[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tym względem spokojny.
Ojciec, z nieznanych mi powodów, chce, żebym
w najbliższym tygodniu wyjechał z Portland.
Zrobisz to?
Nie. Zostanę do końca lata.
Julie patrzyła na niego w milczeniu. Portland było
małym miastem. Za małym dla nich obojga, a ona pod-
pisała kontrakt na trzy miesiące.
Nie mogę iść z tobą na spacer w tej chwili. Obieca-
łam Kathy i Michaelowi, że Uojdę z nimi, kiedy ona
będzie karmiła dziecko... Chodziłam z nimi do szkoły
i strasznie chcą się pochwalić swoją córeczką. O, właśnie
Kathy do mnie macha.
Pójdę z tobą.
Nie sądzę...
Hej, Julie powiedziała Kathy właśnie dzwoniła
opiekunka, Andrea już się obudziła. Travis, chcesz obe-
jrzeć nowego członka naszej rodziny? Jutro skończy trzy
miesiące.
Jasne powiedział zuśmiechem, podając jej ramię.
Chodzmy.
Po kilku godzinach chodzenia w nowych sandałach Julie
miała obolałe stopy, i w ogóle czuła się niewyraznie. Szła
wstronę zamku, starającsię trzymać jak najdalej od Travisa,
każdym nerwem wyczuwając jego długi, swobodny krok.
Gdyby nie był taki wysoki, taki męski, tak cholernie przy-
stojny... Kiedy dodała do tego upajający wieczór z zapa-
chem róż i szelestem fal omywających plażę, była stracona.
54 SANDRA FIELD
Niemowlę leżało w kołysce w jednej z gościnnych
sypialni na parterze. Kathy wzięła dziecko na ręce, pod-
czas gdy Michael poszedł z opiekunką do kuchni, by
podgrzać butelkę.
Julie, potrzymaj przez moment Andreę. Muszę wy-
jąć czystą pieluchę.
Gdy dziecko wylądowało na jej rękach, Julie instynk-
townie przytuliła czarną główkę do swojego ramienia,
drugą ręką podtrzymując kręgosłup. Kwilenie Andrei
i ciepło małego ciałka obudziło w Julie głęboką czułość.
Travis stał przy drzwiach, z oczami przyklejonymi do
kobiety z dzieckiem. Jak mało w rzeczywistości o niej
wiedział! O jej marzeniach i pragnieniach, o tym, co się
w jej życiu nie powiodło, o jej potrzebach. Zawsze się
uważał za bystrego faceta, ale ona była enigmą.
Julie podniosła wzrok, jak gdyby nie mogła się oprzeć
magnetycznemu spojrzeniu Travisa. Jego oczy zdawały
się wwiercać w jej duszę.
Połóż ją na łóżku, Julie powiedziała Kathy. Co ci
jest? Dobrze się czujesz?
Tak, tak... Wszystko w porządku. Julie położyła
dziecko na flanelowym kocyku.
Podeszła do Travisa. Kiedy objął ją ramieniem, wtuliła
się w jego silny, ciepły tors, zamykając oczy. Nie mogła
się rozpłakać. Nie tu. Nie teraz.
Dlaczego miałaby płakać? Travis był obcym, przypad-
kowo poznanym mężczyzną, który wkrótce zniknie z jej
życia.
Dlaczego nie mogłaby go mieć? Co ją powstrzymy-
wało?
Ta myśl wpadła jej do głowy bez żadnego ostrzeżenia.
KOBIETA O ZIELONYCH OCZACH 55
Całym wysiłkiem woli Julie wyprostowała się i odsunęła
od niego.
Kathy, nie będziemy wam przeszkadzać. Strasznie
się cieszę z tego spotkania, umówmy się za kilka tygodni.
Nasz numer jest w książce telefonicznej. Zadzwoń do
nas. Kathy roześmiałasię. Tylko niezbyt wcześnie rano.
Zliczne dziecko powiedziała szczerze Julie. Tra-
vis, idziemy?
Wyszła pierwsza, sztywno wyprostowana. Nie miała
pojęcia, jak trafi do swojego pokoju. Ale jakoś musiała
trafić. Sama.
O co w tym wszystkim chodzi? spytał Travis,
kiedy znalezli się w ogrodzie.
A o co pytasz?
Prawie rzuciłaś mi się w ramiona, i nagle się prze-
straszyłaś jakbym był wcielonym diabłem.
Za dużo widzisz powiedziała nieprzyjaznym gło-
sem. Jestem zmęczona i mam dosyć tego przyjęcia. Idę
do swojego pokoju, zobaczymy się jutro.
Stali za krzakami bzów, które wiele lat temu uwiel-
biała jego matka za ich zapach. Jednym z najwcześniej-
szych jego wspomnień była mama wchodząca do salonu
z naręczem fioletowych kwiatów. Miała długie, bujne
czarne włosy; jako mały chłopiec porównywał je do
połyskującej czerni morza w zimowy wieczór.
Otrząsnął się i wrócił do terazniejszości. Nie miał
zamiaru pozwolić odejść Julie, tak po prostu, jak gdyby
był niczym więcej niż meblem, który można ominąć.
Objął ją mocno i pochyliwszy głowę, pocałował jej
nagie ramię.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]