[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dy wkładałam drewno do ognia. Chyba wbiłam sobie drza-
zgę. Nie widzę jej, ale kiedy wzięłam kubek, strasznie za-
bolało. Musi tu gdzieś być.
- Daj mi zobaczyć - powiedział. - Tu jest za słabe światło.
Czy masz coś do odkażania, jakiś alkohol? Chodzmy lepiej
do kuchni.
- Mam, ale naprawdę poradzę sobie sama. Nie ma pro-
blemu.
- Nie chcę, żeby wdało się zakażenie - odparł Lucien,
gwałtownie poszukując jakiegoś argumentu uzasadniają-
cego konieczność jego pomocy. Sam przed sobą nie chciał
się przyznać, że miał po prostu ochotę ją dotknąć. - Przyda
ci się dodatkowa para rąk - dodał stanowczo.
Na jej twarzy pojawiła się czujność i poczuł się głupio.
Zdał sobie sprawę, że nie spodziewała się od niego pomo-
cy, nawet się jej obawiała.
Przez chwilę wydawało mu się, że będzie się spierać, ale
tylko wzruszyła ramionami, przybierając na twarz maskę
obojętności.
- Dobrze - powiedziała. - Dzięki. W takim razie za
raz wracam.
47
S
R
Gwen poszła na górę. W swojej kosmetyczce odnalazła
pęsetkę, w łazience przeszukała szafki i natrafiła na wodę
utlenioną. Gdy schodziła do kuchni, czuła już wyrazny ból
w palcu.
De Mornay siedział przy stole. Odsunął dla niej krzesło,
a następnie zaczął badać jej dłoń.
- Siedz spokojnie - polecił. - Widzę ją.
W nozdrzach poczuła jego zapach - był bardzo męski,
pomieszany z dymem.
Zagryzając wargi, Gwen przyglądała się ciemnym, gę-
stym włosom Luca, gdy nachylał się nad jej dłonią. Jego
zaskakująco delikatny dotyk sprawiał, że czuła się całko-
wicie bezbronna.
To powinno być zakazane. Taki nieodparty, trochę łaj-
dacki urok. Luc posiadał to wszystko, co działało na kobie-
ty rozbrajająco - niski, prawie chrapliwy głos, przenikliwe
spojrzenie, ciało jakby stworzone do grzechu i ten delikat-
ny dotyk.
Ten mężczyzna skrywał jakieś mroczne tajemnice, być
może był niebezpieczny, ale Gwen to nie przeszkadzało.
Budził w niej coraz większe pożądanie. Roztaczał wokół
siebie aurę zmysłowości, którą odbierała niemal każdą
cząstką swego ciała. Jak mogło do tego dojść?
Powinna wziąć się w garść, ostrzegła się w duchu. Jej
hormony szalały tak, jakby nigdy nie dotykał jej żaden
mężczyzna. W porządku, jej życie seksualne nie było może
zbyt bogate, ale na pewno daleko jej było do celibatu. W
każdym razie nikt, nawet Jeffrey, nie działał na nią w ten
sposób.
48
S
R
Co takiego było w tym facecie, że gdy jej dotykał, kola-
na się pod nią uginały, a serce zaczynało szybciej bić?
- Mam - oznajmił. Wziął do ręki chusteczkę, zwilżył ją
wodą utlenioną i zdezynfekował skaleczony palec.
Spojrzał na Gwen i bezwiednym ruchem odgarnął jej
włosy. Byli tak blisko siebie, że czuła jego ciepły oddech.
Ta chwila była zbyt intymna. Powinna ją przerwać.
Ale nie mogła.
W głowie miała mętlik. Czuła strach... i pożądanie. Na
pewno nie potrafiła się zdobyć na obojętność wobec tego
mężczyzny. Było w tym niemym porozumieniu coś, co po-
ruszało w niej jakąś głęboko ukrytą strunę. Jakby złożona
została jakaś uroczysta obietnica. Było to słodkie i zarazem
bolesne odczucie.
Siła tego wrażenia sprawiła, że nie mogła nawet drgnąć,
jakby została przyśrubowana do krzesła. Bardzo powoli
Luc podniósł jej dłoń do ust. Jego wargi musnęły jej zra-
niony palec, składając delikatny jak dotyk motyla pocału-
nek.
To było jak porażenie prądem. Ciepło rozlało się po ca-
łym jej ciele, docierając do miejsc, które od tak dawna były
go pozbawione.
- W porządku? - wyszeptał tym swoim lekko zachryp-
niętym głosem, uwalniając jej dłoń.
Nie była pewna, czego dotyczy pytanie. Czy chodziło o
to, czy minął ból? A może pytał, czy ma całować dalej, do-
prowadzając do tego, że najwyższym wysiłkiem po-
wstrzymywała się przed zarzuceniem mu ramion na szyję.
Prawda była taka, że była tego bardzo bliska i myślenie
przychodziło jej z coraz większym trudem. Nawet nie pró-
49
S
R
bowała sobie wyobrażać, jak mogłoby to się dalej poto-
czyć.
Ale zapragnęła się dowiedzieć. Nachyliła się ku niemu,
tylko trochę. To wystarczyło.
On także się do niej zbliżył.
I wtedy to się stało. Zwiat wypełniła czerń.
Gwen zamrugała powiekami, całkowicie oszołomiona.
Dopiero po chwili zrozumiała - wysiadła elektryczność!
50
S
R
5
-Luc?
Chwyciła go za rękę, zaciskając kurczowo dłoń. Od
dzieciństwa bała się ciemności, ale nie dlatego drżała na
całym ciele. Nie tym razem.
To, że czuła się tak zmieszana i rozbita, wiązało się nie-
wątpliwie z obecnością tego tajemniczego i niebez-
piecznego mężczyzny. Była zaskoczona jego niezwykłą
delikatnością. Teraz ledwie mogła uwierzyć, że wcześniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]