do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przydrożnego motelu. Wydało jej się, że widzi go po raz pierwszy, co
oznaczało, że nie są w bliskiej okolicy domu jej dziadków.
- Zaczekaj tutaj - powiedział Carson. - Dowiem się, czy mają
wolne pokoje.
- Nie mam żadnego bagażu.
- Podobnie jak ja-powiedział oschle, przypominając jej, że jego
podróżna torba spłonęła razem z domem. - Skarbie, ci ludzie nie są
policją obyczajową.
- Nie to miałam na myśli - skłamała. Pomyślała też o tym, że
rano obudziła się z kojącym uczuciem, że nie jest sama. I przez
moment było jej z tym tak dobrze.
119
RS
- Wracam za minutę.
Kiedy odwrócił się, przywołała go z powrotem i z zamkniętymi
oczami wybąkała:
- Carson, mógłbyś zapytać... czy mają pokoje z dwoma łóżkami?
- Chodzi ci o jeden podwójny pokój, tak? Zapytam.
Ze ściśniętym gardłem patrzyła, jak się oddala - nawet lekko
utykając, miał chód prawdziwego macho. Nie napuszonego samca, ale
bardziej jaguara niż króliczka. Tak by go przedstawiła w jednej ze
swoich historyjek -jako wielkiego dzikiego kota. O złotym sercu,
rzecz jasna.
O Boże, kobieto, jesteś żałosna!
Wyglądała jak flejtuch. Zmierdziała dymem. Wszystko
śmierdziało dymem. Swoją piękną sukienkę zaplamiła sosem z
kanapki. Nieważne, po dzisiejszym wieczorze nigdy więcej nie
chciała jej widzieć.
Fakt, że Carson utykał, pogłębiał tylko jej poczucie winy.
Patrząc przez okno, jak idzie przez hol, musiała sobie przypomnieć po
raz kolejny, że jest obcym człowiekiem. Nieznajomym w kowbojskich
butach, upapranych teraz mokrym popiołem i błotem, w zaplamionych
sadzą spodniach khaki i niebieskiej koszuli, o kilka odcieni jaśniejszej
od jego kobaltowych oczu, znużonych i pewnie też przykurzonych
sadzą. Jego włosy prosiły się o grzebień, brodzie przydałoby się
golenie, a ruszał się, jakby go wszystko bolało.
120
RS
Cholera, taki facet nie miał prawa robić na niej wrażenia, jakby
był Clintem Eastwoodem!
A ona powinna wylać sobie na głowę wiadro zimnej wody. Cały
jej świat runął w gruzy, a ona myślała o jednym - jak by to było leżeć
w ramionach pewnego nieznajomego i zapomnieć o wszystkim, co się
wydarzyło. O kłótni, a strzale, o tym biednym człowieku, którego
znalezli w Zatoczce Marty.
Zapomnieć o dziadku, który uparł się, żeby ją ściągnąć z
powrotem na łono rodziny, nie dlatego, że ją kochał, tylko po to, żeby
mieć nad nią kontrolę. Albo przynajmniej nad pieniędzmi, które
zostawił jej w testamencie ojciec.
Babciu, nie mogłabyś raz w życiu stanąć po mojej stronie?
- Jesteś pewna z tym podwójnym pokojem? Mają też kilka
pojedynczych. - Carson wśliznął się do środka, ale nie zamknął drzwi.
- A nie masz nic przeciwko temu? Ja nie chrapię - przynajmniej
nic mi o tym nie wiadomo.
- A chrap sobie, jestem tak wypompowany, że usłyszałbym
może pociąg towarowy przejeżdżający przez środek pokoju.
W przyjemnym, bezosobowym pokoju Kit zerknęła na dwa
podwójne łóżka, potem otworzyła drzwi do łazienki. Oddałaby całe
swoje następne honorarium za szczoteczkę do zębów i czystą koszulę
nocną albo chociaż za duży T-shirt.
- Jeśli wytrzymasz w T-shircie, który nosiłem kilka-godzin, jest
twój. - Jakby czytał w jej myślach.
-A ty?
121
RS
- Wystarczą mi bokserki. Jeśli nie masz nic przeciwko temu.
- To ja prosiłam, żebyś dzielił ze mną pokój. Nigdy nie znosiłam
być sama w ciemności. - Zwłaszcza w czasach, kiedy za prawdziwe
albo wyimaginowane przewinienia była zamykana na długie godziny
w szafie. - W domu zawsze zostawiam zapaloną lampkę.
- Zostawimy światło w łazience i uchylone drzwi. Właz pierwsza
pod prysznic. Wsadzę rękę i powieszę T-shirt na klamce od wewnątrz.
Kiedy usłyszał szum odkręcanej wody, zdjął koszulę, ściągnął
podkoszulek i powiesił go tam, gdzie powiedział. Potem z powrotem
włożył koszulę i nie zapinając guzików, wyciągnął się na jednym z
łóżek. Mowy nie było, żeby się rozebrał wcześniej, niż ona zacznie
chrapać. Sama myśl o spędzeniu kilku następnych godzin we
wspólnym pokoju głuszyła resztki jego zdrowego rozsądku.
Drzemał, kiedy Kit weszła na palcach do pokoju. Stojąc nad
łóżkiem, w turbanie z ręcznika na głowie, przyglądała się mężczyznie,
który w niecały tydzień stał się tak ważną częścią jej życia. Tydzień?
W niecałe trzy dni.
Gwałtownie otworzył oczy. Kit cofnęła się, potknęła o but, który
zostawiła na środku pokoju przed wejściem do łazienki, i zaczęła
machać rękami.
- A niech to, cholerny but! Przepraszam, nie chciałam cię
obudzić.
Usiadł ze skulonymi ramionami, a ona zdała sobie sprawę, że
wygląda na jeszcze bardziej wycieńczonego od niej.
122
RS
- W holu są maszyny - mruknął szorstko. - Dopóki jestem
ubrany, mogę przynieść ci coś do jedzenia.
Potrząsnęła głową. Już po kilku kęsach tamtej kanapki gniotło ją
w żołądku.
- Dzięki, nie trzeba. Zostało mnóstwo gorącej wody, gorzej z
mydłem. Zużyłam prawie całą kostkę. Nie było żadnego szamponu, a
musiałam zmyć z siebie ten smród dymu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta