[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Otrząsnął się. O czym on teraz, do jasnej cholery,
myśli?
Czego jeszcze chcesz?
To chyba twoje? zapytał, patrząc na nią ze
złośliwym uśmiechem.
Policzki Jaz zrobiły się purpurowe. Wyciągnęła
po nie rękę, ale on wcale nie miał zamiaru tak
szybko zakończyć tej zabawy. Odczuwał prawdzi-
wą satysfakcję, kiedy patrzył na jej wypieki na
twarzy. Już po chwili koronkowe figi okręcały się
wokół jego palca. Jaz próbowała je schwycić, ale nic
z tego nie wyszło.
83
Widzisz, jak niewiele potrzeba, by zrobić
z człowieka idiotę? wycedził przez zęby.
Wiedział, że zachowuje się jak szczeniak, ale nie
potrafił sobie tego odmówić. Mogło znowu być tak
cudownie jak kiedyś, ale ona nie była w stanie pojąć
najprostszych rzeczy. Stringi wylądowały w końcu
na jej łóżku, a on odwrócił się na pięcie i, nie
czekając na to, co powie Jaz, wyszedł.
Nie tak wyobrażała sobie Jaz wczorajszy wie-
czór. Cieszyła się, że będzie mogła popracować
w spokoju, i że cisza panująca w domu wuja Johna
ukoi choć trochę jej skołatane nerwy. A tymczasem
jak piorun z jasnego nieba spadł na nią niepojęty,
wręcz bezczelny pomysł Caida, żeby razem z nią
zamieszkać pod jednym dachem. Nigdy w życiu nie
spodziewałaby się, że coś podobnego może ją spot-
kać.
Zmęczona, uniosła głowę i odgarnęła opadające
na twarz włosy. Nie, to nie zebranie szefów działów
było przyczyną jej kiepskiego nastroju, choć i ono
nie napawało jej optymizmem, ale te koszmarne
noce i świadomość, że musi dzielić z Caidem dach
nad głową. Czuła, że nie podoła temu, że przerasta to
jej wytrzymałość fizyczną i psychiczną odporność.
Od jego przyjazdu minęły zaledwie trzy dni, a ona
była wykończona z powodu braku snu i nieustanne-
go stresu. Nie mówiąc już o tym, że wciąż plątał się
półnagi po mieszkaniu i w ogóle nie brał pod uwagę
tego, że może jej to nie odpowiadać lub ją drażnić.
84
Za każdym razem, kiedy dochodziło do jakiejś,
choćby tylko zdawkowej, wymiany zdań, obawiała
się, że zdradzi swoje prawdziwe uczucia i Caid się
wszystkiego domyśli. Chwilami zdawało się jej, że
jest bliska załamania nerwowego.
Jerry był już podminowany, kiedy wszedł na salę.
Od samego początku zachowywał się agresywnie.
Ale mimo to odetchnęła z ulgą, nie pojawił się
bowiem Caid, którego miała powyżej uszu. Jerry
mieszał z błotem jedną osobę po drugiej najwyraz-
niej nikt nie potrafił w tej firmie pracować jak
należy, a już na pewno zgodnie z jego oczekiwania-
mi. Wreszcie przyszła kolej i na nią.
A oto co myślę o zestawieniu, które mi dałaś
zaczął zjadliwie i demonstracyjnie podarł je na
strzępy i cisnął ze złością do kosza. To nic nie
warte śmiecie i tak właśnie zamierzam przedstawić
twoje pomysły w raporcie dla mojego ojczyma.
Chyba że wymyślisz coś bardziej dorzecznego.
Wszyscy wiemy, że byłaś pupilką Johna, bo jesteś
jego chrześniaczką, ale dobre czasy już się skoń-
czyły i radzę, żebyś nie zapominała o tym, że
twojego wuja już tu nie ma!
Ta ostatnia wypowiedz Jerrego doprowadziła ją
do pasji. Ośmielił się sugerować, że swoją pozycję
w firmie zawdzięczała jedynie układom rodzinnym.
No, tego było już za wiele!
Moja praca polega na tym, by zachęcić klien-
tów do zakupu towarów oferowanych do sprzedaży
zaczęła z furią. I wykonuję ją najlepiej, jak
85
potrafię! I to są moje projekty, a nie wuja Johna!
