[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Młody oficer nie nalegał. Przysłano go z pałacu, by zapewnił ochronę dziewicom, takiej nocy jak ta wiele
mogło się wydarzyd. Powrócił do swoich wozów i kazał zawiązad oczy przerażonym mułom. Wozy mogą
okazad się potrzebne.
Z fontann, z prywatnych zbiorników, ze studni ulicznych czerpano wodę, podawano z rąk do rąk, wody
było mało, płomienie wyskakiwały w górę i syczały pod nagłym chluśnięciem. Powiał wiatr i roje iskier
osmalały włosy i płaszcze ratujących. Kogoś przytłukła płonąca belka, ktoś inny wołał zgubione w tłumie
dziecko, pretorianie powtarzali: Przechodzid! Przechodzid!
Na mur wdrapał się obłąkany, podskakiwał wysoko i ni to krzyczał, ni to płakał:
Oooo, spali się, spali się bez ratunku! Zginiecie, kiedy się spali, zaraza wydusi was jak szczury, wasze
oczy wygniją, trupy rozwloką psy. Ooo, spali się, spali!
Jakiś pretorianin ściągnął wieszczka za nogę, nad leżącym skłębił się tłum bez twarzy. Może go
zadeptano, może puszczono wolno.
Z insuli na Palatynie, Awentynie i Celius zdążały złocone lektyki, pożar przyciągał wszystkich swoją
krwawą łuną. Sprzedaj ne kobiety ocierały się piersiami o wpatrzonych w ogieo i szeptały sprośne
zachęty.
Miasto paliło się wiele razy, każdego roku na czarnych zgliszczach wznoszono nowe domy, ogieo
rozprzestrzeniał się szybko, szczególnie w dzielnicach biednych. Nadmiernie stłoczone domy, brak wody,
nie osłonięty płomieo kaganka lub paleniska, zabawy dzieci i znowu w nocy łuna rozświetlała niebo. Tym
razem pożar pochłaniał zabytkowe budowle, od gorąca pękały
64
-
marmury, czerniało złoto, jęzory ognia podpełzały coraz bliżej ku świątyoce Westy.
Sam cezar rzucał rozkazy, oglądał z portyku Złotego Domu nocną światłośd ze zmarszczonymi brwiami.
Bez względu na to, co mówią westalki, macie je usunąd z zagrożonego miejsca. Niech wezmą
Palladium i święte naczynia. Wzmocnijcie ochronę świątyni. Ewakuacja ma się odbyd w zupełnym
spokoju. Przywiezcie je tutaj.
Wiedział, że westalki nie posłuchają jego rozkazu, i czuł ssący niepokój, nie był bardziej przesądny niż
inni, ale zbezczeszczenie lub zaginięcie Palladium mogło mied nieobliczalne następstwa.
Oczywiście badano skrupulatnie wnętrzności ofiarnych zwierząt zabijanych ciosem obucha przed
ołtarzami, śledzono lot ptaków według pradawnych prawideł i sporządzano dokładne raporty,
wypuszczano święte kurczaki, by dziobały rozsypane ziarno, i pilnie spisywano fenomeny natury: cielę z
pięcioma nogami, zwalone drzewo rozkwitające w nocnych ciemnościach, odtrącone piorunem narożniki
świątyo, zródła wytrysku-jące nagle z bezpłodnej suchej ziemi. W pałacu był także nadworny astrolog,
nader uczony w dziełach Ptolemeusza z Aleksandrii, spisujący pilnie wszystkie koniunkcje Marsa z
Koziorożcem, Wenus z Rybami, Jowisza z Wagą.
Pierwsza rzecz, która czekała cezara po przebudzeniu, były to dokładne raporty o wyrokach, jakie raczyli
objawid bogowie, o pomyślnych lub niepomyślnych auspicjach na dany dzieo. Kommodus przeglądał je
ziewając, po chwili już nie pamiętał nic. Nie wierzył w dni szczęśliwe i nieszczęśliwe, tak jak nie wierzył
jego ojciec, wielki Marek.
Cezar był wyznawcą Izydy, nie dlatego, że dziwnie pokrętna mądrośd znad Nilu przemawiała do jego wy-
S Kommodifc...
65
obrazni silniej niż inne systemy, lecz po prostu dlatego, że zdobywszy się kiedyś na akt przekory w
stosunku do ojca, podtrzymywał mit o swoim cudownym nawróceniu i upokarzał się noszeniem
ciężkiego posągu Anubisa stąpając bosymi stopami po kamieniach ulii;, w nie przepasanej szacie, z
ogoloną głową. Zresztą Izyda nie była gorszym bóstwem niż inne i jak dotąd błogosławiła Kommodusowi.
Ale Palladium w świątyni Westy było czymś ważniejszym niż jakakolwiek religia, częścią Miasta,
zastawem gwarantującym neutralną życzliwośd starych bóstw. W Palladium można było wierzyd lub nie,
snud na jego temat obrazliwie fantastyczne domysły, ale zarazem rozumied, że jego zniknięcie lub
sprofanowanie jest koocem dawnej tradycji, naruszaniem łaocucha wiążącego czas przeszły i czas
nadchodzący.
Zmuście dziewice Westy nawet siłą. Niech zabiorą Palladium ze świątyni.
Ponieważ spłoszone muły stawały dęba i kwiczały, kopyta uderzały o dyszle wozów, pękało drzewo, a
iskry drobnym deszczem obsypywały zaprzęgi, osmalając sierśd zwierząt, młody trybun rozkazał
odprowadzid wozy daleko od świątyni Westy. Gdy to się stało, na dachu budowli ukazał się rudy wieched
płomieni i nim ucichł przelatujący po zgromadzonych tłumach jęk zgrozy, nagle cała świątynia stanęła w
ogniu.
Wody!
Ratujcie!
Ratujcie!
Wszyscy, którzy tej nocy byli przed świątynią Westy, widzieli na własne oczy coś, czego nie było dane
widzied nikomu od chwili, gdy Romulus oborał parą siwych wołów granice Miasta. Z wypełnionego
różowym żarem i zasłoną dymu wnętrza świątyni wybiegły
66
westalki jak ogromne białe ptaki, niosąc między sobą coś byle jak narzuconego płótnem.
Ludzie odwracali wzrok, powodowani dziwnym wstydem i szacunkiem, a one biegły szlochając i
osłaniając własnymi ciałami to, co dzwigały.
Nie chciały wsiąśd do oczekujących nie opodal wozów, odrzuciły bez wahania gościnę w pałacu cezara,
ich droga była inna. Za nimi pospieszyły umilkłe nagle rzesze, może ludzie lękali się, że świętośd zostanie
wyniesiona poza obręb murów i już nigdy nie wróci do Miasta.
W pałacu cezar zwymyślał ostatnimi słowami młodego trybuna. Nazwał go bezmyślnym niedołęgą,
durniem otumanionym przez zasuszone dziewice, tępym żołdakiem.
Tak jest powtarzał struchlały trybun. Tak jest.
Zaufani Letusa, prefekta pretorii, złożyli tej nocy wiele meldunków. Krążąc wśród płaczących,
wymyślających, rozwścieczonych tłumów zbierali cenne informacje. %7ładna wieśd o klęsce w dalekich
prowincjach, żaden wymordowany legion, żaden zaginiony orzeł, godło legionu, żadne wykrycie spisku
czy nowa fala wyroków nie wzbudziły takiego niepokoju i lęku, jak pożar świątyni Westy i zagrożenie
świętego Palladium.
To był znak.
Ostrzeżenie.
To nasi bogowie ostrzegają przed wschodnią zarazą, są gniewni. Zobaczycie, że niedługo
wybuchnie mór. Tak było już za rządów Perennisa. Trupy poniewierały się po ulicach, cuchnęło zza
zabitych deskami okien, ciągnięto zwłoki hakami do wspólnych dołów, nie opłakane i nie uczczone
pogrzebem.
67
Ci przeklęci cudzoziemcy! Wszędzie ich pełno! Zabierają nam pracę i dochody. W pałacu hołubi
się ich niczym cenne osobliwości, odgaduje życzenia. Dla Jkogo są przywileje? Dla nas? Zmiechu warte!
Kiedyś wypędzano ich z Miasta.
Teraz też by należało.
Są tacy, którzy ich osłaniają, ich ręce są dostatecznie długie, by zmusid nas do milczenia.
Błogosławionej pamięci cezar Marek nie wahał się żelazem tępid wschodnich zabobonów.
Słusznie czynił.
W pałacu są Egipcjanie, Syryjczycy, Trakowie, Grecy, szermierze, zapaśnicy, kuglarze, ladacznice,
aktorzy i muzykanci. Kto będzie nas bronił? Kto przebłaga bogów?
My sami.
Jak?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]