[ Pobierz całość w formacie PDF ]
go, jedz do domu, bo ona może tymczasem wrócić, a jak nie, zacznij
dzwonić do każdej z nich po kolei.
Rzeczowe słowa Kate uspokoiły go trochę. Dobrze, że tu
przyjechałem, pomyślał. Kate to najbardziej zdumiewająca kobieta,
jaką znam.
- Dobry pomysł.
Kate wzięła swój telefon komórkowy i spojrzała na wyświetlacz.
- W porządku. Mam naładowaną baterię. Zacznę jezdzić po
ulicach i jej szukać. Dzwoń natychmiast, jak się czegoś dowiesz. A
jak nie, to i tak odezwij się za godzinę. - Położyła mu rękę na
ramieniu i dodała: - Na pewno ją znajdziemy.
Nakrył jej dłoń swoją.
- Dzięki za pomoc.
Cofnęła rękę i rzekła:
146
RS
- Robię to dla Sashy. - Jej słowa ugodziły go w samo serce. Cóż,
nie zasługiwał na współczucie ani na zrozumienie, lecz zabolało go to
mocniej, niż się spodziewał. Ruszył w kierunku drzwi. - Badenie! -
zawołała za nim. - Musisz zawiadomić policję. Jak tylko się rozwidni,
zaczną poszukiwania.
Kate wypowiedziała na głos myśl, której on nawet do siebie nie
dopuszczał.
Ogarnął go paraliżujący strach.
Gdzie się podziewa jego śliczna córka?
ROZDZIAA JEDENASTY
Kate włożyła dżinsy, koszulkę z długim rękawem, grubą
polarową kurtkę i buty turystyczne. Musiała się dobrze przygotować
na wypadek, gdyby poszukiwania zaginionej Sashy potrwały dłużej,
bo inaczej Daryl Thornton, sierżant policji, by ją chyba zastrzelił.
Właściwe przygotowanie się jest najważniejsze, wbijał do głów
ratownikom.
Kiedy usłyszała Badena walącego do drzwi, osaczyły ją
wspomnienia koszmarnych powrotów pijanego Shane'a. Pomyślała, że
Baden na trzezwo nigdy by nie przyszedł. Przecież powiedział jej bez
ogródek, że jej nie kocha, to czego jeszcze mógłby od niej chcieć?
Lecz gdy tylko go zobaczyła na werandzie, z poszarzałą twarzą i
włosami w nieładzie, natychmiast wiedziała, że coś się stało. I
wszystko zrozumiała.
147
RS
Sasha zniknęła. Sasha, którą pokochała jak własną córkę.
Dlaczego uciekła w środku nocy?
Kate włożyła do plecaka apteczkę, butelkę % wodą oraz kilka
batoników i wsiadła do samochodu. Była przygotowana, by dołączyć
do oficjalnej akcji poszukiwawczej, jaką Daryl zarządzi o świcie, jeśli
do tej pory Sasha się nie odnajdzie.
Tymczasem zacznie poszukiwania na własną rękę. Postanowiła,
że po pierwsze pojedzie do szkoły, chociaż wątpiła, by Sasha tam się
udała.
Jadąc pustymi ulicami, rozglądała się na wszystkie strony.
Sprawdziła boisko szkolne, pętlę autobusów, supermarket, gdzie na
zapleczu odbywały się zbiórki skautek, basen - wszystkie miejsca w
mieście, które dziewczynka dobrze znała.
Nigdzie ani śladu. Dokąd mogła pójść?
Zacznij myśleć tak jak ona.
W głowie miała pustkę.
Nagle zobaczyła przed sobą drogowskaz.
Przypomniał jej się słodki głos Sashy: Kiedyś poszłam stąd aż
do wąwozu Ledger's. Bardzo mi się tam podobało. Dobre miejsce do
rozmyślania, wiesz?".
Pokłóciła się z ojcem. Na pewno chciała to sobie przemyśleć. Do
wąwozu był spory spacer. W dzień żaden problem, natomiast w nocy,
po ciemku, bardzo trudno byłoby tam trafić. Kate uznała jednak, że
warto spróbować. Zresztą żaden inny pomysł nie przychodził jej do
głowy. Ruszyła.
148
RS
Na oświetlonym światłem księżyca placu piknikowym poza
dwoma pasącymi się wombatami nie było nikogo. Kate wysiadła z
samochodu, przyłożyła zwinięte w trąbkę dłonie do ust i zawołała:
- Sashaaa!
Wstrzymała oddech, czekając na odzew. Niestety,
odpowiedziało jej tylko echo. Zapaliła latarkę i silnym strumieniem
światła powiodła dookoła. Ukazał się znak u wylotu wąskiego
stromego wejścia do wąwozu. Nawet w dzień ścieżka była zdradliwa.
Chyba Sasha nie wpadła na taki szalony pomysł, ale kto wie? W
końcu Kate zarzuciła plecak na ramiona, do kieszeni włożyła telefon i
ruszyła w dół. Co dziesięć kroków stawała, wolała Sashę i czekała,
nasłuchując. Zawracaj, żadne dziecko nie odważyłoby się na taki
wyczyn po ciemku, mówiła sobie w duchu. Ale Kate też wiedziała, że
Sasha jest tak samo uparta jak jej ojciec, i dlatego uznała, ze nie
można wykluczyć takiej ewentualności. Szła więc naprzód, aż dotarła
do wykutych w czerwonym kamieniu wąskich stromych stopni.
- Sashaaa! - zawołała.
Odpowiedziało jej echo, lecz czy tylko? Zdawało jej się, że
usłyszała coś jeszcze, jakiś stłumiony odgłos.
Wstrzymała oddech. Cisza.
Zeszła, a raczej zsunęła się, stopień niżej. Ciemności
przyprawiały ją o zawrót głowy. To dlatego akcji ratunkowej nie
prowadzi się nocą. Ale teraz chodzi o Sashę! Udało jej się pokonać
następnych dziesięć stopni.
149
RS
Ponownie zawołała i poświeciła wokół latarką. Z jednej strony
drzewa, z drugiej czarna otchłań.
Na czterdziestym siódmym stopniu doszła do wniosku, że chyba
zwariowała, by podejmować takie ryzyko. Jeśli Sasha jest tam w dole,
to na pewno usłyszała wołanie. Dobrze, ostatni raz, pomyślała i
zawołała dziewczynkę. Potem znowu snopem światła omiotła wnętrze
wąwozu. Tym razem dostrzegła jakąś kolorową plamę.
Nieruchomą.
Różową?
Sasha?
Serce zaczęło jej walić jak młotem. Usiadła na skalnym stopniu i
po omacku zaczęła zsuwać się w dół. Po pokonaniu kolejnych
piętnastu stopni skalnych przystanęła i zapaliła latarkę. Na samym
dole, na półce skalnej, leżała Sasha ubrana w różową piżamę.
Uda ci się, uda ci się, nawet bez liny ci się uda, powtarzała sobie
Kate. Centymetr po centymetrze, ostrożnie znajdując oparcie dla stóp,
palcami chwytając się występów w skale, dotarła na półkę. Pierwszą
rzeczą, jaką zrobiła, było odciągniecie dziewczynki od krawędzi.
Potem lekko potrząsnęła ją za ramię.
- To ja, kochanie. To ja, Kate.
Powieki Sashy uniosły się, lecz natychmiast opadły. Bogu niech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]