[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedzieć. Wyczyścić sytuację między nami. Wyrównać rachunki. Ale
nie mogę. Nie potrafię już rozmawiać z nim
na tak osobiste tematy. Tamte rzeczy dotyczyły zupełnie innej mnie
niż ta, która siedzi teraz twarzą w twarz z Jakiem.
Patrzymy na siebie, on wyczekująco. Zaplatam palce wokół kubka w
poszukiwaniu ciepła. Bolesne pulsowanie w dłoni odbija się echem w
mojej głowie.
- Powiedz coś - ponagla mnie Jake.
Trwa wieki, zanim udaje mi się przepchnąć słowa przez ból, który
czuję.
- Nie wiem, czy jeszcze tego chcę. Jake jest zaszokowany.
- Poznałam kogoś. - Kogoś cudownego. - W Nepalu.
- Nieważne. Nie obchodzi mnie, co zrobiłaś. Nawet jeżeli z nim
spałaś...
Poraża mnie jego naiwność. Myślę o tym, jak śmialiśmy się z
Deanem w moim śpiworze, kochaliśmy w gorącym zródle, spaliśmy w
jego prowizorycznym łóżku. Dlaczego Jake uważa, że dla mnie czas
stanął w miejscu?
- To ja jestem tutaj, a on... Gdzie on jest?
Daleko ode mnie. I odległość między nami wydaje się powiększać z
każdym mijającym dniem.
- Zaczniemy od nowa -nie ustępuje Jake.
Jak mam mu wyjaśnić, co się dla mnie zmieniło, skoro sama nie
jestem stuprocentowo pewna, na czym ta zmiana polega?
- To nie takie proste.
- Ależ tak - upiera się Jake. - Lysso, chcę, żebyś za mnie wyszła.
Chcę, żebyś była moją żoną. I będę prosił tak długo, aż się zgodzisz.
- Zmieniłam się, Jake.
- Niebyło cię tylko przez miesiąc. Nie mogłaś się zmienić. Nie ma
racji.
Rozdział siedemdziesiąty szósty
Co mam zrobić? To pytanie zaprząta moje myśli. O piątej rano wciąż
leżę bezsennie i jestem prawie przekonana, że Jake ma rację, że mogę
zapomnieć o Neve i Deanie, i całej reszcie, że możemy wrócić do tego,
co było między nami. Mogłabym zanurzyć się w tym, co znajome, co
wypróbowane, nawet jeśli niekoniecznie godne zaufania. W chłodnym
świetle dnia zdaję sobie jednak sprawę, że choćby najbardziej
przekonujący, Jake może się mylić.
Przyniósł mi śniadanie do łóżka, chcąc w ten sposób skruszyć mój
upór - jajko na miękko i chlebowe paluszki, jedzenie, które przynosi
ulgę rozdrażnionym i chorym. A z pewnością można mnie zaliczyć do
obu tych grup. Nic na to nie poradzę, ale przypominam sobie, że
tamtego paskudnego poranka, kiedy wszystko się zaczęło i odszedł, też
gotował jajka. Wydaje się, że było to bardzo dawno. Najwyrazniej
pamięć Jake'a nie jest równie skrupulatna jak moja, bo wyraznie nie ma
emocjonalnego stosunku do tej konkretnej potrawy. Mój były chłopak
przetrzepał mi poduszkę i wygładził kołdrę. Ułożył gazety, telefon i
pilota do telewizora w miejscu, gdzie mogę bez trudu sięgnąć, nie
wykonując zbyt wielu ruchów. Jego troska doprowadziła mnie prawie
do łez, z pewnością bardzo się stara, ale chyba już na to za pózno. A
potem, dokładnie tak blady jak ja, Jake niechętnie wyszedł na ważne
spotkanie, o którym mówił wcześniej, a ja życzyłam mu powodzenia,
bo naprawdę życzę mu powodzenia. Zjadłam jajko, po czym musiałam
zadzwonić do pracy i powiedzieć Monice o moim żałosnym losie, a
także wyjaśnić, że przez kilka kolejnych dni nie zaszczycę swoją
obecnością biur Mojego Dziecka". Mon oczywiście była przerażona
tym, co się stało, ale podejrzewam, że jeszcze bardziej przykry okazał
się dla niej fakt, że świeżo poznani faceci wypili tyle szampana, ile się
dało, a potem zwinęli się bez słowa
podziękowania. Moim zdaniem to po prostu bardziej wyrafinowana
forma rabunku.
