[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chciałam być żartobliwa. Chciałam powiedzieć coś, by pokazać, że się jej, do cholery,
nie boję. Mielibyśmy przewagę przez może dziesięć minut? I skoro wiedziała, że
byłyśmy w jej biurze, to czy wiedziała też, że mamy księgę?
Przynajmniej miałam sarkazm po swojej stronie.
- Jestem rozczarowana, że o tym wiesz - powiedziałam Larze, siadając na krześle,
naprzeciw biurka - ale widząc, jaką jesteś okrutną wiedźmą, nie jestem za bardzo
zaskoczona.
Zmrużyła oczy.
- Wszystko dla ciebie jest żartem. Grą. Dzieło życia mojego ojca, zbawienie naszej
rasy...
- Dziełem życia twojego ojca było zniewolenie grupki nastolatków? Nic dziwnego, że
wasza dwójka okazała się tak niesamowita - powiedziałam, wskazując głową w stronę
pani Casnoff. Nie dawała żadnego znaku, że mnie słuchała.
Dobra teraz Lara się wkurzyła. Usiadła wyprostowana na krześle.
- Czy wiesz co mój ojciec poświęcił by stworzyć ciebie i całą twoją linię? Czy wiesz co
straciliśmy? - wskazała długim palcem panią Casnoff. - Aby utrzymać naszą rasę
bezpieczną? Aby chronić nasz rodzaj od tych, którzy chcieliby nas wyeliminować?
- Zamieniasz ludzi w potwory - powiedziałam. - Dzieci. Twojemu ojcu udało się
zniszczenie Alice. A potem zniszczył jej córkę, a jeśli wy to kontynuujecie, zrobicie to
samo ze mną i moim tatą.
- Koniec...
- Cel uświęca środki. To powiedziała. To wasze motto rodzinne, czy coś?
Lara zesztywniała, jej kostki zbielały.
- Co chciałabyś wiedzieć o mojej rodzinie, Sophie?
Wcisnęłam się z powrotem w moje krzesło i pokręciłam głową.
- Myślę, że wiem wystarczająco dużo o twojej rodzinie, dzięki.
- Nie wiesz nic - powiedziała Lara, a potem przesunęła palce w moim kierunku.
Początkowo nic się nie stało, a ja zastanawiałam się czy to nie jest przypadkiem
czarownicowa wersja środkowego palca.
I wtedy mój wzrok zaczął czarnieć. Trzęsąc się, próbowałam chwycić podłokietniki
krzesła, ale już go nie było. Mnie już tam nie było. Otoczona przez ciemność, prawie
czułam się jakbym była z powrotem w Itineris. To uczucie klaustrofobii zaczęło mnie
dusić.
Świecąca plamka rozpościerała się w ciemnościach, powoli zmieniając się w obraz.
Patrzyłam na zimowy krajobraz wsi, a potem wszystko zaczęło się poruszać.
Mężczyźni i kobiety maszerowali w dół białą ścieżką, ich głowy były schylone przed
zimnem i wiatrem. Nikt mi nie powiedział, czego szukałam, ale wiedza wypełniała
moją głowę, jakbym zawsze wiedziała. To była wieś, w której mieszkał Alexei Casnoff,
a mały dom na samym środku obrazu był jego domem.
Wtedy go zobaczyłam, ciemnowłosego chłopaka przyciśniętego twarzą do okna.
Czekał na swojego ojca, czułam zniecierpliwienie i martwiłam się, jakby to były moje
własne emocje. Piękna kobieta o ciemnych blond włosach pogładziła jego głowę i
szeptała coś do niego po rosyjsku. Mimo, że nie mogłam powiedzieć ani słowa w tym
języku, mogłam zrozumieć, co mówiła.
- Wszystko będzie w porządku Alexei. Twój ojciec i inni będą nas bronić, obiecuję.
Zrozumiałam wtedy, że cała wieś składa się z Prodigium i dziś została podjęta jakaś
ważna decyzja. Coś o ruchu, bezpieczeństwie. Ukryciu. Ale zanim mogłam dowiedzieć
się, co to było, obraz przesunął się ponownie.
Ulice nie były już pokryte śniegiem, nie było też już małych, oryginalnych chatek. Był
tylko chaos, ogień i dym. Płomienie były tak jasne, że chciałam zasłonić oczy, ale nie
miałam rąk. Bądź też oczu. Widziałam Alexeia biegnącego wzdłuż ulicy, ściganego
przez wieśniaków.
Wiedzą, czym jesteśmy, pomyślał Alexei. Znaleźli nas, znaleźli.
Za nim, na ulicy leżały nieruchome postacie, wiedziałam, że to jego rodzice. Wokół
głowy matki roztrzepane były jej blond włosy, częściowo wciąż jeszcze się tliły.
Malutki kształt obok niego, był jego kochaną siostra, a on sam był bardzo przerażony.
Jego strach i smutek zalewał mnie prawie nie do zniesienia. Płomienie zaczęły
blaknąć, a obraz zaczął się zmieniać. Alexei był teraz starszy, miał może z dwadzieścia
lat. Był przystojny i mniej surowy w odróżnieniu od kilku zdjęć, na których go
widziałam.
Jechał na tylnym siedzeniu samochodu, obok wzgórz i jasnozielonej trawy, które
wydawały mi się znajome. Był podekscytowany, a jago palce bębniły nerwowo w
książkę znajdującą się na jego kolanach.
Księgę czarów.
Samochód brzęczał na kamiennym moście, a w polu widzenia nagle znalazło się
Thorne Abbey.
Alexei mógł dostrzec dziewczyny na trawniku, wszystkie studentki z żeńskiej uczelni w
Londynie. Zostały sprowadzone do Thorne, ponieważ w mieście nie było już dla nich
innego bezpiecznego miejsca. Alexei spoglądał na nie, a na jego twarzy malował się
wąski uśmiech.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]