Nigdy nie byłam niczyją pupilką! Moją karierę
zawodową zawdzięczam wyłącznie sobie i swojej
ciężkiej pracy...
Właśnie kiedy kończyła zdanie, drzwi się ot-
worzyły i do sali wszedł Caid. Z jego wyrazu twarzy
wywnioskowała, że usłyszał, co powiedziała. Oba-
wiała się, że być może za chwilę poprze tego durnia
Jerry ego. Ciekawe, dlaczego wszedł właśnie teraz?
pomyślała rozwścieczona. Czyżby nie mógł sobie
odmówić uczestniczenia w jej publicznym upoko-
rzeniu?
Chcesz mnie uczyć, Jaz? Doskonale wiem, na
czym polega twoja praca i dlatego twierdzę, że nie
wykonujesz jej jak należy. To wszystko! rzucił ze
złością Jerry. Pamiętaj, że czekam na oszczędny
projekt budżetu twojego działu!
Jaz ze wszystkich sił starała się zapanować nad
nerwami i powstrzymać się, żeby nie spojrzeć
w kierunku Caida, który wciąż stał w drzwiach.
Simon Weaver, jeden z kolegów Jaz, nie wy-
trzymał i ruszył jej na odsiecz.
Wystawy świąteczne Jaz ściągają zawsze do
nas tłumy klientów. Stały się wydarzeniem niemal
kultowym i naszą najlepszą wizytówką. A dowodzą
tego zestawienia sprzedaży z poprzednich lat.
Załóżmy, że tak jest, mimo to pozostaje jesz-
cze kwestia budżetu. Musimy wiedzieć, ile nas
kosztują wspaniałe pomysły naszej projektantki.
A skoro już mówimy o świątecznej wystawie, to
86
może zechcesz zdradzić mi tajemnicę zwrócił się
znowu do Jaz o czym będzie ona w tym roku
traktować. Nie chciałbym, aby klienci stanęli przed
faktem, że nie mogą sobie kupić żadnego z wy-
stawionych cacuszek, bo na przykład nie będziemy
ich mieli w magazynach.
Poczuła się tak, jakby ukłuł ją skorpion. Niena-
widziła rozmawiać o swoich projektach z nikim,
a już na pewno nie z takim prostakiem jak Jerry.
Lubiła trzymać je w tajemnicy aż do samego końca,
to prawda. Ale była przecież profesjonalistką i sama
sprawdzała, czy dane artykuły są w magazynach
w wystarczającej ilości i w razie potrzeby zamawia-
ła je w dziale zaopatrzenia.
Jaz jeszcze raz uświadomiła sobie, że sposób,
w jaki Jerry traktował swoich pracowników, był nie
do przyjęcia. Nie czekając na zakończenie zebrania,
wstała i z podniesioną głową wyszła z sali. Udała się
prosto do swojego biura.
Przechodząc obok Caida, chciała potraktować go
jak powietrze, choć z jego postawy wynikało, że
przygotowany jest na starcie. Niestety, gdy prze-
chodziła obok niego, nie zdołała się powstrzymać
od drobnej, kąśliwej uwagi:
Dobrze się bawisz moim kosztem, co? syk-
nęła i wyszła na korytarz.
Caid był właśnie po niemal godzinnej rozmowie
telefonicznej z matką, która bezwzględnie domaga-
ła się natychmiastowego raportu na temat obecnego
87
stanu i funkcjonowania firmy. Ale za krótko tu był,
żeby wysnuwać daleko idące wnioski. Jerry ego od
początku niezbyt lubił, a po tym, co tutaj zobaczył,
lubił go jeszcze mniej, jeśli to w ogóle było moż-
liwe. Nie był tylko do końca pewny, czy Jerry
faktycznie jest aż takim idiotą i nie nadaje się do tej
pracy, czy też działa z całą premedytacją, próbując
umyślnie zrazić sobie pracowników.
Nie wiesz? Jak to nie wiesz? Matka nie
chciała przyjąć tego do wiadomości. To oczywis-
te, co on robi! wykrzyknęła zirytowana. Próbuje
mnie w ten sposób zdyskredytować. Wszędzie czuję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]