[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wstrząśnięta, zraniona... ale wiedziałam, że mnie nie okła
małeś.
Wierzyła mu. Wierzyła w niego. Przez chwilę zapiekły go
oczy. Z trudem odzyskał panowanie nad sobą.
- Nie jestem taki jak twój Dan - powiedział z trudem.
- Nie potrafię być takim człowiekiem, takim mężem jak on.
- Nie potrafisz. - Westchnęła. - Z tym najtrudniej było
mi się pogodzić. Nie chciałam być nikim innym niż kobietą,
która kochała Dana; kobietą, którą on kochał. Ale jego śmierć
mnie zmieniła. Trudno mi było to przyznać przed sobą.
Wzięła go za rękę z uśmiechem.
- Nie jesteÅ› taki jak Dan. Ale i tak jesteÅ› fantastyczny.
Dokładnie takiego mężczyzny teraz potrzebuję.
Przysiągłby, że w tym momencie jego serce zaczęło bić
na nowo. Nie wiedział, co robiło wcześniej, ale z pewnością
nie wypełniało dobrze swojego zadania, bo dopiero teraz
poczuł, że w jego żyłach zaczyna krążyć tlen.
- Możemy powtórzyć ceremonię, jeśli to konieczne.
Ale... jest coś, czego mi nigdy nie powiedziałeś, Michael.
- Zawahała się. - Potrzebuję tych słów.
- Ja... nigdy ich nie powiedziałem żadnej kobiecie. Chy
ba nawet w ogóle nikomu - przyznał.
Nie mógł sobie przypomnieć. Czy kiedykolwiek mówił
ojcu, że go kocha? Albo braciom? Albo matce?
- Nic nie wiem o miłości - dodał z lekką desperacją. -
Nie wiem nawet, czy potrafię kochać.
Milczała, patrząc wprost na niego. Czekała.
- Cholera - mruknął. W porządku, potrafi to zrobić. -
Kocham ciÄ™, okej?
Uścisnęła jego rękę.
- Aż takie to było trudne?
- Tak. Nie - poprawił się zaraz. Poczuł, jak ogarnia go
dziwne ciepło, spokój. - Nie, właściwie całkiem proste...
Ciepło rozchodziło się coraz szerzej, sięgnęło szyi, twarzy.
- Kocham cię - powtórzył z szerokim uśmiechem.
Nachyliła się, ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała go.
- Ja też cię kocham.
Z trudem wyciągnął rękę, by dotknąć jej włosów, gładkiej
skóry.
- Damy radÄ™ - mruknÄ…Å‚.
- Pewnie. Ale najpierw musimy ustalić jedno.
Popatrzyła na niego z szelmowskim błyskiem w oku.
- Lepiej szybko wyzdrowiej, bo jesteÅ› mi winien noc
poślubną, żołnierzu. I to w łóżku. Tym razem życzę sobie
prawdziwego łóżka.
EPILOG
Boże Narodzenie, posiadłość Westów
- Mmm. - Michael wycisnął pocałunek na szyi Alissy.
- Czy już ci mówiłem, że wyglądasz niezwykle seksownie
w tych szatach, wielebna?
Alyssa roześmiała się.
- Mam zamiar w nich zostać. Dwadzieścia osób czeka na
dole, żebym poślubiła twojego brata.
- Spóznił się - odparł Michael. - Ja już się z tobą ożeni
Å‚em.
Obróciła się w jego ramionach i objęła go za szyję.
- Fakt. Nawet dwa razy.
Za radą prawnika drugi raz wzięli udział w ceremonii,
kiedy tylko Michael wyszedł ze szpitala. Cami przestała
stwarzać problemy, gdy Michael zapisał jej część pieniędzy,
które wkrótce miał odziedziczyć. Pomysł ten napełnił nie
smakiem Jacoba, lecz i Michael, i Alyssa chcieli jak najszyb
ciej zamknąć całą sprawę. Być może Cami otrzymała nie
wielką fortunę, lecz jak się okazało, Michael miał niedługo
dostać większą. Znacznie większą.
Dość dużą, by starczyło na zbudowanie nowej szkoły we
wsi Cuautepec. Już wysłano tam owce i kurczęta. Siostra
Andrew miała też założyć niewielki zakład garncarski; Mi-
chael już jej obiecał piec i potrzebne materiały.
Ktoś głośno zastukał do drzwi.
- Hej, wy tam, dość tych czułości - dobiegł ich głos
Luke'a. - Musimy ożenić Jacoba, bo zaraz zacznie gryzć
boazerię. Albo gości.
Michael z ociąganiem wypuścił żonę z objęć i ruszył do
drzwi. Prawie nie potrzebował już laski, którą dostał od Lu
ke'a na Gwiazdkę. Wkrótce przejdzie badania i będzie mógł
dołączyć do swojego oddziału. Albo nie. Nie zdecydował się
jeszcze, a Alyssa nie naciskała. Oboje czekało wiele zmian,
jeśli mieli zacząć wspólne życie.
Jakoś to będzie, pomyślała, wchodząc do holu. Bardzo się
od siebie różnili pod pewnymi względami. Oboje jednak
chcieli robić coś dla innych i bardzo się kochali.
Czasami to naprawdÄ™ wystarcza.
- Jesteście nareszcie - odezwał się Luke z ulgą i rozba
wieniem. - Jacob jest nie do wytrzymania.
- Ceremonia ma się zacząć dopiero za kwadrans - zauwa
żyła Alyssa spokojnie.
- Powiedz to mojemu bratu.
Na miejscu byli już jej rodzice i rodzice Maggie, żo
ny Luke'a, oraz matka i ojczym Claire. Maggie i Luke
przyjechali wcześniej wraz z chłopcem, którego zamie
rzali adoptować, i przywiezli mnóstwo prezentów dla
wszystkich.
Alyssa i Michael ofiarowali sobie tylko po jednym poda
runku: każde kupiło drugiemu prostą złotą obrączkę.
- Czy już mówiłam, że to bardzo dziwny dom? - spytała
Alyssa, kiedy schodzili na dół.
- Wszyscy tak twierdzą, ale się czepiają - odparł Michael
wesoło. - A oto i Jacob.
Chłodny, opanowany mężczyzna, którego spotkała
w szpitalu; biznesmen, którego niewzruszonosc i refleks
uczyniły bogatym człowiekiem, wyglądał, jakby zaraz miał
wyskoczyć ze skóry.
Alyssa powiedziała sobie, że pastor nie powinien chicho
tać.
- Nareszcie - powitał ich Jacob z głębokim westchnie
niem. - Wszyscy czekajÄ….
- Claire nie zniknie, jeśli poczekasz jeszcze pięć minut
- zauważył ubawiony Michael.
- Wiem, ale... - Jacob szarpnął węzeł krawata. - Chcę to
już mieć za sobą.
Luke zaśmiał się złośliwie.
- Gdybym wiedział, jaka to będzie frajda obserwować cię
w dniu ślubu, zachęcałbym cię do ożenku już dawno.
- Nic byś nie zyskał. Wtedy nie znałem Claire - odparł
po prostu pan młody.
Parę minut pózniej Alyssa stała przed przyjaciółmi i ro
dziną, starą i nową, i otwierała księgę. Znieg sypał cicho za
oknem; w rogu holu świeciła wesoło choinka. Kawałek czer
wonej wstążki, przeoczony wśród zamieszania, zwisał ze
świecznika.
Po wszystkim, przez co przeszła ona i pozostali, zebrali
siÄ™ wreszcie razem. Cuda mimo wszystko siÄ™ zdarzajÄ…, po
myślała i pociągnęła nosem.
Zamrugała oczyma. Claire i Jacob z pewnością nie chcie
li, żeby ślubu udzielał im szlochający pastor.
Matka Alyssy zasiadła do pianina i zaczęła grać starą,
dobrze znaną melodię. Panna młoda wsparta na ramieniu
przybranego ojca szła w stronę ukochanego mężczyzny.
Zatrzymała się przed Alyssa i ujęła Jacoba za rękę.
Alyssa starała się opanować łzy. Zobaczyła, że Ada
też płacze. I jeszcze paru gości. Spojrzała na Michaela
i uśmiechnęła się.
- Drodzy bracia i siostry - zaczęła jasnym i czystym gło
sem. - Zebraliśmy się tu dzisiaj...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]