do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rodzaju. Chodź! — powiedział, po dając jej rękę.
— Zostaniesz ze mną, prawda? — upewniła się nieśmiało.
— Oczywiście — obiecał, choć ciepło dłoni Sary znów rozbudziło w nim niebezpieczne
pragnienia i sprawiło, Ŝe przestał ufać samemu sobie.
Wiedział, Ŝe ta dziewczyna pomogłaby mu pokonać wewnętrzny chłód spowodowany
dawnymi przeŜyciami, lecz nie chciał jej wykorzystywać. UwaŜał, Ŝe nie jest wart uczuć
Sary.
Raz miał rację. Przyjęcie u Olivii Holand było jedyne w swoim rodzaju i sierŜant Rasmussin
towarzyszył na nim Sarze przez pierwszą godzinę. Świetnie udawał oddanego męŜa.
Przedstawił swojej rzekomej Ŝonie wiele osób i trwał u jej boku, by nie czuła się obco w
nowym otoczeniu.
Potem jednak ją porzucił. Zrobił to bardzo elegancko. Od czekał, aŜ zajęła się rozmową z
dwiema emerytowanymi pielęgniarkami. Pomyślał, Ŝe mają sobie wiele do powiedzenia i nie
potrzebują jego towarzystwa.
— Przeproszę cię na moment, kochanie — rzekł z uśmiechem.
— Muszę pogadać z kimś o sprawach zawodowych, a wiem, Ŝe to cię nudzi. Spotkamy się
później — rzucił Sarze na odchodnym.
Czterdzieści minut później nie było go nigdzie w zasięgu jej wzroku. Gospodyni domu
wyciągnęła Sarę z kąta, w którym ta skryła się z kieliszkiem wina w ręku.
— Jeszcze nie poznałaś Harry”ego, prawda? — spytała, przekrzykując głośną muzykę. — Nie
widziałam twego męŜa w pobliŜu. Pewnie jest w naszym muzeum i ogląda kolekcję
Harry”ego. Obaj wiedzą, jak po cichu zniknąć. Posprzeczaliście się?
— Tak — odparła zawstydzona Sara.
— Ach, ci męŜczyźni — pokiwała głową Olivia.
Przeszły obok dwóch głośno dyskutujących gości. Jeden był w skórzanej kurtce i z
kolczykiem w nosie, drugi miał pod szyją koloratkę. Obaj stanowili przykład typowych gości
zgromadzonych tego wieczora na przyjęciu. Nic tu nikogo nie dziwiło. Gdy przeszły do holu,
muzyka nieco przycichła i Sara odetchnęła z ulgą.
— Nie za głośno u mnie? — spytała gospodyni.
- AleŜ nie - zapewniła ją Sara. - Taka muzyka zagłusza hałas.
- Oj, za głośno - uznała Livvy, potrząsając błyszczącymi, zielono-czerwonymi kolczykami w
kształcie choinkowych bombek.
WłoŜyła do nich turkusowe obcisłe spodnie i powiewną białą bluzkę.
— chciałabym, by ktoś mi powiedział, jak się tę muzykę przycisza. Jestem prawie głucha na
jedno ucho — oznajmiła.
— To skutek infekcji. Poczekaj chwilę, Saro. Zaraz coś z tym zrobię i wrócę do ciebie —
mruknęła, znikając w duŜym pokoju.
Sara rozejrzała się wokół siebie. Hol, w którym stała, był większy niŜ jej houstońskie
mieszkanie. Na ścianach wisiały piękne obrazy, a podłogę pokrywał gruby, miękki dywan.
Wypiła łyk wina i ruszyła przed siebie, podziwiając wnętrze. Gdy usłyszała kobiecy śmiech,
obejrzała się. W drzwiach stał Raz w towarzystwie przystojnej blondynki. Kobieta ubrana
była w obcisły czarny strój, podkreślający jej smukłą sylwetkę. W jednej ręce trzymała
jedwabny szal, drugą dotykała piersi Raza. Długie, wijące się włosy opadały na jej nagie
ramiona. Miała rozchylone, wilgotne usta, które wyglądały tak, jakby je ktoś przed chwilą
całował.
Sarze pociemniało w oczach. Raz uśmiechnął się do niej fałszywym uśmiechem Eddiego
MacReady.
— Poznałaś juŜ Brendę? — zapytał.
Sara nie mogła dobyć głosu z gardła, więc tylko pokręciła głową.
— Brenda nie czuje się dobrze, więc poprosiła, bym ją od wiózł do domu.
— Do domu? — powtórzyła Sara z niedowierzaniem.
Chyba Raz nie zamierza mnie tu zostawić, pomyślała, ale jej rzekomy mąŜ tylko się
uśmiechał.
— Nie psuj sobie zabawy, kochanie. Szybko wrócę — zapewnił.
Sara poczuła, Ŝe robi się jej słabo. A więc Raz zostawia ją tutaj, by zabawiać się z tą
łajdaczką. Czy miała prawo protestować? PrzecieŜ niczego jej nie obiecywał. Przełknęła
ślinę, ciągle nie mogąc mówić.
- Zostaniesz tutaj? - upewnił się Raz.
Skinęła w milczeniu głową, a on objął blondynkę i wyszedł. Sarze zaschło w ustach i bała się,
Ŝe zaraz zwymiotuje. Przez chwilę chciała ich zatrzymać i powiedzieć sierŜantowi
Rasmussinowi, Ŝe nie powinien jej tego robić. Co sobie pomyślą ci wszyscy ludzie, którzy
uwaŜają ich za małŜeństwo? Nie mogła jednak narazić się na powtórne odrzucenie, więc stała
bez ruchu, nim Raz i Brenda odeszli. Chwilę później wróciła Livvy.
- Ciągle tu jesteś? Mogłabym przysiąc, Ŝe widziałam wychodzącego Razu. Był za daleko,
ale... — przerwała i skrzywiła się, u sobie, Ŝe jej sąsiad towarzyszył innej kobiecie.
Sara próbowała zachować resztki godności.
— Musiał odwieźć do domu kogoś, kto źle się poczuł — wyjaśniła.
Livvy popatrzyła na nią z powątpiewaniem, lecz nim zdąŜyła coś powiedzieć na temat
męskich wykrętów, Sara potrząsnęła przecząco głową.
— Nie chcę o tym mówić — szepnęła. — Są pewne okoliczności, których nie znasz —
dodała.
— Coś się tu dzieje, a wy dwoje mi o tym nie powiedzieliście, prawda?
Sara zachowała milczenie.
— Czemu wszyscy myślą, Ŝe nie umiem trzymać języka za zębami? — westchnęła Livvy. —
Czy ja mówię Harry”ernu, co kupiłam mu na Gwiazdkę? Coś mu najwyŜej napomknę, nic
więcej. Ale musisz go poznać, kochanie. Z pewnością cię rozbawi.
Znalazły Harry”ego w garaŜu zwanym muzeum ze względu na kolekcję wspaniałych
motocykli, zajmującą miejsce, na którym zmieściłyby się cztery samochody. Dwaj męŜczyźni
stali pochyleni nad pojazdem ze stylową przyczepą, która przypominała Sarze czasy czarno-
białych filmów. Trzeci męŜczyzna siedział na podłodze. Miał imponujące wąsy, był łysy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta