[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siostry i Rivańskiego Króla.
W tym momencie poczułem przypływ sympatii. Podszedłem do niej i ująłem jej brudną
dłoń.
- Może wyszlibyśmy się trochę przewietrzyć, Pol? - zaproponowałem delikatnie.
Spojrzała na mnie z wdzięcznością, kiwnęła w milczeniu głową i wstała. Z godnością
wyszliśmy z pokoju.
Poprowadziłem ją na balkon, który znajdował się na końcu korytarza.
- No cóż - odezwała się niemal neutralnym tonem - to chyba przesądza sprawę?
- To było przesądzone już dawno temu, Pol - powiedziałem. - Oto jedna z owych
Konieczności. Tak musiało być.
- Wszystko się zawsze do tego sprowadza, prawda, ojcze?
- Do Konieczności? Oczywiście, Pol. Wiąże się z tym, kim jesteśmy.
- Czy nigdy nie jest łatwiejsze?
- Nie zauważyłem.
- No cóż, mam nadzieję, że będą szczęśliwi. - Byłem z niej tak dumny, że duma niemal
rozsadzała mi pierś.
Nagle Pol odwróciła się do mnie.
- Och, ojcze! - zawołała z rozpaczliwym szlochem. Przytuliła się do mnie w nagłym
ataku płaczu.
Tuliłem ją do siebie, powtarzając: Dobrze już, dobrze". To najgłupsze, co pewnie
można powiedzieć w tej sytuacji, ale nic lepszego nie udało mi się wymyślić.
Po jakimś czasie opanowała się i zaczęła pociągać nosem, co nie było szczególnie
przyjemnym dzwiękiem
- Wytrzyj nos w chusteczkę - poleciłem.
- Zapomniałam zabrać.
Nie myśląc wiele, zrobiłem jej jedną i podałem.
- Dziękuję - powiedziała i wytarła nos i zapłakane oczy. -Czy jest tu łaznia?
- Myślę, że tak. Zapytam właściciela zajazdu.
- Będę wdzięczna. Myślę, że już czas się umyć. Nie mam chyba powodu, by dalej być
brudaską?
Nie pomyślałem o tym.
- Może kupiłbyś mi jakąś stosowną suknię, ojcze? - zaproponowała.
- Oczywiście, Pol. Coś jeszcze?
- Może jeszcze grzebień i szczotkę. - Przyjrzała się krytycznie jednemu ze swych
splątanych loków. - Zdaje się, że muszę coś zrobić z włosami.
- Zobaczę, co uda mi się znalezć. Chciałabyś też wstążkę?
- Nie bądz śmieszny, ojcze. Nie jestem straganem jarmarcznym. Niepotrzebne mi
dekoracje. Idz rozmówić się z oberżystą. Naprawdę muszę wziąć kąpiel. A tak przy okazji, to
ma być prosta suknia. To Beldaran wesele, nie moje. Będę w swoim pokoju.
Załatwiłem jej łaznię i poszedłem poszukać Angaraka. Razem z Beldinem siedzieli w
piwiarni na parterze zajazdu.
- Poszukaj mi krawca - poprosiłem.
- Co takiego?
- Polgara chce mieć nową suknię.
- A co złego jest w tej, którą ma?
- Angaraku, nie dyskutuj ze mną, po prostu zrób to. Chce
mieć również grzebień i szczotkę. Krawiec powinien wiedzieć, gdzie je można dostać.
Angarak spojrzał posępnie na swój na wpół opróżniony kufel.
- Teraz, Angaraku. Alorn westchnął i wyszedł.
- O co w tym wszystkim chodzi? - zapytał Beldin.
- Polgara zmieniła zdanie. Nie chce już przypominać porzuconego ptasiego gniazda.
- Co ją do tego skłoniło?
- Nie mam najmniejszego pojęcia i nie chcę jej o to pytać. Jeśli chce wyglądać jak
dziewczyna, to jej sprawa.
- Jesteś w osobliwym humorze.
- Wiem - odparłem, po czym podskoczyłem i zapiałem radośnie.
Następnego ranka wszyscy oniemieliśmy na widok wchodzącej do pokoju Polgary.
Prosta suknia, którą włożyła, była oczywiście błękitna. Pol niemal zawsze ubierała się na
niebiesko. Długie, ciemne włosy miała gładko zaczesane do tyłu i związane na karku. Teraz
gdy była czysta, zobaczyliśmy, że ma bardzo jasną cerę, podobnie jak jej siostra, i że jest
oszałamiająco piękna. Jednakże najbardziej zaskoczył nas jej sposób bycia. Już wówczas,
mając raptem szesnaście lat, miała iście królewskie maniery.
Riva i Anrak wstali i skłonili się jej nisko. Potem Anrak westchnął.
- O co chodzi? - zapytał go kuzyn.
- Zdaje się, że popełniłem błąd.
- To nic nowego.
- Ale tego będę chyba żałował. Może miałbym szansę u lady Polgary, gdybym był
bardziej uparty. Dolina to odludne miejsce, więc nie było innych starających się. Obawiam się
jednak, że teraz jest już za pózno. Gdy tylko dopłyniemy do Rivy, wszyscy młodzieńcy na
Wyspie uderzą do niej w konkury.
Pol obdarzyła go ciepłym spojrzeniem.
- Czemu pozwoliłeś, by ci się wymknęła? - zapytał Riva.
- Widziałeś chyba, jak wczoraj wyglądała?
- Prawdę powiedziawszy, nie. Miałem co innego w głowie. Beldaran zarumieniła się.
Oboje mieli co innego w głowach.
- Proszę nie poczytać mi tego za obrazę, lady Polgaro -zwrócił się Anrak do mej starszej
córki.
- Bez obawy, Anraku - odparła. Zdawała się oczarowana pomysłem zwracania się do
niej lady Polgaro". Teraz prawie wszyscy na świecie tak się do niej zwracają, ale myślę, że
nadal robi jej się cieplej na sercu za każdym razem, gdy to słyszy.
- No cóż - zaczął Anrak, ostrożnie dobierając słowa - gdy po raz pierwszy ujrzałem lady
Polgarę, jej widok budził dość mieszane odczucia. Myślę, że jest czarodziejką jak jej ojciec.
Oczywiście on jest czarodziejem, nie czarodziejką, ale rozumiecie, co mam na myśli.
Czarodzieje to bardzo tajemniczy ludzie, a ona pewnie myślała nad czymś przez kilka
milionów lat i...
- Mam tylko szesnaście lat, Anraku - poprawiła go delikatnie Pol.
- No tak, wiem, ale dla was czas ma inne znaczenie. Możecie go przecież zatrzymać i
ruszyć ponownie, kiedy tylko chcecie, prawda?
- Możemy, ojcze? - zapytała mnie z ciekawością.
- Nie wiem. - Spojrzałem na Beldina. - Możemy?
- No cóż, teoretycznie pewnie tak - odparł. - Kiedyś omawialiśmy tę sprawę z
Belmakorem, ale uznaliśmy, że to nie najlepszy pomysł. Można by poplątać czas - jeden czas
w jednym miejscu i inny w drugim. Prawdopodobnie bardzo trudno byłoby przywrócić
porządek, a nie można by tego po prostu tak sobie zostawić.
- Dlaczego?
- Ponieważ byłbyś w dwóch miejscach jednocześnie.
- A co w tym złego?
- To byłby paradoks, Belgaracie. Nie byliśmy pewni z Belmakorem, jaki to by mogło
mieć wpływ na wszechświat - mogłoby rozerwać go na strzępy lub spowodować jego
zniknięcie.
- Nie spowodowałoby.
- Nie miałem zamiaru sprawdzać.
- Rozumiesz teraz, co miałem na myśli, mówiąc, jak bardzo niezrozumiałe jest dla nas
ich zachowanie - powiedział Anrak do swego kuzyna. - W każdym razie lady Polgara
pofrunęła na drzewo i oddawała się tam czarodziejskim sprawom. Zaproponowałem jej, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]