do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Royce smętnie pokręcił głową. W żaden sposób nie będą w stanie
przeskoczyć chińskiej biurokracji. Przekroczyli termin, więc kontrakt został
unieważniony. Royce miał wciąż nadzieję, że ta jedna nieudana sprawa nie
będzie miała żadnych skutków w przyszłości.
Dochodziła trzecia w nocy. W salonie paliła się tylko jedna lampka, a
Stephanie pojechała do siebie przed godziną. Amber odchyliła głowę do tyłu
i przymknęła oczy. Od co najmniej dwóch godzin bawiła się w tłumacza i
była już zmęczona.
– Wszystko w porządku? – zapytał Royce, trąc palcami zmęczone
oczy.
– Przepraszam, że nie mogłam ci pomóc.
– Pomogłaś mi.
– Niby jak? – Amber podniosła głowę i otworzyła oczy.
– Rozumiem teraz, co jest, a co nie jest możliwe.
– Wygląda na to, że nic nie jest możliwe.
– Wcale nie.

Royce, powiedz mi prawdę. Czy jest bardzo źle? –
spytała
delikatnie.
– To oznacza problemy z płynnością finansową. Pewnie będziemy
musieli pozbyć się akcji, żeby wyjść na prostą. Trzeba będzie zadzwonić do
79
kierowników wszystkich działów. Muszą wiedzieć, na czym stoją.
Najważniejsze to nie panikować. Pozbyłem się Barry’ego, i to był pierwszy
bardzo dobry ruch. Mam nadzieję, że kolejne będą jeszcze lepsze.
– Ci kierownicy będą pewnie niezadowoleni, prawda?
– To akurat najmniejszy problem. – Royce wzruszył ramionami.
Amber nie odpowiedziała, ale Royce’owi to nie przeszkadzało. Oboje
odchylili głowy na oparcie kanapy.
Siedzieli przez długą chwilę w ciszy. Z Amber dobrze mu się milczało.
Machinalnie wziął ją za rękę i splótł palce z jej palcami. Ten gest wydał mu
się tak naturalny, jakby nigdy wcześniej nie robił nic innego, tylko trzymał
ją za rękę.
Powoli, by jej nie spłoszyć, podniósł głowę i spojrzał na nią. Była
piękna. Jej skóra lekko opalizowała w świetle lampki. Nie mógł się nasycić
widokiem idealnie wykrojonych ust, małego noska, wysokich kości
policzkowych i złotych włosów spływających za kanapę.
Przez chwilę nawet współczuł temu politykowi z Chiacago. To musi
być okropne – stracić taką narzeczoną. Royce spojrzał na zdjęcie rodziców
zrobione w dniu ich ślubu. Zwykle, gdy był na ranczu, omijał je wzrokiem.
Ojciec patrzył na matkę zakochanym wzrokiem.
Tak samo będzie z Amber. Mężczyzna, który ją poślubi, będzie
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Głupi ten Hargrove, oj, głupi.
– Amber? – wyszeptał, lekko się nad nią pochylając.
Spała. Jej piersi miarowo unosiły się i opadały. Royce uśmiechnął się
do siebie. Jedną rękę wsunął pod jej kolana, drugą pod plecy. Oparła się o
jego ramię, oddychając cicho i mamrocząc coś niezrozumiale.
Była lekka jak piórko. Royce wtulił nos w jej włosy. Pachniała
wiatrem i łąką, świeżo, ale i zarazem słodko. Może to jej szampon? Wspinał
80
się powoli po schodach, nie chcąc jej obudzić. Z przyjemnością patrzył, jak
się w niego wtula.
Powinien ją rozebrać, a może położyć na łóżku w sukience i tylko
przykryć kocem, by nie zmarzła? Nie chciał jej budzić, choć pewnie byłoby
to najlepsze rozwiązanie.
Po raz pierwszy w życiu kładł kobietę do łóżka, nie mając zdrożnych
myśli.
Delikatnie położył ją na kocu. Złote włosy rozsypały się wokół jej
głowy, tworząc złocistą aureolę. Wyglądała jak anioł. Pochylił się nad nią.
Jego twarz zawisła kilka centymetrów nad jej głową. Powinien wyjść,
powtarzał sobie, ale nie mógł się na to zdobyć.
– Amber – wyszeptał cicho.
Jeśli się obudzi, będzie zmuszony wyjść.
Tymczasem ona w odpowiedzi wydała z siebie jedynie westchnienie.
Royce pocałował ją. Tylko na dobranoc, powiedział sobie. Już miał się
wyprostować, gdy Amber zarzuciła mu ręce na szyję i oddała pocałunek.
Nagle jej zapragnął.
Nie pamiętał, czy kiedykolwiek odczuwał tak silne pożądanie.
Hormony wygrały ze zdrowym rozsądkiem. Myślał tylko o jednym: dać jej
spełnienie. Miał jednak wątpliwości, czy Amber na pewno wie, co robi.
Powinien się upewnić. Nie zmusi jej do niczego, czego by nie chciała.
– Amber – wyszeptał do jej ucha. – Na pewno tego chcesz?
Otworzyła szeroko oczy. Zamrugała powiekami i zaczęła rozglądać się
po pokoju. Zatrzymała wzrok na twarzy Royce’a. Wyglądała na bardzo
zaskoczoną.
Royce wypuścił ją z ramion.
Amber ktoś się przyśnił, lecz tym kimś nie był on.
81
Gdy Amber weszła rano do kuchni, z radością powitała w niej
Stephanie. Cieszyła się, że nie będzie sam na sam z Royce’em.
Poprzedniego dnia zbyt długo się wahała. Nie powinna dać Royce’owi
odczuć, że coś jej się śniło. Gdy tylko zorientowała się, że to nie był sen,
Royce zniknął. Gdyby od razu zaczęła go całować... Chciała się z nim
kochać, połączyć się z nim i poruszać się jednym rytmem.
Zamiast tego Royce wybiegł z pokoju jak oparzony, zostawiając ją
samą. Z początku właściwie nie była pewna, czy to jawa, czy sen. Royce
jednak nie był temu winny.
– Dzień dobry, Amber. – Stephanie gryzła długi pasek usmażonego
bekonu.
– Cześć – odparła, zerkając na Royce’a.
Kiwnął jej na powitanie głową i spokojnie pił kawę.
– Myślę, że trzeba to zorganizować w ciągu dwóch najbliższych dni –
zwrócił się do siostry.
– Mnie się wydaje, że to najgorsza możliwa chwila.
– Żadna nie będzie dobra. – Royce odniósł swój kubek i talerz do
zlewu.
– Royce musi dziś zadzwonić do szefów poszczególnych działów.
Powinniśmy poprosić ich o przygotowanie raportów finansowych. Boimy
się jednak, że wybuchnie panika – wyjaśniła Stephanie.
– Dlaczego ma wybuchnąć panika? –
Amber zadała to pytanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta