[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najlepszych jezdzców na najszybszym koniu do Monclovy po lekarza. Gdy zobaczył Apacza,
wybiegł mu naprzeciw, zarzucając pytaniami:
Sam przyje\d\asz? Gdzie jest Tekalto?
Na górze El Raparo.
Co tam robi?
Nie powiedział mi tego.
Słyszałem, \e zwołał do siebie Indian. Po co?
Nie pytałem go.
Gdzie jest hrabia Alfonso?
Nie mogę powiedzieć.
Hacjendero cofnął się wyraznie zniecierpliwiony.
Nie powiedział mi, nie pytałem go, nie mogę powiedzieć! Za takie odpowiedzi dziękuję!
Apacz machnął ręką mówiąc:
Mój brat niech mnie nie pyta o rzeczy, o których mówić mi nie wolno. Wódz Apaczów
lubi czyny a nie słowa.
Ale chciałbym wiedzieć, co się tam na górze stało?
Córka Misteków mu to powie.
Ona równie\ milczy.
Przyjdzie Bawole Czoło to powie. Mój brat niech mnie zaprowadzi do ło\a Piorunowego
Grota, bym opatrzył ranę.
W pokoju chorego zastali obie dziewczyny: Emmę ze łzami w oczach i Karię pogrą\oną w
cichym smutku. Chory poruszał się niespokojnie, najprawdopodobnie musiał bardzo cierpieć,
oczy miał jednak zamknięte i ani jeden jęk z ust mu się nie wydarł, gdy Niedzwiedzie Serce
dotknął jego głowy.
Jak z nim? spytał hacjendero.
Będzie \ył odpowiedział wódz. Przykładać mu tylko zioła na głowę.
Jutro przyjdzie lekarz.
Zioła oregano są skuteczniejsze ni\ lekarz. Ma mój brat vaquera, który jest dobrym
jezdzcem i myśliwym?
Mym najlepszym myśliwym jest Francesko.
Niech go przyprowadzą i dadzą mu dobrego konia.
Po co?
Będzie mi towarzyszył.
Dokąd?
Do Komanczów.
Do Komanczów? O Bo\e, czegó\ tam chcecie?
Czy nie zna mój brat Komanczów? Zabraliśmy im jeńców, pozabijaliśmy wielu z nich,
więc przyjdą, by się zemścić.
Do hacjendy? Tak daleko?
Czerwony mą\ nie dba o odległość, je\eli się rozchodzi o zemstę i o skalp nieprzyjaciół.
Komanczowie przyjdą niezawodnie.
Więc po có\ jedziecie do nich?
By ich zobaczyć, by zbadać jaką drogą nadejdą.
Czy\ nie lepiej \ebyś został tutaj? Ka\ę porozstawiać stra\e.
Wódz Apaczów chętniej patrzy swoimi oczami, ni\ oczami innych. Piorunowy Grot, mój
brat chciał ujść przed pogonią, teraz le\y słaby, więc muszę w jego zastępstwie śledzić ich
tropy.
Jedzcie więc w imię Bo\e. Zaraz zawołam Franceska.
Kwadrans pózniej, zjawił się vaquero przygotowany do drogi. Po jego postawie mo\na było
sądzić, \e nadaje się do takich wypraw. Jak tylko usłyszał o co chodzi, zgodził się chętnie i po
krótkich przygotowaniach, ruszyli.
Dziewczęta zostały przy chorym. Emma znowu zaczęła płakać. Dziwny, cudowny niemal
skutek wywierała na chorym. Ledwie dotknęła jego czoła, wypogodziły się jemu rysy i dziwna
błogość pojawiła się na twarzy chorego.
Widzisz, \e mnie poznaje rzekła Emma do Indianki.
On ciebie przecie\ nie widzi odpowiedziała Karia.
Ale czuje. O, czemu\ on jechał na tę górę El Reparo? Powinnam gniewać się na twego
brata, \e wziął go ze sobą.
Tekalto uczynił to w dobrej myśli, chciał mu pokazać skarb i pewną część podarować
mu.
A ty chciałaś ten skarb oddać hrabiemu! rzekła z goryczą.
Czy zechcesz mi przebaczyć? prosiła Indianka.
Przebaczam ci, bo wiem, \e miłość jest potę\na, zale\y mi tylko na tym, aby on tylko
wyzdrowiał!
Zioła oregano uzdrowią go. Czy chcesz oglądnąć te rzeczy? rzekła wskazując na dwa
toboły.
Nie, zobacz sama, nie chcę widzieć rzeczy Alfonsa.
Przy trupach dwóch słu\ących znaleziono rzeczy hrabiego, które Indianka zaczęła
przeglądać. Nie znalazła w nich nic szczególnego, dopiero na dnie drugiej sakwy le\ał list, ten
sam, który Alfonsowi przyniesiono tu\ przed wyjazdem z hacjendy. Widząc, \e przyjaciółka
nie patrzy na nią, schowała go prędko do kieszeni.
Tymczasem Niedzwiedzie Serce wraz z vaquero pędzili jak wiatr na północ. Konie
meksykańskie są nadzwyczaj szybkie i wytrwałe. Przed wieczorem dojechali do miejsca, gdzie
powracając z uwolnionymi damami, urządzili nocleg. Nie odpoczywając pogonili dalej tą samą
drogą, którą wtedy jechali.
Ju\ zmrok zaczął zapadać, gdy Apacz powstrzymał nagle konia i począł patrzeć na ziemię.
Vaquero uczynił to samo.
Co to jest? pytał.
Zlady licznych jezdzców potakiwał Apacz. Ciągną się gdzieś, na północ.
Potem zbaczają ku zachodowi. Oglądnijmy je uwa\niej.
Zsiedli z koni i poczęli je dokładnie sprawdzać.
Du\o ich było rzekł Apacz. Prawie dwustu. Wódz począł bli\ej oglądać świe\e
odciski kopyt.
Mamy szczęście, rzekł vaquero \e nas nie napadli. Byli tu przed kwadransem.
Apacz wyprostował się.
Naprzód, muszę ich zobaczyć!
Wsiedli na konie i pospieszyli za śladem. Prowadził on głęboko do Sierry i przy ostatnim
blasku słońca ujrzeli jeszcze cały szereg jezdzców, którzy jak olbrzymi wą\ sunęli po szczycie
wy\yny le\ącej przed nimi.
Komanczowie! rzekł Apacz.
Tak! Do pioruna, wszak oni zmierzają w kierunku hacjendy!
A\ do jutra skryją się w górach zauwa\ył wódz.
Có\ robimy?
Mój brat powróci do hacjendera i oznajmi, \e nieprzyjaciel się zbli\a.
A ty?
Niedzwiedzie Serce pojedzie za nimi. Musi się dowiedzieć co zamierzają.
Zawrócił konia i zniknął, nie troszcząc się więcej o vaquera.
Per dios! zamruczał pasterz. Taki Indianin to dziwny człowiek! Sam jeden chce
ścigać dwustu ludzi. Dumny jak król! Rozkazuje co mam uczynić i odje\d\a, nie skinąwszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]