[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wtedy śni - zepsuty pad do konsoli, w którym analogowa gałka steruje emocjami
drugiej osoby, dociskasz kciukiem do granicy i patrzysz jak na czyimś szklanym
szczycie pęka rtęć.
A gdy wylądowaliśmy na jakiejś stacji benzynowej po południu, było strasznie
ciepło, ona zaczęła wyjmować pieniądze z różowej portmonetki i skrupulatnie je
przeliczać, chcąc kupić sobie pakowane w plastik kanapki i colę, i wyszła, a potem
zobaczyła przez drzwi toalety, jak myję sobie stopy w zlewie - kurczę, ludzka sprawa,
no każdemu czasami dają nogi, tzn. może tego nie czujesz, ale czujesz pewne zużycie,
zasklepienie tych trzech mniejszych palców.
I popatrzyła, jak mocuję się próbując pokonać to, że nie trenowałem nigdy
baletu, i wepchnąć stopę pod kran, i powiedziała:
- Jesteś beznadziejny.
- Bardziej beznadziejna jest, na przykład, męska perspiracja stóp. Ty nie wiesz,
co to znaczy.
- Nie - zastanowiła się przez chwilę, obserwując, jak próbuję wytańczyć umyte
nogi - nie nie, sama czynność nie jest beznadziejna. - i zaczyna się śmiać - W tej
nieporadności jest coś beznadziejnego.
Zacząłem szukać w plecaku czystych skarpet, udając, że nie słyszę, co mówi.
Rano nie ma żadnych starych ludzi. Rano w sumie nie ma nikogo. Schodzimy
na dół, nie zapadając się już w dywan, stawiając po nim razne i pewne kroki.
Restauracja jest pusta. Sami i parę krzątających się dziewczyn, i tych samych
chłopaków co wczoraj, uciekinierów z Polski Be stawiających na podłużnym stole
miski z dziesięcioma rodzajami płatków, dzbanki z kawą i herbatą, ser i jabłka. Kaśka
bierze jabłko i zaczyna je gryzć.
- Co trzeba zrobić, aby uciec stąd i nie zapłacić? - pyta się mnie na ucho,
przyciągając mnie do krzesła, więc siadam. Rozkaz.
- Nie wiem - mówię cicho. - Ale może zapłaćmy. Oni tutaj mają serię procedur,
którymi karzą takich jak my. Bumelantów i odpierdalaczy za których już nas mają, ty,
zobacz, jak on na nas spojrzał, jesteśmy tu pod ciągłym obstrzałem. Przecież my
wyglądamy jak punkowy duet robiący trasę po skłotach. Performanse z paleniem flag,
serek topiony z kakao jako kał.
- Jakich nieuczciwych niegodziwców? Jakie skłoty? O czym ty mówisz? -
zastanawia się, o mało co nie zalewając płatków herbatą, po chwili reflektuje się i
bierze karton mleka - ty nic nie rozumiesz. Od początku nie wiesz, że to jest system,
który trzeba złamać. Boisz się?
Nie wiem, czy się boję. Chodzi o to, żeby przejść level.
- %7łeby przejść level.
- O właśnie, coś w tym rodzaju. Już zaczynasz o tym myśleć trochę inaczej. To
jest struktura, którą się rozwala, system, który się hakuje, i wychodzi się najkrótszą
drogą, znajdujesz swój szlak poruszania się. System jest otwarty. Zostawia ci
nieskończone możliwości.
- Przestań. To zaczyna być ryzykowne. Kradzieże i defraudacje. Cały czas.
Przecież zawsze można znalezć jakieś pieniądze. Zresztą, po co w ogóle ty to zrobiłaś?
- Bo nie mieliśmy pieniędzy, durniu - patrzy na mnie, a po chwili pakuje sobie
do ust łopatę płatków i nie chce już nic mówić.
No tak. Przecież w grze, jak nie masz pieniędzy, tokenów, to nie kupisz sobie
żadnych magicznych przedmiotów, punktów mana. Ale z drugiej strony, czy naprawdę
chciałem, żeby jadła ze śmietników? Czy naprawdę się do tego aż tak bardzo nie
przygotowałem?
- Mówię ci, po prostu wyjdzmy. Ale musielibyśmy coś zrobić z bagażami. Na
przykład wyrzucić je przez okno.
- Zostawiłem w recepcji dowód osobisty.
Milknie na chwilę, musi przetrawić te dane, dłubie łyżką w misce, po czym
pociera podbródek, sygnalizując intensywną pracę procesora. Już nie jesteśmy sami.
Na stołówkę wchodzi jakaś stara baba, taksuje wzrokiem całe pomieszczenie, po czym
powoli, dementywnie, zaczyna układać na talerzyku wzorki z rodzynek i kawałków
sera. Wszystkie stare kobiety w Sopocie wyglądają tak samo, więc struga paniki ścieka
mi po karku, zaraz chyba odruchowo zacznę obkładać sobie twarz kanapkami z serem,
żeby tylko nas nie rozpoznała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]