[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Popatrzyły na siebie.
Pierwsza milczenie przerwała Philippa.
- Ja uważam inaczej, Alexo. Nie popełnij tego samego błędu co ja z ojcem.
Jeśli będziesz miała okazję porozmawiać z Treyem, powiedz mu, co czujesz.
Czarodziejka skinęła głową i wróciła na swoje posłanie pogrążona w
myślach.
26
- Jedzenie.
Trey usiadł na sienniku ze słomy i spojrzał w kierunku głosu. Pokój, który
otrzymał, nie różnił się od pozostałych siedmiu w budynku i gdyby nie to, że
zamek w drzwiach znajdował się od wewnątrz, bardzo przypominałby celę
więzienną. Trzy ściany były pozbawione okien, a czwarta, cała z metalowej
kraty, wychodziła na centralne pomieszczenie, w którym czterech
pozostałych elitarnych zawodników właśnie zebrało się na posiłek przy
drewnianym stole. By zyskać trochę prywatności, można było zasłonić kratę
zasłoną, lecz Trey tego nie zrobił, wolał mieć wszystkich na oku. Ciało
Kronoka zostało gdzieś zabrane, a sąsiedzi Treya nie wydawali się
zachwyceni jego towarzystwem. Chłopak spodziewał się, że zaatakują go od
razu, gdy tylko zostanie tam zaprowadzony, lecz demony trzymały się na
razie z dala, posyłając mu tylko nienawistne spojrzenia i gniewnie
pomrukując; widać było, że sama grozba Moloka w zupełności wystarczyła,
przynajmniej na razie.
Istota, która stała przy wejściu do celi Treya, była mała i pomarszczona, a
jej skóra miała niebieskawy kolor. Czoło nad prastarą twarzą obwiązała
brudnym bandażem, który się poluzował i przekrzywił. W miejscu uszu
widniały jedynie małe zagłębienia, jakby ktoś wcisnął je w ciało kciukiem,
kiedy było jeszcze miękkie i giętkie. Jedno oko przyglądało się chłopakowi z
iskierką rozbawienia. W miejscu drugiego ziała brzydka dziura z paskudną
blizną. Kiedy mały demon zorientował się, że Trey gapi się na jego ranę,
poprawił brudny bandaż i zakrył ją, przez co zaczął przypominać pirata.
- Czy Shentob może wejść?
Trey wzruszył ramionami, więc demon wszedł, szurając nogami, z
talerzem pełnym czegoś ciepłego w jednej ręce i kuflem w drugiej. Postawił
oba naczynia na podłodze obok chłopaka i znowu się wyprostował.
- Powinieneś jeść - powiedział. - Niedługo będziesz potrzebował dużo sił.
Trey spojrzał na jedzenie. Wyglądało to na jakąś potrawkę. Mimo że
zapach był nie najgorszy, chłopak wciąż patrzył podejrzliwie na talerz,
ignorując głośne burczenie w brzuchu.
- Da się zjeść - powiedział jego gość i kiwnął głową zachęcająco. - Stary
Shentob wiedział, że nie będziesz chciał tknąć ich żarcia. - Demon popatrzył
przez ramię na siedzących przy stole. - I przygotował ci coś innego. Wez, to
dobre jedzenie.
Trey podniósł talerz z podłogi i powąchał jego zawartość.
- Co to za mięso?
- Menczon.
- Menczon? A co to takiego?
Demon spojrzał przed siebie zamyślony, jakby zastanawiał się, jak opisać
zwierzę.
- W świecie istot ludzkich to byłoby coś podobnego do... królika.
Trey jadł wcześniej mięso królika. Jego babka robiła potrawkę, której na
początku nie chciał tknąć, lecz z czasem się do niej przekonał. Zanurzył palec
w gęstym sosie, a kiedy go polizał, uniósł brew mile zaskoczony. Wziął do
ręki łyżkę i włożył do ust.
Zerknął na gościa, który, widać było, wciąż się nad czymś zastanawiał,
poruszając niemo ustami. Chwilę pózniej mały demon strzelił palcami i
wycelował w Treya, który pałaszował potrawkę z apetytem.
- Nie, przepraszam, nie królik - rzekł demon. - Szczur.
Trey wypluł to, co miał w ustach, i szybko napił się z kufla.
- Co, nie smakuje ci?
- Jakoś straciłem apetyt - odparł i spojrzał z odrazą na talerz.
- Shentob - przedstawił się demon i wyciągnął sękatą dłoń, którą chłopak
uścisnął.
- Trey Lapo...
- Wiem, kim jesteś. Tak, stary Shentob wie, kim jesteś. I obserwował cię.
