[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ramzes XII - mówił - nie popełnił żadnego z czterdziestu dwóch grzechów, więc sąd bogów wyda dla
niego wyrok łaskawy. A że nadto mumia królewska, dzięki wyjątkowej troskliwości kapłanów, jest
zaopatrzona we wszystkie amulety, modlitwy, przepisy i zaklęcia, zatem nie ulega kwestii, że zmarły
faraon jest już w mieszkaniu bogów, zasiada obok Ozirisa i jest sam Ozirisem.
Boska natura Ramzesa XII objawiała się już w ziemskim życiu. Panował przeszło trzydzieści lat, dał
narodowi głęboki spokój i wybudował lub dokończył wielu świątyń. Prócz tego sam był arcykapłanem i
najpobożniejszych kapłanów prześcigał pobożnością. W jego panowaniu pierwsze miejsce zajmowała
cześć bogów i podzwignięcie świętego stanu kapłańskiego. Za co też kochały go moce niebieskie, a
jeden z tebańskich bożków, Chonsu, na prośbę faraona raczył udać się do kraju Buchten i tam wypędził
złego ducha z córki królewskiej.
Mefres odpoczął i znowu mówił dalej:
- Gdy dowiodłem wam, dostojnicy, że Ramzes XII był bogiem, zapytacie, w jakim celu ta wyższa istota
zstąpiła na ziemię egipską i kilkadziesiąt lat spędziła na niej?
Oto w tym celu, ażeby poprawić świat, który jest bardzo zepsuty skutkiem upadku wiary.
Kto bowiem dziś zajmuje się pobożnością, kto myśli o spełnianiu woli bogów?
Na dalekiej północy widzimy duży naród asyryjski, który wierzy tylko w siłę miecza, a zamiast
mądrością i nabożeństwem zajmuje się podbijaniem ludów. Bliżej nas siedzą Fenicjanie, dla których
bogiem jest złoto, a nabożeństwem oszukiwanie i lichwa. Inne wreszcie ludy, jak Chetowie na
wschodzie, Libijczycy na zachodzie, Etiopowie na południu i Grecy na Morzu Zródziemnym, są to
barbarzyńcy i rabusie. Zamiast pracować kradną, a zamiast ćwiczyć się w mądrości piją, grają w kości
albo wysypiają się jak strudzone bydlęta.
Na świecie jest jeden tylko naród prawdziwie pobożny i mądry - egipski; lecz zobaczcie, co się i tutaj
dzieje?
Skutkiem napływu cudzoziemców, pozbawionych wiary, religia u nas upadła. Szlachta i dostojnicy przy
kubkach wina drwią z bogów i wiecznego życia, a lud obrzuca błotem święte posągi i nie składa ofiar
świątyniom.
Miejsce pobożności zajął zbytek, mądrości - rozpusta. Każdy chce nosić ogromne peruki, namaszczać
się osobliwymi woniami, posiadać tkane złotem koszule i fartuszki, stroić się w łańcuchy i bransolety
wysadzane drogimi kamieniami. Placek pszenny już mu nie wystarcza: on chce ciastka z mlekiem i
miodem; piwem myje nogi, zaś pragnienie gasi zagranicznymi winami.
Skutkiem tego cała szlachta jest zadłużona, lud bity i przeciążony pracą, tu i owdzie wybuchają bunty.
Co mówię: tu i owdzie?... Od pewnego czasu, jak długi i szeroki Egipt, dzięki tajemniczym burzycielom,
słyszymy okrzyk. "Dajcie nam co sześć dni odpoczynek... Nie bijcie nas bez sądu!... Darujcie nam po
zagonie ziemi na własność!... "
Jest to zapowiedz ruiny naszego państwa, przeciw której trzeba znalezć ratunek. Ratunek zaś jest tylko
w religii, która uczy nas, że lud powinien pracować, mężowie święci, jako znający wolę bogów, powinni
mu wskazywać pracę, a faraon i jego dostojnicy winni czuwać, ażeby praca była rzetelnie spełniana.
Tego nas uczy religia: według tych zasad rządził państwem równy bogom Oziris-Ramzes XII. My zaś,
arcykapłani, uznając jego pobożność, ten napis wyryjemy mu na grobie i w świątyniach:
"Horus wół, Apis silny, który połączył korony królestwa, krogulec złoty rządzący szablą, zwycięzca
dziewięciu narodów, król Wyższego i Niższego Egiptu, władca dwu światów, syn słońca Amen-mer-
Ramessu, ukochany przez Amon-Ra, pan i władca Tebaidy, syn Amon-Ra, przybrany za syna przez
Horusa, a spłodzony przez Hormacha, król Egiptu, władca Fenicji, panujący nad dziewięcioma
narodami." *
Gdy wniosek ten zebrani zatwierdzili okrzykiem, wybiegły spoza zasłony tancerki i wykonały przed
sarkofagiem święty taniec, a kapłani zapalili kadzidła. Po czym zdjęto mumię z łodzi i wniesiono do
sanktuarium Amona, dokąd Ramzes XIII już nie miał prawa wchodzić.
Niebawem nabożeństwo skończyło się i zebrani opuścili świątynię.
Wracając do pałacu Luksor, młody faraon był tak pogrążony w myślach, że prawie nie dostrzegał
niezmiernego tłumu i nie słyszał jego okrzyków.
"Nie mogę oszukiwać własnego serca - mówił do siebie Ramzes. - Arcykapłani lekceważą mnie, co nie
spotkało dotychczas żadnego faraona; ba! nawet wskazują mi, w jaki sposób mogę odzyskać ich łaskę.
Oni chcą rządzić państwem, a ja mam pilnować, ażeby wykonywano ich rozkazy...
Otóż będzie inaczej: ja rozkazuję, a wy musicie spełniać... I albo zginę, albo na waszych karkach oprę
moją królewską nogę... "
Przez dwa dni czcigodna mumia Ramzesa XII przebywała w świątyni Amona-Ra, w miejscu tak boskim,
że z wyjątkiem Herhora i Mefresa, nawet arcykapłani wchodzić tam nie mogli. Przed zmarłym świeciła
się jedna tylko lampa, której płomień podniecany cudownym sposobem nigdy nie gasnął. Nad zmarłym
unosił się symbol duszy, krogulec z ludzką głową. Czy to była machina, czy naprawdę żywa istota, nikt
nie wiedział. To pewne, że kapłani, którzy mieli odwagę spojrzeć ukradkiem na zasłonę, widzieli, że
istota owa wisiała w powietrzu bez podparcia, poruszając przy tym ustami i oczyma.
Nastąpił dalszy ciąg pogrzebu i łódz złota powiozła zmarłego już na drugą stronę Nilu. Pierwej jednak,
otoczona ogromnym orszakiem: kapłanów, płaczek, wojska i ludu, wśród kadzideł, muzyki, płaczu i
śpiewu przejechała główną ulicą Tebów.
Była to chyba najpiękniejsza ulica w egipskim państwie: szeroka, gładka, wysadzona drzewami. Cztero-
, a nawet pięciopiętrowe domy jej od góry do dołu były wyłożone mozaiką lub pokryte kolorowymi
płaskorzezbami. Co wyglądało tak, jakby na owych budowlach zawieszono olbrzymie, barwne dywany
lub zasłonięto je kolosalnymi obrazami, które przedstawiały pracę kupców, rzemieślników, żeglarzy
tudzież dalekie kraje i ludy.
Słowem, była to nie ulica, a raczej niezmierna galeria obrazów, barbarzyńskich pod względem rysunku,
jaskrawych pod względem kolorów.
Orszak pogrzebowy posuwał się około dwu kilometrów z północy na południe. Mniej więcej we środku
miasta zatrzymał się, a potem skręcił na zachód ku Nilowi.
W tym miejscu wśród rzeki znajdowała się duża wyspa, do której prowadził most zbudowany na
czółnach. Ażeby uniknąć wypadku, jenerałowie komenderujący procesją jeszcze raz uszykowali orszak,
ustawili po czterech ludzi w szeregu i nakazali im posuwać się bardzo wolno, unikając rytmicznych
stąpań. W tym celu muzyki idące na czele gromady intonowały pieśni, każdą w innym takcie.
Po paru godzinach procesja przeszła pierwszy most, potem wyspę, potem drugi most i - znalazła się na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]