[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jest!
Qwilleran pomyślał: Bingo!... Była tu ekipa sprzątająca... Pomagałem Bushy'emu
fotografować kapelusze... Dick przyniósł prezent... zobaczył wypolerowaną przez panią
Fulgrove tacę...
- No cóż, dziękuję! Co mam powiedzieć...
- Możesz zgodzić się ze mną i przyznać, że chłop jest kleptomanem! - powiedział
Simmons. - Do Thelmy to powoli dociera. Przeszukała nawet biurko Dicka, szukając
wartościowego przedmiotu, który zniknął z jej domu, ale jedyne, co znalazła, to rewolwer w
dolnej szufladzie. Zastanawiała się, czy jest zarejestrowany.
- To wszystko bardzo ciekawe, Simmons. O jaki cenny przedmiot chodzi?
- Zegarek Tatki, który trzymała na swojej toaletce przez czterdzieści lat! Nakręcany
złoty rolex.
- Nalać ci jeszcze?
Przez chwilę Simmons pociągał drinka w pełnej skupienia ciszy, podczas gdy Yum
Yum bawiła się jego sznurówką.
- Używasz czasem kieszonkowego dyktafonu, Qwill? - odezwał się w końcu.
- Przez cały czas.
- Przywiozłem coś takiego Thelmie. Kobieta w jej wieku, z jej pieniędzmi i pozycją
powinna nosić dyktafon bez przerwy. Miała już parę sprzeczek z Panem Uśmieszkiem, a kto
wie, co ten macher trzyma w rękawie. Prawdę mówiąc, Qwill, obawiam się o Thelmę... Ona
chyba myśli, że umieściła bratanka we właściwym miejscu, ale czy można mu ufać? Ma
wszelkie symptomy nałogowego hazardzisty. Może popełnić przestępstwo, aby spłacić długi,
albo zostać sprzątnięty, gdy sam ich nie spłaci. Thelma nie przyjmie do wiadomości faktu, że
jest hazardzistą, tak jak nie potrafi przyznać, że jej tatko szmuglował alkohol. Dlaczego? Bo
tak się troszczy o swój wizerunek?
- Wiesz o szmuglerce? - Qwilleran był zaskoczony.
- Wiem, że wybrzeże w tym miejscu stanowiło główny port dla przywożonej z Kanady
kontrabandy, a ciężko by było określić tym mianem ziemniaczane chipsy.
- Cała rodzina ma jakiś problem z mówieniem prawdy na głos - powiedział Qwilleran.
- Czytałem listy jej brata. Wspomina o problemach finansowych Dicka, ale nigdy o jego
skłonnościach do hazardu, choć podobno stanowiły one tajemnicę poliszynela.
- Odkąd zmarł jego ojciec, Uśmieszek pojawiał się w Kalifornii i urabiał swoją ciotkę.
- Miau! - Koko wrzasnął ostrzegawczo i w tej samej chwili biało-niebieska błyskawica
rozbłysła w nieregularnych szybach składu. Tuż po niej nastąpiło uderzenie gromu, którego
dudniący pogłos pulsował przez dłuższą chwilę w ogromnym wnętrzu. Wył wiatr. Deszcz bił
wściekle w ściany składu.
Rozmowa została zagłuszona przez dobiegający z góry huk i gość Qwillerana ścisnął
mocniej oparcie sofy, spodziewając się wyraznie, że dach wygnie się za chwilę i wpadnie do
środka składu.
Odstępy między błyskawicami i uderzeniami gromu zaczęły się stopniowo zwiększać i
burza przeniosła się nad inny cel.
- Wy macie swoje błotne lawiny i trzęsienia ziemi - odezwał się Qwilleran. - My
mamy nasze północne huragany. Jeśli podobało ci się już teraz, musisz koniecznie zobaczyć,
co się dzieje, jak przychodzi śnieg!
Dzień po burzy Pogodny Jimmy powiedział do słuchaczy PKX FM:
- Było fajnie, dopóki się działo, co nie, ziomki? Trochę pozalewała nas woda z
przelewających się rynien, ale ogólnie chodziło nam przecież o taki deszcz. Możecie teraz
brać prysznic i podlewać geranium bez poczucia winy. No i pogoda planuje się uśmiechnąć
na otwarcie Klubu Filmowego. Wszystkich bywalców premier uprasza się o galowy strój - ja
do mankietów zakładam swoje nowe spinki...
Rozdział dwudziesty pierwszy
W wieczór premiery Qwilleran i Polly znajdowali się wśród nieobecnych. Wyjaśnił Thelmie,
że dla wszystkich o wiele lepiej będzie, jeśli sprzeda ich miejsca jakimś napalonym
bywalcom premier. Zrozumiała.
Bardziej interesowała ich propozycja z następnego tygodnia - udzwiękowiona wersja
nagrodzonego dramatu Anna Christie Eugene'a O'Neilla z 1922 roku. To film, w którym
gardłowy głos Grety Grabo usłyszano na srebrnym ekranie po raz pierwszy. Nalej mi
whisky, mały, i nie bądz taki skąpy - brzmiała ta słynna kwestia.
Qwilleran dopełnił jednak wymogów premierowej etykiety, wysyłając Thelmie długi
telegram do opery i tuzin czerwonych róż do domu.
On i Polly jedli kolację w Grist Mill - w drugiej turze, po wyjściu tych, którzy
wybierali się na pierwszy wieczorny pokaz w klubie. Derek Cuttlebrink posadził ich przy
stoliku pod kosą.
- Curry z homara jest dzisiaj wyśmienite - powiedział.
- To znaczy, że na ogół jest niedobre? - odparł Qwilleran. - A może sprzedaliście za
mało homara tym z pierwszej tury i nie bardzo wiecie, co z nim teraz zrobić?
Derek posłał mu znaczący uśmieszek.
- Za tę uwagę będziesz miał w zupie muchę.
- Mam nadzieję, że szefowa nie przysłuchuje się tej wymianie uprzejmości - wtrąciła
Polly.
Elizabeth Hart, właścicielka, zbliżała się do ich stolika.
- Polly, tak się cieszę, że cię widzę! Wiem, że uwielbiasz curry. Spróbuj homara a la
Kalkuta!... Qwill, dziękuję, że przysłałeś do nas Thelmę! Kapelusze przywozi w niedzielę -
do tego czasu będzie zajęta w klubie. Wystawę otworzymy w następną sobotę. Cała flota
jachtów przypływa z Grand Island. Media będą zachwycone. Zciągamy modelkę z Nowego
Jorku, żeby pozowała do zdjęć w tych wszystkich kapeluszach!
Polly i Qwilleran zamówili homara a la Kalkuta i byli zadowoleni.
Powiedział jej, że znalazł srebrną tacę.
- Gdzie była? - spytała z troską.
- W plastikowej torbie na zakupy.
- Widać, że pani Fulgrove wie, co robi. Dzięki temu srebro nie będzie czernieć tak
szybko. Za każdym razem, gdy polerujesz swoją tacę środkiem czyszczącym, zdzierasz
ułamek procenta jej srebrnej powierzchni.
Powiedział jej również o miłej wizycie pana Simmonsa - ale nie o tym, o czym
rozmawiali.
- Na imię ma Mark.
- Bardzo lubię to imię.
- Mój ojciec mawiał, że każdy, kto ma na imię Matthew, Mark, Luke albo John,
posiada już na starcie fory w stosunku do George'ów czy Walterów. Sam miał na imię
Orville.
- Często myślałem, że powinienem napisać felieton o nadawaniu imion potomstwu -
powiedział Qwilleran. - Dlaczego rodzice dają im takie a nie inne imiona... ile osób idzie
przez życie, nosząc imię, którego nie lubi. Moja mama dała mi na imię Merlin! Pewien
człowiek, którego znam, z trudem uniknął imienia Melrose. A są jeszcze te wszystkie modne
imiona, które zmieniają się z pokolenia na pokolenie. W dwudziestym pierwszym wieku nikt
nie dałby dziewczynce na imię Thelma. Kiedyś jednak kobiece imiona z th w środku były
bardzo modne: Martha, Bertha, Dorothy, Edith, Faith, Ethel, Samantha, Judith...
- Czasami, Qwill, naprawdę brzmisz jak mój ojciec! - powiedziała Polly.
Następnego dnia Polly pracowała, więc Qwilleran zawiózł ją po kolacji prosto do domu. Po
powrocie do składu zastał Koko w trakcie numeru z konikiem polnym, co znaczyło, że na
automatycznej sekretarce czekała ważna wiadomość. Qwill, muszę z tobą porozmawiać -
głos należał do Janice. - To ważne. Zadzwoń do mnie o dowolnej porze przed północą .
Zadzwonił natychmiast.
- Coś nie tak, Janice?
- Smutna sprawa! - powiedziała przygnębiona. - Do pana Simmonsa przyszła w klubie
wiadomość. Jego córka w Kalifornii miała wypadek i znajduje się w szpitalu w stanie
krytycznym. Jutro leci do domu.
- Fatalna sprawa! - powiedział Qwilleran. - Mam go odwiezć na lotnisko?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]