do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jestem tylko przewoznikiem. Nie wiem, co dalej. Chyba trzeba mieć ufność. Ile można tkwić na
stacji przesiadkowej? Ale ja tylko przeprowadzam. Taki samorodny talent.
 A jaki jest haczyk?
 Obol  wyjaśniłem.  Trzeba zostawić tamten świat za sobą, symbolizuje to obol. Coś, co
zostało tam, i ma wartość. Najlepiej pieniądz. Może być nawet grosz, wie znajdował się tam.
W świecie żywych. Bez tego po prostu się nie udaje.
Założył czapkę.
 Pogadam z ludzmi. Niech pan tu czeka. Musimy się naradzić. To nie jest prosta decyzja.
Wyszedł, a ja zostałem sam. I patrzyłem na chybotliwy płomyk lampki naftowej. Co się z nim
dzieje, kiedy jaśnie? Zapala się w innym świecie?
Drzwi skrzypnęły po długim czasie.
Piorun wsadził głowę do środka.
 Będą wchodzili pojedynczo. To ci, którzy pamiętają i zdołali coś schować. Dla tych, co nic
nie mają, a są zdecydowani, niech pan przyjmie moją kasę oddziału. Powinna być w lesie, koło
Chlewisk... Pokażę gdzie.
Siedziałem za stołem i odwiedzały mnie kolejne postaci. Czasem dziwne, czasem groteskowe,
a czasem tragiczne. Wszyscy byli jednak jak połamane, stare marionetki. Mieli w sobie coś
z wielokrotnie naprawianych zabawek. Czułem, że pieką mnie oczy.
 To na ziemi dziadusia, co miała być moja. Jak droga idzie wedle takiego lasku, po grobli, to
pod dębem, panie, na trzy łokcie w ziemi zakopane, panie. Złoto we garnku. Niedużo, ale com
miał, to daję. Pan porucznik da mapę, to ja pokażę gdzie. Pan rotmistrz wszystko mnie wyuczyli.
 Chatę miałem, ale mi Ruskie spalili, jak powiesili pana dziedzica. Ale tam droga idzie do
takiej kapliczki i jak o południu w dzień Matki Boskiej Zielnej cień padnie, to tam trzeba kopać.
Tam, panie, trzy talary w srebrze, schowane.
 Nie mam pojęcia, co ocalało. Ale wiem, że zawsze na czarną godzinę było trochę pieniędzy
schowane w skrytce pod progiem. Trzeba unieść środkową cegłę i przesunąć. Powinna tam być
kaseta żelazna.
 A, panie poruczniku... Na tamtym świecie jak będzie? Spotkam rodziców? Boję się.
 Nie wiem, synku. Pewnie spotkasz. Ale gorzej niż tu nie będzie na pewno.
Nie wiem, ile to trwało, ale w każdym razie zanim opadłem z sił, rozległy się strzały. Krzyk
i wściekła kanonada, a potem wybuchy granatów.
Piorun wpadł tylko na chwilę, chwytając wielki, blaszany sturmgewehr oparty o ścianę.
 Proszę tu siedzieć i nie wychylać się! Zatrzymamy ich!
 Panie rotmistrzu! Przeprowadzę pana!
Pokręcił głową.
 I co, mam tu ludzi zostawić? Co pan! Zresztą ja i tak zostaję.
 Po co, na miłość boską? Pańskie miejsce jest po tamtej stronie.
 Moje miejsce jest tutaj. Dopóki to przypomina piekło, nie ustąpię. Ja już chyba nie umiem
inaczej.
Wypadł na zewnątrz, w ogłuszający jazgot wystrzałów, wybuchy i wrzask.
Nie wytrzymałem długo. Najgorsze, co może być w takiej sytuacji, to siedzieć jak szczur
w norze i czekać na wyrok.
Strzelanina brzmiała jakoś rozpaczliwie. Najpierw we wściekłym staccato, potem rzadziej,
a w końcu słychać było tylko pojedyncze wystrzały.
Coraz rzadsze.
Rozejrzałem się po ziemiance w poszukiwaniu jakiejś broni i w końcu znalazłem. Niemiecki
pistolet maszynowy, MP-40 niesłusznie nazywany schmeisserem. Widziałem takie dotąd tylko na
filmach. Chwyciłem go, dziwiąc się, że jest taki długi i nieporęczny, odciągnąłem suwadło, po
czym obejrzałem go, szukając jakiegoś bezpiecznika.
Odchyliłem ostrożnie lufą zbite z desek drzwi i wyjrzałem.
Obóz pokrywały ciała. Unosiła się wśród nich mgła i kłęby dymu. Ciała leżały wszędzie,
nieruchome i powykręcane, coraz gęściej im bliżej ziemianki, a przy progu leżał dosłownie wał
trupów. Na schodach znalazłem tylko zgięty jak rogal sturmgewehr i czapkę z okutym daszkiem,
z orzełkiem.
Na środku placu stali %7łałobnicy. Ten wielki z przodu, jak zwykle zatopiony w czerni kaptura,
z dłońmi skrytymi w rękawach. Za nim czterech pozostałych, z pochodniami w rękach.
Uniosłem peem i drżącym palcem namacałem spust. Dopadli mnie jednak. Teraz się już nie
wywinę.
Mnich śmignął ku mnie rozmazanym, gwałtownym ruchem, zanim zdążyłem mrugnąć i oparł
się piersią o koniec lufy.
Nacisnąłem spust, ale zanim wygięty kawałek stali wykonał pełen ruch, rozległ się trzask.
Wylot lufy pokrył się plamami rdzy, które popełzły w moją stronę, oblazły komorę zamkową
i magazynek niczym liszaj, plamy zmieniły się we wżery, potem dziury, broń rozpadła się na
delikatne płatki rdzy i rozsypała, stając się tym, czym była naprawdę. Garścią tlenku żelaza
i rudym pyłem na moich dłoniach. Przeszłością. Starym śladem na ziemi.
Koniec.
Koniec ze mną.
Zabrał Ka broni, a teraz zabierze moje.
Odwrócił się do swoich, powiedział coś szybko i niezbyt zrozumiale. W jakimś starym języku,
z którego zrozumiałem tylko  sam ,  mówić i  czas . Nie zorientowałem się nawet, czy to był
arabski, aramejski, starogrecki, czy jakiś łaciński żargon. Wiedziałem tylko, że rozpoznaję część
dzwięków.
%7łałobnik pchnął mnie lekko i wszedł za mną do ziemianki, zamykając drzwi.
Usiadłem. Było tu tak ciasno, że prawie nie dało się stać. Mnich wypełniał sobą wejście,
korkując je niczym czarny głaz. Zrobiło mi się duszno, jak wtedy w worku na zwłoki.
Wcisnął się za stół i zrzucił kaptur. Wciągnąłem gwałtownie powietrze.
Wyglądał jak posąg wymurowany z małych kostek pokrytego spękaniami starego granitu. Jak
żywa, bardzo stara i zerodowana skała.
 Teofaniusz...  szepnąłem.
 Więc słyszałeś o Teofaniuszu  powiedział zgrzytliwym głosem, niczym echo z dna jaskini.
 Nie. Nie jestem nim. Jestem ojciec Jan. Udawałem katolickiego mnicha, ale naprawdę moim
bractwem jest zakon Cierni. Jestem jego Wielkim Prezbitrem. Od wielu lat. To znaczy byłem,
nim umarłem. Zrobiłem wszystko, jak nauczał Teofaniusz, i zostałem tutaj. Tu, w czyśćcu! Po to, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta