[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To ja pana o to pytam - odezwał się policjant. - To pan stoi na
poboczu z włączonymi światłami awaryjnymi.
- Ach, tak. My... hm... jechaliśmy do domu, rozumie pan, i złapaliśmy
gumę. A pogoda jest taka okropna...
Urwał. Nawet nie dlatego, że był przekonany, iż policjant z łatwością
dośpiewa sobie resztę, tylko po prostu nagle poczuł ogromne zmęczenie.
Było to niezwykle uczucie. Nigdy przedtem nie przytrafiło się mu coś
podobnego, a przecież zrobili z Miriam zaledwie drobną część tego, co
mogliby uczynić w bardziej sprzyjających warunkach. Do diabła, przecież
tylko kochali się w samochodzie! Nie robił tego nawet jako nastolatek, zresztą
pewnie dlatego, że, będąc licealistą, nigdy nie uprawiał seksu.
Jeśli tak wyczerpała go krótka przygoda w samochodzie - owszem,
pełna ognia i namiętności - to czego mógłby oczekiwać, gdyby znalazł się z
Miriam w innych okolicznościach? Na przykład w łóżku, gdzie nie groziłoby
im zaplątanie się w kierownicę ani poobijanie boków o podłokietniki, gdzie
mogliby rozkoszować się swoją bliskością przez długie godziny, a żaden
policjant nie przerwałby im ich tego... zajęcia.
- Może pomóc zmienić koło? - Funkcjonariusz wyrwał Rory'ego z
zamyślenia.
Miał już odmówić, gdy przypomniał sobie, że przecież, owszem,
potrzebował pomocy, i to bardzo.
- Szczerze mówiąc moje zapasowe koło jest do niczego - powiedział i
pona
ous
l
a
d
an
sc
wskazał na Miriam. - Ale moja... moja, hm... moja...
Obrócił się ku niej. Siedziała wyprostowana, ze wzrokiem skierowanym
prosto przed siebie, kurczowo zaciskała poły marynarki i nie odzywała się. Jej
policzki pałały, włosy były w nieładzie, a pierś unosiła się i opadała w
gwałtownych oddechach. Wygląda, pomyślał Rory, jakby przed chwilą
stoczyła morderczą bitwę, co w pewnym sensie zresztą było prawdą.
Gorączkowo zastanawiał się, jak powinien przedstawić ją policjantowi, który
cierpliwie czekał na wyjaśnienia.
Kim zatem Miriam była dla niego? - zastanawiał się. Była jego... jego...
jego...
Przyjaciółką, podpowiedział sam sobie. Właśnie tak... Ale czy na
pewno? Tak myślał o niej przedtem, zanim znalazła się na nim, z piersią w
jego ustach i z pośladkami w jego dłoniach.
Zgoda, być może przyjaciółka" nie jest już najlepszym określeniem,
albowiem Rory nigdy nie robił takich rzeczy z kobietami, którym przynależne
było takie miano.
Koleżanka? - zastanawiał się. Nie, absolutnie nie, to określenie tym
bardziej nie pasowało do sytuacji. Może więc osoba towarzysząca? Nie, zbyt
bezosobowe i takie jakieś oficjalne. Poza tym wygląd Miriam, jak i sukienka,
którą miała na sobie, mogłyby dać policjantowi wiele do myślenia.
Ktoś bliski? - Rory wciąż szukał właściwego określenia. Zdecydowanie
nie. Sugerowałoby to istnienie między nimi jakiegoś związku, a przecież
wcale tego nie chciał. No... chyba nie chciał.
Kochanka? - spytał sam siebie. Biorąc rzecz dosłownie, była to prawda,
lecz w ten sposób wskazałby policjantowi na coś, o czym tak naprawdę Rory
sam do końca nie wiedział, czy istnieje. To znaczy czy w ich przypadku
pona
ous
l
a
d
an
sc
można było mówić o miłości.
Kim więc, dokładnie, jest dla mnie Miriam? - jeszcze raz spytał sam
siebie.
- Moja, hm... - zaczął jeszcze raz, nie odrywając od niej spojrzenia. -
Moja, no... Moja...
- Pańska żona? - podpowiedział policjant.
- Boże! Nie! - rzucił Rory gwałtownie. - Ona nie jest moją żoną.
- A, to tak! - Policjant ze zrozumieniem pokiwał głową, a Rory
zmieszał się jeszcze bardziej.
- Co, tak? - spytał. Funkcjonariusz bezradnie rozłożył ręce.
- Wyskoczył pan z dziewczyną, a nie z żoną - powiedział uprzejmie. -
Złapał pan gumę, spózni się pan do domu i ma pan wielki kłopot. Wiem jak to
jest, bo miałem już dwie żony i dwie dziewczyny.
- Nie, nie, nie - kategorycznie zaprotestował Rory. - Absolutnie nie.
Ona nie jest także moją dziewczyną.- To słowo równie zle opisywało, jaką
rolę w jego życiu pełniła Miriam. Z całą pewnością była dla niego kimś
znacznie ważniejszym niż dziewczyna. Była... była...
Wciąż bezskutecznie usiłował znalezć wystarczająco precyzyjne
określenie.
- Ona jest moją... Ona jest... moją...
- Jestem jego bibliotekarką - powiedziała cichym głosem. - To
wszystko.
Choć formalnie była to prawda, Rory wiedział, że już nigdy nie będzie
potrafił o tej kobiecie tak myśleć.
Policjant schylił się i spojrzał w głąb samochodu, by przyjrzeć się
Miriam. Z wyrazu jego twarzy widać było, że za żadne skarby nie uwierzy, by
pona
ous
l
a
d
an
sc
panna Thornbury była dla Rory'ego tylko bibliotekarką.
Bo też nie była, mając na względzie nie tylko ostatnie wydarzenia, lecz
również uczucia, jakie Miriam żywiła do profesora Monahana.
- Tak... otóż... właśnie... - Policjant wyprostował się. - To co,
potrzebujecie pomocy przy zmianie koła, czy nie?
I tak rozmowa znalazła się w punkcie wyjścia.
- Jak już mówiłem - ciągnął Rory - moja, hm, bibliotekarka jest
członkiem AAA". Niestety nie mamy dostępu do telefonu, więc...
- Nie macie telefonu komórkowego? - spytał funkcjonariusz. -
Przecież są bardzo przydatne, zwłaszcza w takich sytuacjach.
Rory warknął coś pod nosem, a potem dodał:
- Tak, hm, będę o tym pamiętał... A tymczasem może zechciałby pan
zadzwonić do AAA" i powiedzieć, że potrzebujemy nowego koła i pomocy
przy jego zmianie? Będziemy bardzo wdzięczni. - Zmusił się do uśmiechu,
mając nadzieję, że nie było widać, jak bardzo był fałszywy. - Potem - dodał -
będzie pan mógł... sobie pojechać,
Rory bardzo żałował, że nie potrafił wyrazić tego inaczej. No cóż, nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]