Zwiększało to wagę tego podarunku i czyniło z nie-
go niemal amulet.
Jakim cudem mężczyzna, który prawie jej nie znał,
potrafił kupić rzecz tak dokładnie pasującą do jej
124
SARA CRAVEN
figury? – zapytywała siebie, szczerze zdumiona tym
faktem.
Chellie nie lubiła zadawać pytań, zatem nic nie
wiedziała ani o jego rodzinie – jeśli miał taką – ani
o środowisku, w jakim się obracał. Może zresztą lepiej
było nic nie wiedzieć, tym bardziej że i on do zwierzeń
nie był skory.
Ich linie życia przecięły się, i to wszystko.
Jeśli tak, to dlaczego ich wzajemny kontakt tak
wiele znaczył?
Skąd u niej to uczucie, że upływ czasu się nie liczy?
Jak gdyby żyła dotychczas tylko po to, by się z nim
spotkać, i nieważny był fakt, że długość ichznajomo-
ści określały bardziej godziny niż lata.
Wiedziałam o tym od pierwszego spotkania z nim,
myślała. Wiedziałam, że jest to mężczyzna, na którego
czekam. Ale dlaczego los mnie nie ostrzegł, że może
się to źle skończyć? Że on jest związany z piękną
blondynką?
Dlaczego instynkt mi nie podpowiedział, że choć
moje życie splotło się z jego, o niczym to nie świadczy,
co on też niejednokrotnie podkreślał?
Być może nawiedzała go pokusa, ale zawsze wie-
dział, gdzie jego miejsce. Nie pozwoliłby na to, by los
spłatał mu figla i skierował go w niewłaściwą stronę,
by przekreślił przeszłość.
Jak to się stało, że wtedy u Mamy Rity patrzyłam na
niego i nic do mnie nie docierało? – zastanawiała się.
Nie wyczułam, że on to owoc zakazany, który z każdej
sytuacji wyjdzie obronną ręką.
CÓRKA MILIONERA
125
Może jeszcze wtedy mogłam się uchronić przed
tym, na co teraz jest już za późno...
– Szczęście – szepnęła ze smutkiem, krzyżując na
piersi ramiona – trwa tylko chwilę.
Gdyby los dał mi choć tę chwilę, myślała. Wzięła-
bym ją i niechsię stanie, co się ma stać. Nie chcę wiele
i nie żądałabym od niego więcej, niż może mi ofiaro-
wać. A przynajmniej stałabym się bogatsza o wspo-
mnienia, tak jak jestem bogatsza o tę piękną suknię,
której nie będę nosić, ale zachowam na zawsze.
Włożyła sukienkę z powrotem do pudła, a kartkę
podarła na kawałki, po czym wyszła na balkon, usiadła
na leżaku i obserwowała zachód słońca. I myślała.
Chellie zeszła na dół w ostatniej chwili. Ku jej
zdziwieniu czarna suknia od Mamy Rity nie wyglądała
najgorzej, co stwierdziła, przeglądając się w wielkim
lustrze. Wręcz przeciwnie, czerń ładnie harmonizowa-
ła z jej opaloną cerą. Chellie wyglądała świetnie,
bardzo seksy.
Czy naprawdę świetnie?
No dobrze, pomyślała, prostując ramiona. Nieba-
wem się przekonam.
Ash był już w salonie, stał z kieliszkiem w dłoni
przy oszklonych drzwiach wiodących na werandę
i wpatrywał się w ciemność.
Gdy Chellie weszła, obrócił się ku niej i na widok
jej nagich ramion i szczupłej talii najwyraźniej zanie-
mówił. Cisza aż dźwięczała w uszach. Wreszcie pod-
niósł kieliszek i uśmiechając się, rzekł:
126
SARA CRAVEN
– To nie są twoje urodziny. Ale może moje?
– Postanowiłam dopasować się do nastroju – po-
wiedziała Chellie, wzruszając ramionami.
– Bardzo śmiało – stwierdził. – Musiały ożyć w to-
bie złe wspomnienia.
Wytrzymała jego wzrok.
– Nie wszystkie są złe. – Po chwili milczenia
powiedziała z zamierzoną nonszalancją: – Suknia,
którą mi przesłałeś, jest fantastyczna. Jak na człowie-
ka, który zarabia na życie dostarczaniem zakupionych
jachtów ich właścicielom, świetnie się znasz na kobie-
cych strojach.
– Staram się – odparł.
– Bardzo słusznie – rzekła.
– Kupiłem to dla ciebie – powiedział – bo chyba
niezbyt jest przyjemnie nosić cały czas cudzą odzież.
Chciałem, żebyś choć jedną rzecz miała własną.
Zrobiło jej się przykro. Ja też bym tego chciała,
stwierdziła w myślach. A głośno powiedziała:
– To... bardzo uprzejme z twojej strony.
– Będę jeszcze bardziej uprzejmy – rzekł, pod-
chodząc do bocznego stolika – i namówię cię do
skosztowania wspaniałego ponczu à la Cornelius. Na-
prawdę warto. – Nalał płynu do szklanki, dodał lodu,
plasterek cytryny i listek mięty.
Chellie spróbowała ostrożnie i aż nią zatrzęsło.
– Ojej! Co to jest?!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]