Jestem za bardzo roztrzęsiona, żeby czymś się zająć, chociaż moje
urazy fizyczne wyglądają znacznie lepiej. Mam na policzku siniaka w
kolorze kanarkowym i czerwonawe otarcie na łepetynie. Ręka wróciła
już prawie do normalnych rozmiarów i chociaż ma ładny fioletowy
odcień, wygląda na to, że nie stało się nic poważnego. Obawiam się, że
nie da się tego powiedzieć o moim życiu osobistym. Otulam się kołdrą
i włączam telewizor. Dużo czasu minęło, odkąd mogłam sobie
pozwolić na luksus oglądania telewizji w ciągu dnia, ale po przeleceniu
przez wszystkie kanały, nie znajduję niczego choćby w niewielkim
stopniu zdolnego przykuć moją uwagę, pstrykam pilotem i sięgam po
czasopisma.
Przejrzałam mniej więcej połowę House Beautiful" i właśnie się
dowiaduję, jak używać pasteli, by zmienić swój dom, gdy dzwoni
telefon. Przewracam się na bok, usiłując nie zmiażdżyć sobie przy tym
ręki, i sięgam po słuchawkę.
- Halo.
- Cześć. - Na linii są trzaski, ale tego amerykańskiego głosu nie
mogłabym z niczym pomylić.
- Dean? - Siadam na łóżku i próbuję przygładzić włosy i poprawić
piżamę.
- To dobry moment? - pyta. - Pomyślałem, że może złapię cię, zanim
wyjdziesz do pracy.
- Nie idę dzisiaj do biura.
- O. To dobrze, prawda?
- Cudownie.
- No i jak jest z powrotem w domu?
- Okropnie.
Słyszę jego odległy śmiech i wszystko się we mnie przewraca.
- Możesz rozmawiać?
- Jasne - odpowiadam, a spod rzęs wymyka mi się łza. - Już prawie
postawiłam na tobie krzyżyk.
- Mieliśmy tu trochę kłopotów - wyjaśnia z wymownym
westchnieniem. - W zeszłym tygodniu niespodziewanie padało, w
efekcie spadła piekielna błotna lawina i zasypała ścieżkę. Ostatnich
pięć dni spędziłem z mieszkańcami wioski, przekopując się przez
błoto. Pierwszy raz, odkąd wyjechałaś, udało mi się zejść do Pokhary.
Zapominam, że Dean musi się zmagać z bardziej podstawowymi
problemami.
- Pomyślałem, że możesz się martwić - mówi Dean. Mocniej
przyciskam słuchawkę do ucha, starając się znalezć
bliżej niego, nawet jeśli tylko o kilka milimetrów.
- Bardzo się martwiłam.
- Czytałem wszystkie twoje e-maile - mówi. - Pogodne i pełne
energii.
Zaciskam usta, a potem odpowiadam:
- Może nie powinieneś wierzyć we wszystko, co czytasz. Jego troska
dociera do mnie nawet przez słuchawkę.
- Naprawdę wszystko u ciebie w porządku?
- Doskonale - odpowiadam bez przekonania. - A u ciebie? Następuje
długa pauza i przez chwilę myślę, że może nas rozłączyło.
- Nie - przyznaje z westchnieniem. - Chyba niezbyt doskonale. -
Kolejna długa, wypełniona trzaskami pauza, podczas której moje serce
wali głośno. - Tęsknię za tobą.
Nie potrafię powstrzymać łez.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]