do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Podejrzenie o morderstwo nie pomoże nam w
interesach.
 Prawda, musimy się stąd jak najszybciej wydostać. 
Tolliver zaparkował przed motelem i poszedł do recepcji.
Naprawdę chciałam się położyć. Ucieszyłam się, gdy
Tolliver wszedł przez łączące nasze pokoje drzwi i włączył
telewizor. Siadłam, podpierając się poduszkami, a on usadowił
się w fotelu i zaczęliśmy oglądać kanał z teleturniejami. Pobił
mnie w Vabank, a ja jego w Kole Fortuny. Oczywiście
wolałabym wygrać z nim przy Vabanku, ale Tolliver zawsze
lepiej niż ja zapamiętywał fakty.
Nasi rodzice byli inteligentnymi ludzmi  dawno, dawno
temu, zanim zmienili się w uzależnionych od narkotyków i
alkoholu prawników, którym odebrano uprawnienia. I zanim
stwierdzili, że styl życia ich klientów jest barwniejszy i bardziej
fascynujący niż ich własny. Moja matka i ojciec Tollivera
odnalezli się gdzieś w połowie tej równi pochyłej i porzucili
pierwszych małżonków. Ja i moja siostra Cameron, wychowane
na przedmieściach Memphis, w domu o czterech sypialniach,
skończyłyśmy w czynszówce o dziurawej podłodze łazienkowej,
w Texarkanie* [*Texarkana to miasto leżące częściowo w
Teksasie, częściowo w Arkansas, (przyp. tłum.)], w Arkansas.
Nie stało się to nagle  przeszłyśmy po kolei wszystkie etapy
degradacji. Tolliver miał krótszą drogę, ale także on i jego brat
przeżyli stopniowe staczanie się na dno wraz z ojcem. Właśnie
w Texarkanie poraził mnie piorun.
Nasze połówki rodziców zafundowały sobie wspólne
potomstwo  dwie córeczki, Mariellę i Gracie. Staraliśmy się
opiekować młodszymi siostrzyczkami najlepiej, jak
potrafiliśmy. W przeciwieństwie do nas, dziewczynki nie
zaznały nigdy lepszego życia.
Co działo się z pozostałą dwójką naszych rodziców 
matką Tollivera i moim ojcem? Dlaczego nie uchronili nas
przed tym strasznym zwrotem w życiu? Cóż, nieco wcześniej
mój prawdziwy ojciec poszedł do więzienia za serię przestępstw
 biało-kołnierzykowych * [*Przestępstwa finansowe, kradzieże
i oszustwa, bez użycia przemocy (przyp. red.)], zaś matka
Tollivera zmarła na raka. Tym sposobem, spuszczona z
małżeńskich smyczy, spółka Connelly-Lang senior stoczyła się
do rynsztoka, pociągając za sobą własne dzieci i pasierbów.
Tak więc siedzieliśmy teraz z Tolliverem w tanim
motelu w turystycznej dziurze ozarskiej, poza sezonem, z
nadzieją, że unikniemy oskarżenia o morderstwo.
Ale fartem, mieliśmy nieco oleju w głowie.
Graliśmy w scrabble, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
 Kto tam?  zapytałam, bo to ja byłam gospodarzem w
tym pokoju.
 Hollis. Otworzyłam.
 Mogę?  zapytał, widząc siedzącego Tollivera.
Wzruszyłam ramionami, odsuwając się, by go wpuścić. Hollis
wszedł tylko tyle, żebym mogła zamknąć za nim drzwi.
 Rozumiem, że przyszedł pan z przeprosinami? 
Włożyłam w ton tyle chłodu, ile tylko byłam w stanie. Wyszło
mi niezle. Był lodowaty.
 Przeprosinami?! A niby za co?  zdumiał się szczerze.
 Powiedział pan szeryfowi, że wzięłam pieniądze.
Insynuował pan, że go oszukałam.
 Wzięła pani pieniądze.
 Zostawiłam je na fotelu w pana samochodzie. Zrobiło
mi się pana żal.  Byłam tak wściekła, że prawie plułam;
lodowata furia, zamieniła się w białą gorączkę.
 Nie było ich na siedzeniu.
 Owszem, były. Sięgnął po kluczyki.
 Proszę mi pokazać.
 Niech sobie pan sam szuka, inaczej oskarży mnie pan,
że je podrzuciłam.
Wyszliśmy za Hollisem na zewnątrz. Niebo zasnuwały
ołowiane chmury, a korony drzew szumiały na wietrze.
Marzłam bez kurtki, ale nie zamierzałam odpuścić, wracając do
pokoju. Tolliver objął mnie ramieniem. Hollis otworzył
drzwiczki od strony pasażera i zaczął szperać w szczelinie
pomiędzy siedziskiem a oparciem. Po chwili wyłowił stamtąd
grubą kopertę.
Patrzył na nią, na przemian blednąc i czerwieniejąc. Po
chwili wziął się w garść i spojrzał mi w oczy.
 Powiedziała pani Harveyowi prawdę  powiedział
cicho.  Bardzo przepraszam.
