[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dział na zachodzie. Może je kiedyś zbuduje jego następca, zbierze
owoce ojcowego trudu; nie posiać, nie będzie plonu, nieważne, kto go
zbierze.
Zamyślenie Kazimierza przerwał nadchodzący Aaron, który witał
księcia z radością, zapraszając na posiłek, a potem na obejrzenie, cze-
go już dokonał. Książę z zadowoleniem ujrzał, jak kopiuje się księgi
dla zamierzonej szkoły katedralnej. Gdy zaczął mówić o tym, że bi-
skup Rachelin chciałby jeszcze za swego życia zobaczyć jej odnowie-
nie, Aaron odparł:
-1 moją to troską następców sobie zgotować. Człek nie wieczny
jest, jeno Kościół Boży. Paru oblatów" już pozyskać zdołałem, któ-
rych do stanu duchownego przysposabiam, a co zdatniejszych wysłać
zamierzam, by poznali obce kraje i ludzi.
- Rachelin radzi mnichów sprowadzić z Korbei i Fuldy, bo niery-
chło swoich przyjdzie wyhodować - powiedział Kazimierz w zamy-
śleniu. - Co o tym myślicie, wielebny bracie?
- Wżdy Kościół jeden jest, jak jeden Bóg, choć niejedną mową lu-
dzie Go chwalą. Trudno od prostaczków czekać, by Go wszytcy
Pateat miseris et amicis (łac.) - otwarta dla ubogich i przyjaciół.
2
Oblatus (łac.) - ofiarowany.
114
chwalili mową uświęconą napisem na Chrystusowym krzyżu, ja sam
z dziecięcego nawyku modlić się obykłem, jak mnie macierz uczyła.
Bóg wszytkie mowy rozumie.
Kazimierz zarumienił się: choć nieobca mu łacina, jego matka uczy-
ła modlić się po niemiecku. Rachelin sam z Niemców, ale słusznie
prawił, że nie mową, ale sercem się przynależy. Zwrócił się do Aarona:
- Wdzięczen wam jeśm, iże zdjęliście ze mnie troskę o odbudowę
Kościoła, gdy mnie innych nie brak. Wiem, że klasztory znoszą się
między sobą, tedy wam zlecam sprowadzenie tych mnichów, jeno
kamo myślicie ich osadzić?
- Zdałoby się na zachodzie, gdziesi nad Odrą, może w Lubuszy -
odparł Aaron. - Ninie zechciejcie obaczyć, jak tu gospodarzymy.
Zeszli nad Wisłę, gdzie Aaron pokazywał zmyślnie urządzony
przewóz na linie, po której sam prąd przynosił prom. Potem obeszli
klasztorne wzgórze, na którego południowym stoku mnisi zasadzili
winną latorośl, by doczekać się wkrótce własnego wina mszalnego.
Resztę obszernej, ogrodzonej przestrzeni zajmował młody sad. Usie-
dli w dogrzewającym jeszcze jesiennym słońcu, gwarząc o wyprawie
na Mazowsze. Książę nie taił, że niepokoi go ucieczka Moj sława.
Pyszny człowiek będzie jeszcze usiłował z pomocą wrogów odegrać
się. O odzyskaniu Zląska jeszcze nierychło można będzie pomyśleć.
Gdy opat wstał, przepraszając, że musi udać się na tercję, książę po-
żegnał go życzliwie, mówiąc, że spokojny jest o sprawy, które zlecił
Aaronowi, a w Krakowie czekają go inne. Myślał jednak przede
wszystkim o małżonce i oczekiwanym dziedzicu. Jeśli nie zmuszą go
okoliczności, postanowił nie opuszczać jej aż. do porodu. Niepokój
o niego mógł zaszkodzić nie urodzonemu. Nie brakło zresztą zajęć na
miejscu, a wkrótce słotna jesień drogi uczyniła przepadlistymi, a bro-
dy na wezbranych rzekach nieprzebytymi. Zima nadchodziła z ocią-
ganiem, jesienna słota coraz częściej niosła śniegowe płaty i dłużył
się też czas oczekiwania na urodzenie następcy.
Zima uderzyła nagle, północne wichry niosły zawieje i zamiecie,
drogi stały się kopne, gród jakby przysiadł pod śniegową czapą. Na
(lody nie było zjazdu, bez koniecznej potrzeby nikt nie ruszał z domu.
115
Wreszcie wicher ustał, szare niebo wyczyściło się, na bladym błękicie
ukazało się dawno nie widziane słońce, a zarazem siarczysty mróz
skuł rzeki lodową skorupą.
Kazimierz już zaczynał przypuszczać, że doświadczona Sądysława
pomyliła się w obliczeniu, gdy jednego ranka doniesiono mu, że po-
ród się zaczął. Do babińca nie wpuszczano nikogo z mężów, przez
cały dzień krążył przeto koło niego, nasłuchując idących stamtąd od-
głosów. Przemarznięty i głodny, pod wieczór wszedł do świetlicy, by
[ Pobierz całość w formacie PDF ]