[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapytał, czy mógłby się wykąpać, a ona, głupia, się zgodziła.
Teraz leżała w swoim podwójnym łóżku, wpatrując się w
ciemność i słuchając szumu wody. Czuła się samotna,
przepełniały ją też inne, podsuwane przez pamięć uczucia. Jej
niemądre ciało reagowało na samą myśl o tym człowieku pod
prysznicem.
Uznała, że życie jest niesprawiedliwe, a jej uczucia
pozbawione sensu. Nie mogła zaufać swojemu ciału, a nawet
rozsądkowi. W myślach powtarzała bez przerwy te same
pytania.
Samuel chciał wiedzieć, czy spodziewa się jego dziecka.
Kim on jest? Czy teraz o niej myśli? Tak bardzo chciał tutaj
zostać. Może nie zapomniał o niej, podobnie jak ona... Nie,
pomyślała, ugniatając poduszkę, nie mogę puszczać wodzy
fantazji. Jeśli ten mężczyzna spędzi dzisiaj bezsenną noc, to
tylko z powodu bolącej ręki.
Biedna ręka. Gdyby jej nie zobaczyła, nie pozwoliłaby mu
zostać. Ciekawe, że posłużył się nią w chwili, gdy już gotowa
była go wyprosić. Czyżby zrobił to celowo, by wzbudzić jej
współczucie? Nie, ta myśl nie wydawała się przyjemna.
Podobnie jak przeświadczenie, że Samuel był szpiegiem. Czy
można mu wierzyć?
Może. Jane przewróciła się na drugi bok i jeszcze raz
ugniotła poduszkę. Te głupie okulary, pomyślała,
przypominają, że ich właściciel potrafi zmieniać się jak
kameleon. Nawet jeśli wierzyć, iż był szpiegiem, to i tak nie
wyjaśnił do końca, po co tu przyjechał.
A może naprawdę jej pragnął. Może nie potrafił o niej
zapomnieć. Może...
Rzuciła poduszkę na podłogę.
ROZDZIAA SZÓSTY
Budzik nie zadzwonił. Kiedy Jane otworzyła oczy i
spojrzała na zegarek, natychmiast wyskoczyła z łóżka. Nigdy
się nie spózniała. Zapomniawszy o wszystkim, otworzyła
drzwi sypialni i stojąc w pidżamie, znalazła się naprzeciw
Samuela.
- Dzień dobry - odezwał się.
W samych bokserkach wyglądał jak zwyczajny człowiek.
Jane mogła podziwiać jego wspaniałe ciało i rozjaśnione
uśmiechem błękitne oczy. Włosy jak zwykle miał związane w
kucyk. Nawet wówczas, kiedy kryli się w dżungli przed
żołnierzami, dbał o swoją fryzurę.
- Chyba nie masz nic przeciwko temu, że zadomowiłem
się w kuchni. Kawa jest już gotowa.
Na myśl o gorącej kawie Jane gotowa była mu wybaczyć,
że od samego rana jest tak zadbany, gdy ona stoi z
potarganymi włosami ubrana w mało elegancką piżamę.
- Pózniej - odrzekła i pobiegła do łazienki.
Wczoraj wieczorem mogła zapomnieć o nastawieniu
zegarka, ale pamiętała przynajmniej o zostawieniu w łazience
ubrania. Akurat było tam wszystko, co najbardziej lubiła.
Błękitny sweter i miękkie, pasujące do niego spodnie, których
dotyk stanowił pieszczotę dla nóg. Nikt nie zamierza pieścić
moich nóg, pomyślała, przytulając tkaninę do policzka. Ubrała
siÄ™ starannie dla samej siebie, a nie po to, by na kimkolwiek
wywrzeć wrażenie. Pomalowała wargi, nabrała tchu i
otworzywszy drzwi łazienki, usłyszała czyjeś głosy.
Jeden z nich należał do Samuela. Na dzwięk drugiego
jęknęła głucho, uznając w duchu, iż poranki bywają
koszmarne. Jej matka postanowiła ją odwiedzić.
Samuel był zadowolony, że kiedy pani Smith zapukała,
Jane brała prysznic. Dawało mu to czas, by zrobić na gościu
odpowiednie wrażenie. Na szczęście poduszka i koc, których
używał ostatniej nocy, leżały jeszcze na kanapie. Zanim
zaprosił matkę Jane na kawę do kuchni, przez chwilę
porządkował posłanie, bez słowa dając do zrozumienia, gdzie
spędził tę noc.
Od razu się zorientował, że Marilee akceptuje go jako
przyszłego zięcia. Wydał się jej nieszkodliwym,
konwencjonalnym człowiekiem, uprawiającym ogólnie
szanowany zawód. Wiedział, jak podtrzymać ten wizerunek.
Zanim dołączyła do nich Jane, jej matka zdążyła go polubić.
- Mamo, to bardzo wczesna pora na składanie wizyt -
stwierdziła Jane, wchodząc do kuchni.
Samuel obrzucił ją wzrokiem. Bardzo mu się podobała w
łagodnych odcieniach błękitu. Nosiła za duży sweter i luzne
spodnie, a jednak ubranie podkreślało krągłe, ponętne kształty.
Przypomniał sobie, jak trzymał w dłoniach jej pośladki, i
poczuł gwałtowny przypływ pożądania. Wziął kubek i wypił
łyk kawy, by dojść do siebie.
- Nie sądzę, żeby jakakolwiek pora była nieodpowiednia
na odwiedziny u córki - odparła pani Smith.
- Oczywiście, lecz nie przypominam sobie, byś zaglądała
do mnie przed ósmą rano - zauważyła Jane, nalewając sobie
kawÄ™.
- Obawiam się, że jest bezkofeinowa. Albo nie masz
innej, albo jej nie znalazłem - powiedział Samuel.
- Całkiem niezle smakuje. - Marilee pospieszyła ze
wsparciem.
Pani Smith należała do miłych, nie rzucających się w oczy
kobiet. Miała włosy nieokreślonego koloru, coś pomiędzy
brązowym a - szarym. Nosiła beżowe spodnium, a okulary w
zbyt dużych oprawkach nadawały jej twarzy wyraz wiecznego
zatroskania.
Samuel pomyślał, iż o takich ludziach jak ona zapomina
się natychmiast po zakończonym spotkaniu. W jakimś stopniu
podobna anonimowość nawet mu odpowiadała. Zastanawiał
siÄ™ tylko, co siÄ™ pod niÄ… kryje.
Jane nie usiadła z nimi przy stole. Piła kawę, stojąc.
- Nie mamy zbyt wiele czasu. Za pięć minut wychodzę -
oświadczyła.
- Ciągle nosisz ten tani wisiorek od ojca? Wiem, że jesteś
do tej błyskotki przywiązana, ale w pracy powinnaś wyglądać
elegancko - zauważyła matka.
Jane zarumieniła się i wsunęła ozdobę pod sweter.
- Nie jest tani - odparła.
Samuel zapamiętał łańcuszek z wisiorkiem na jej szyi, gdy
Jane leżała pod nim na leśnym poszyciu. Miała rację. Nie był
tani. A jednak mógł stanowić zarzewie konfliktu między
dwiema kobietami. Wstał i uśmiechnął się.
- Może jeszcze trochę kawy - zaproponował starszej pani.
- Dziękuję, Samuelu. - Marilee skinęła głową i zwróciła
się do córki: - Jak długo zamierzasz zwlekać z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]