[ Pobierz całość w formacie PDF ]
brodę na kolanach. Sama nie wiedziała, czy to dobrze, że tak łatwo
udało jej się zmienić temat.
- Ta praca daje mi wiele satysfakcji - powiedział Dominik. Tak
jak dotykanie twych rozwianych włosów, Keeley, dodał w myślach. -
Może przyjdę jutro na ten odczyt i posłucham twoich opinii. Nie masz
nic przeciwko temu?
- Ależ skąd. Jeśli cię to interesuje i jeśli masz czas...
- A potem co? - zapytał. - Co jeszcze zaplanowałaś na ten
tydzień.
- Spotkania z Bess i Abby. Razem umawiałyśmy się na ten
zjazd, więc muszę uwzględnić je w swoich planach. Mamy tak mało
czasu.
- A mimo to znalazłaś czas na wizyty u mnie i w Chacie".
- To był... zwykły zbieg okoliczności. A potem... - urwała,
słysząc nagły szum liści nad głową. - Słyszysz? - wyszeptała. - Ktoś
nadchodzi.
- Albo coś. - Chwycił ją za rękę i postawił na równe nogi. -
Lepiej uciekajmy, zanim nas... - Keeley krzyknęła, kiedy uderzyły w
nią pierwsze krople wody. Dominik roześmiał się, osłaniając ją
ramieniem. - ...zanim nas zmoczy deszcz!
I znów ważne sprawy zostały odłożone na potem.
55
R S
ZRODA
Dominik rzeczywiście przyszedł na jej odczyt. Siedział w środku
pierwszego rzędu i uśmiechał się szeroko za każdym razem, kiedy
spojrzała w jego stronę. Musiała bardzo się starać, żeby nie
odpowiadać mu tym samym.
- Grafiki na przykład - mówiła Keeley do mikrofonu - stają się
coraz popularniejsze ze względu na niską cenę. Jeśli nawet po jakimś
czasie wartość takiej grafiki nie wzrośnie, to i tak możemy
powiedzieć, że za umiarkowaną kwotę zyskaliśmy dzieło sztuki.
Bywa też nierzadko i tak, że uda nam się dobrze wybrać pracę i
artystę, w efekcie czego cena grafiki po roku, dwóch może wzrosnąć
wielokrotnie. Spójrzmy na te przykłady...
Na przezroczach pokazała prace artystów, którzy już byli sławni,
i tych, których sława dopiero rosła. Zaryzykowała i wygłosiła własne
przewidywania na przyszłość. Omówiła też strategię zakupów
zdobionych tkanin i rzezb.
Prace innych ludzi. Wspierała je, kolekcjonowała, oceniała i
sprzedawała. Była w tym dobra, odgrywała niemałą rolę w świecie
sztuki. To już coś. A swoje prace? Cóż, na dnie kufra leżała samotnie
Kobieta oczekująca". Czy rzeczywiście czekała na swój czas?
Jak na razie Keeley mogła podziwiać innych; także Dominika za
to, że znalazł swój środek wyrazu. Przypomniała sobie, z jaką
miłością pokazywał jej swoje dzieła. W jego zręcznych, twórczych
dłoniach drewno przybierało piękne kształty.
56
R S
A ona? Ona przecież też miała zręczne dłonie i twórczy umysł.
Na co czekała? Czy i ona była kobieta oczekującą"?
Na to pytanie nie znalazła odpowiedzi, chociaż odpowiadała na
pytania słuchaczy tak pewnie, jak sprzedawca aut w salonie
samochodowym.
W pewnym momencie palec podniósł także Dominik.
- A co z meblami? - zapytał.
- Chodzi o antyki?
- Nie, mam na myśli nowoczesne meble robione ręcznie, jedyne
w swoim rodzaju. Czy opłaca się w nie inwestować?
- Cóż, poza aspektem finansowym jest także inny aspekt. Meble
to sztuka użytkowa. W zasadzie korzystamy z nich codziennie. Kiedy
wybieram coś dla siebie, coś, co ma mi odtąd zawsze towarzyszyć, to
największą wagę przywiązuję do swoich własnych odczuć. Czy to mi
się podoba? Czy chcę to codziennie oglądać? Takie pytania sobie
zadaję.
- Zupełnie jak przy wyborze męża? - Uśmiechnął się lekko, z
figlarnym błyskiem w oku.
- Być może - odpowiedziała na uśmiech. - Na pewno postępuję
inaczej niż przy zakupie dzieła wyłącznie dla zysku. W naszych
czasach kobiety nie wychodzą za mąż dla zysku. - Dla lepszego efektu
spojrzała na widownię. - Przynajmniej nie absolwentki Barlett
College. - Na sali odezwały się brawa, Keeley spostrzegła pełne
aprobaty gesty Bess i Abby.
57
R S
- Ale to także jest inwestycja, prawda? Czyli należy wybierać to,
co nam się podoba, bez względu na opinię innych?
- Właśnie to chciałam powiedzieć. I jestem pewna, że meble
mogą być niczym rzezba w rękach prawdziwego artysty... panie
Vitalli. - Jego nazwisko też wywołało brawa. - Nie znam się zbyt
dobrze na tej dziedzinie twórczości, ale jestem pewna, że wartość
pańskich pięknych mebli z czasem znacznie wzrośnie.
Kiedy zeszła z podium, tłumnie otoczyli ją ludzie. Wyciągnęła
szyję i zobaczyła, że Dominik właśnie zbiera się do wyjścia.
- Zaczekaj chwilę, Dominiku. Chciałabym...
- Przyjadę po ciebie o siódmej.
- Przyjedziesz? - zmieszała się nieco.
- Chciałbym z tobą porozmawiać o pewnej inwestycji. No i
zabiorę cię na kolację.
Grandview" była małą, zaciszną restauracyjką, położoną
malowniczo na szczycie wzgórza. Tym razem Dominik zostawił
mercurego w garażu i pożałował tego, kiedy po kolacji Keeley
zaproponowała, żeby zatrzymali się w punkcie widokowym na zboczu
i nacieszyli oczy widokiem zielonych lasów i łąk. W niewygodnym
sportowym wozie trudno było ją przytulać.
W dole wiła się rzeka i migotały światła miasteczka. Nocne ptaki
starały się przekrzyczeć świerszcze. Powietrze było chłodne i
wilgotne.
58
R S
- Więc twój ojciec nadal dobrze się miewa. Często go widujesz?
- zapytał Dominik.
- Raczej nie. Jestem równie zajęta, jak on. Teraz to tata musi
dopasowywać się do terminów córki. - Uniosła głowę z jego ramienia
i spojrzała mu w oczy. - A twoi rodzice?
- Ojciec zmarł trzy lata temu, a mama jest bez niego trochę
zagubiona. Donna, moja młodsza siostra, nadal mieszka w domu.
Studiuje w college'u - usłyszała dumę w jego głosie.
- Lubiłam twoją matkę.
- Pamiętasz, kiedy pierwszy raz przyprowadziłem cię do domu?
Mama się zakrztusiła i musiała wyjść z pokoju.
Keeley uśmiechnęła się do swoich wspomnień.
- Wszyscy patrzyliście na siebie z wściekłością, ty, twój ojciec,
twoi bracia. Dotąd nie rozumiem, o co wtedy poszło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]