Widziałem, jak pokonałeś tego gamonia Kronoka. - Demon zachichotał i
zatańczył jak jakiś oszalały hobgoblin. - Nie wiedzą, ze Shentob ma takie
miejsce, z którego widzi plac ćwiczebny. - Demon dotknął palcem nosa z
boku i mrugnął porozumiewawczo do Treya. - I wszystko widzi.
- Fajnie - rzekł Trey, zastanawiając się, czy demon jest poważnie
stuknięty, czy tylko tak nieszkodliwie.
- Powinieneś był zabić Kronoka - odezwał się niespodziewanie Shentob
już poważny. - Twój ojciec by go zabił.
Trey patrzył na demona zdumiony.
- Co powiedziałeś?
- Powinieneś był...
- Nie to. Powiedziałeś coś o moim ojcu.
- Tak.
- Co miałeś na myśli? - Trey wstał i groznie spojrzał na małego demona.
Shentob skulił się i pochylił głowę, popiskując cienko, jakby spodziewał
się uderzenia. Trey zerknął na istoty cienia siedzące przy stole i przez chwilę
zastanawiał się, jak paskudnie musiały traktować tego biedaka, skoro jest aż
tak przestraszony.
- W porządku, Shentobie. Nie bój się - uspokoił demona i wziął go za
łokieć. - Nie zrobię ci krzywdy.
- Dziękuję, Treyu Laporte. - Demon uśmiechnął się do chłopaka,
odsłaniając dziury po brakujących zębach, zepsute dziąsła i ciemnoniebieski
język.
- Powiedz mi tylko, co miałeś na myśli...
Z centralnego pomieszczenia dobiegł wrzask; jeden z zawodników huknął
pięścią w stół i ryknął niezrozumiale, domagając się czegoś.
Mały demon odkrzyknął, że już idzie. Pospieszył do drzwi, lecz zatrzymał
się w przejściu i spojrzał na Treya. Jego spojrzenie powędrowało ku talerzowi
na podłodze, zanim znowu popatrzył na chłopaka.
- Shentob wróci. I przyniesie coś dobrego do jedzenia. Coś, co będzie
smakować. I przyniesie coś jeszcze, coś, co przyda mu się podczas igrzysk. -
Demon podskoczył w miejscu i zaklaskał ożywiony. - Coś, co Shentob trzy-
mał w ukryciu.
Niecierpliwy demon znowu ryknął, posyłając grozby w kierunku
służącego.
- I Shentob powie ci wszystko, co wie. Nauczy Treya Laporte'a
wszystkiego o igrzyskach demonów. Powie ci wszystko, co musisz wiedzieć.
- Po tych słowach obrócił się na pięcie i odszedł. Trey spoglądał za nim z
głową pełną pytań i obaw.
Kiedy Shentob wrócił, koszary wypełniały już jęki i chrapanie.
Kolacja skończyła się hucznie. Istoty cienia dużo wypiły po posiłku i
wdały się w głośną kłótnię. Trey przyglądał się ze swojej celi, jak Shentob
biega między nimi, napełniając kufle jakąś paskudną cieczą, tamci zaś
odwdzięczali mu się kopniakami i wyzwiskami. W którymś momencie, już
póznym wieczorem, jeden z demonów wstał i zaczął coś wykrzykiwać o
Treyu i Kronoku, a potem ruszył w kierunku celi młodego wilkołaka.
Chłopak zerwał się na nogi, spodziewając się ataku pijanej istoty cienia, lecz
na drodze demona pojawił się Shentob i to biedny jednooki otrzymał solidne
lanie, zanim drugi z ucztujących odciągnął napastnika. Wydarzyło się to nie
tak dawno temu, lecz sądząc po dudniących odgłosach chrapania, które teraz
wypełniały koszary, nasenna magia trunku zdążyła podziałać na wszystkich
zawodników.
Trey wiedział, że pomimo zmęczenia nie zaśnie. Wciąż powracał myślami
do tego, co Shentob powiedział o jego ojcu, Danielu, sugerując, że i on tu
walczył i że demon go znał.
Kiedy usłyszał ciche kaszlnięcie, odwrócił się szybko i podszedł do kraty.
- Shentob mówił, że wróci - odezwał się demon. Trzymał coś dużego
zawiniętego w stary koc. Trey odsunął ciężką zasuwę i otworzył drzwi,
wpuszczając służącego. Ten obejrzał się nerwowo, zanim wszedł do środka.
Chłopak zaryglował drzwi i zaciągnąwszy zasłonę, spojrzał z
wyczekiwaniem na gościa.
- Dla ciebie - rzekł Shentob i podał mu duże zawiniątko.
Trey nie zrobił żadnego ruchu i tylko przyglądał się zawiniątku
podejrzliwie.
- Co to jest?
- Dla ciebie - powtórzył demon. - I jeszcze to. Przerzucił pakunek na
jedną rękę, drugą zaś sięgnął do torebki, którą miał zawieszoną na rzemieniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]