 No, to mam nadzieję, że wyjaśniliśmy sobie tę sprawę?
Skinął głową.
 W porządku  rzuciłam. Obróciłam się na pięcie i
pomaszerowałam do pokoju. Tolliver został jeszcze chwilę, po
czym wrócił za mną.
Dokończyliśmy partię scrabbli. Wygrałam.
Na kolację pojechaliśmy do sąsiedniego miasteczka.
Tolliver wyraznie nie miał ochoty na wizytę w barze
motelowym, ale nie skomentowałam tego. W knajpce, niemal
blizniaczej kopii  Kountry Good Eats zjedliśmy kotlety
panierowane z tłuczonymi ziemniakami i fasolką. Bardzo nam
smakowało. Panowała tu swojska atmosfera  laminowane
blaty, spękane linoleum, dwie zmęczone kelnerki i gospodarz za
barem. Mrożona herbata też była dobra.
 Wiesz, że ktoś nas śledził?  odezwał się Tolliver, gdy
kelnerka, zebrawszy naczynia, oddaliła się w stronę kuchni.
Wyjął portfel, by zapłacić.  Dziewczyna. W hondzie.
 Tak, pewnie inny zastępca szeryfa. Wygląda strasznie
młodo. A może zatrudnili ją tylko do tego?
 Pewnie marznie w tej swojej hondzie.
 Cóż, taka praca.
Po uregulowaniu rachunku, opuściliśmy bar. Deszcz, na
który zbierało się od dawna, zaczął w końcu padać. Pobiegliśmy
do samochodu. Tolliver odblokował zamki jeszcze pod
daszkiem, więc wskoczyłam do środka najszybciej jak mogłam.
Nie cierpię moknąć. Nienawidzę burz. Nawet podczas samej
tylko ulewy nie sięgnę po telefon.
Tym razem przynajmniej nie grzmiało.
 Nie rozumiem  powiedział kiedyś Tolliver,
zirytowany, że nie mógł się do mnie dodzwonić.  Dlaczego?
Przecież najgorsze, co mogło się stać, już się stało. Poraził cię
piorun. Jakie są szanse, że zdarzy się to ponownie?
 A jakie były szanse, że w ogóle coś takiego mnie
spotka?  odcięłam się, chociaż powody mojego zachowania nie
pokrywały się prawdopodobnie z tym, co przypuszczał.
Jechaliśmy powoli, podczas gdy czerwona honda cały
czas siedziała nam na ogonie. Drogi w Sarne były wąskie, po
obu stronach znajdowały się strome spadki, a zawsze istniała
szansa, że na jezdnię wyskoczy jeleń.
Po dotarciu do motelu, stoczyliśmy dyskusję, czy
pozwolić dziewczynie poznać numery naszych pokoi (które
oczywiście i tak znała, jeśli była policjantką), czy też krążyć w
kółko, aż się jej znudzi. Zgadzaliśmy się co do tego, że wizyta
na posterunku to nieco śmieszny pomysł. W końcu nie groziła
nam, ani nie zrobiła nic złego, poza jeżdżeniem za nami.
Zadecydował za nas mój pęcherz. Zaparkowaliśmy i
popędziłam do pokoju.
 Zastanawia się, czy podejść i zapukać  oznajmił
Tolliver, gdy wyszłam z łazienki. Nie włączył światła i
obserwował parking zza zasłony.
Dołączyłam do niego i razem patrzyliśmy na scenę za
oknem. Latarnie oświetlały samochód dziewczyny na tyle
dobrze, że mogłam dostrzec jej twarz. Mogłabym w każdej
chwili rozpoznać ją w policyjnym szeregu, choć nie widziałam
wyraznie jej rysów. Miała krótkie brązowe włosy  dłuższą
wersję fryzury na chłopaka, która pasowała do jej filigranowej
figury. Mogła mieć siedemnaście lat, może mniej. Jej
makijażem można by spokojnie obdzielić trzy kobiety. Na
drobnej buzi, o pełnej dolnej wardze, malował się wyraz
charakterystyczny dla nastolatek z domów, gdzie nie dzieje się
zbyt dobrze  nieco arogancki, nieco bezbronny, i zdecydowanie
czujny.
Taką właśnie minę miewała Cameron, nazbyt często.
 O ile jesteś się gotowa założyć? Moim zdaniem
odjedzie. Za bardzo się nas boi.  Tolliver ścisnął lekko moje
ramię.
 Nie, stawiam, że przyjdzie  oświadczyłam z
przekonaniem.  To byłyby zbyt łatwe pieniądze. Widzisz?
Zebrała się na odwagę.
Deszcz zaczął padać mocniej, gdy dziewczyna
zdecydowała się działać. Wyskoczyła z auta i podbiegła do
drzwi. Zastukała dwa razy.
Jakby w odpowiedzi na jej pukanie Tolliver włączył
lampkę nocną. Otworzyłam drzwi.
 Ty jesteś tą kobietą, która znajduje trupy?  spytała, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta