do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jeszcze nigdy: z gniewem, bólem, miłością i poczuciem obowiązku. Napadał i uskakiwał, a jego
miecz świetlny poruszał się tak szybko, że wyglądał jak płomień. Ben aż krzyknął z radości i
mocniej nacisnął na Gavara Khaia, który już nie drwił i nie napawał się przewagą. Chyba zaczął się
poważnie obawiać, że może nie wyjść żywy z tego starcia.
Nagła fala uderzeniowa uniosła Bena do góry. Przez sekundę czuł się jak sparaliżowany; nie
zdążył użyć Mocy, aby pokierować upadkiem, więc twardo wylądował. Na moment pociemniało
mu w oczach, a kiedy doszedł do siebie, usłyszał krzyki. Zerwał się na nogi i chwycił za miecz.
Abeloth znikła. Zrozumiał, podobnie jak wszyscy inni, co musiało się stać. Zebrała
wszystkie siły, wysłała potężny ładunek Mocy, aby na chwilę zrzucić z siebie atakujących - i
uciekła.
- Dokąd poszła? - krzyknął, na moment zapominając o Khaiu.
Luke odzyskał zmysły szybciej niż on, ale zamiast odpowiedzieć, rzucił się w kierunku
tunelu, choć Ben zauważył, że ojciec musiał być co najmniej lekko ranny.
Razem z Sithami podążył za nim, zapominając o podziale wśród nich. Ben słyszał, że
Vestara idzie za nim w pewnej odległości; wyczuwał w Mocy jej ból, żal i zdecydowanie. Skrzywił
się i odciął na razie Moc.
Trzej Sithowie, których Taalon zostawił do pomocy Dyonowi, zostali już unieszkodliwieni.
Nie mieli widocznych ran, ale na twarzach zastygł im wyraz przerażenia. Abeloth tymczasem
wróciła do Dyona, aby dokończyć to, co zaczęła.
Mężczyzna leżał na plecach z twarzą wykrzywioną strachem. Abeloth siedziała na nim
okrakiem w odrażającej parodii miłości; palce-macki zacisnęła na jego twarzy, a wyszczerzona
paszcza sięgała prawie ust. Oboje spowijała złocista energia. Abeloth zasyczała, wyczuwając
obecność Luke a, który właśnie wybiegł z jaskini. Odwróciła się w jego stronę.
Jej rysy zafalowały, płynnie przybierając wygląd Callisty. Błagalnym gestem wyciągnęła do
niego dłoń.
- Luke... proszę! Nie rozumiesz? To naprawdę ja. Callie, twoja Callie. Kocham cię. Nigdy
nie przestałam cię kochać... Proszę...
Ona nigdy nie jest tym, czym się wydaje...
I nagle zrozumiał. Nie była Callistą.
Nie była nawet Abeloth.
Wierząc w swoje przeczucie, jak tyle razy wcześniej, Luke opuścił miecz... prosto na wijące
się ciało Dyona Stada.
 Abeloth cofnęła się, kiedy świetliste ostrze przeszyło pierś Dyona, sięgając aż do
kamiennego podłoża jaskini. Mężczyzna wygiął się w tył, zagiętymi w szpony palcami usiłując
dosięgnąć twarzy Luke a.
- Tato! Co robisz? - rozległ się głos Bena. Sithowie też coś krzyczeli. Luke zignorował ich
wszystkich, wbijając wzrok w Dyona.
Rozszerzone, błagalne, ludzkie oczy Dyona Stada zmieniły się nagle. Wyglądały teraz jak
twarde punkciki światła, jak gwiazdy w głębokiej studni nicości. Sięgające ku niemu ręce zmieniły
się w macki, szeroka paszcza się rozwarła. Luke wyczuł kolejny atak - niszczycielską falę czarnej
ciemnej energii i sprężył się, aby go odeprzeć.
Odchodziła. Poczuł to. Poczuł, jak szybko znika, dziwnie mała w śmierci. Odsunął się od jej
ciała i usiadł na ziemi. Siedział tak dłuższą chwilę, chwytając oddech.
Ben znalazł się przy nim.
- Tato? Wszystko w porządku? Czy ona...
Luke z trudem podniósł dziwnie ciężką głowę. Uśmiechnął się, kiedy ujrzał Dyona Stada
leżącego na boku, nieprzytomnego, ale żywego, a potem popatrzył na potwora, który najpierw
przybrał twarz Callisty, a potem Dyona.
- Już wiem - powiedział, choć z wyschniętego gardła wydobył się jedynie szept. - Wiem, że
ona nie żyje.
ROZDZIAA 34
Nad planetą Abeloth
- Bezpośrednie trafienie w silnik numer dwa - poinformował Jainę Drab.
- Stang - zaklęła Jaina. Statek znów otworzył ogień. Jej myśliwiec wyszedł z korkociągu i
znów nad nim zapanowała - w samą porę, aby skręcić z toru następnej serii torped.
- Cel na Statek - warknęła, kreśląc ósemki, aby uniknąć ataku.
- Matryca celownicza uszkodzona - zameldował jej robot.
Kolejne trafienie. StealthX zadygotał.
- Ekran celowniczy wyłączony.
Jaina gniewnie zacisnęła usta. Wciąż jeszcze miała Moc. Statek wirował szybko, ale z pełną
sterownością; wyczuwała jego mroczną satysfakcję. Nagle zatrzymał się i zdawał się ją
obserwować.
- Statek ma nas na celowniku - poinformował ją Drab.
- Widzę - warknęła. - Gotów...
Nagle poczuła, że uwaga Statku słabnie. W chwilę pózniej już go nie było. Odlatywał i to
nie na dół, na planetę, aby pomóc Abeloth, lecz w drugą stronę, w kierunku przestrzeni.
- Co on wyprawia? - zapytała głośno.
- Może ucieka, bo jest wyraznie w mniejszości - zasugerował Drab.
- Chciałabym - mruknęła. Z trzema silnikami i bezużyteczną matrycą celowniczą miała z
nim niewielkie szanse. Nie, musiało się stać coś innego, nie wiedziała tylko co. Na szczęście Statek
nie wybrał się na dół, aby strzelać do Luke a i Bena.
- No dobrze, Drabie - rzekła. - Wracajmy na  Aowcę Asteroid i zobaczmy, co się tam
dzieje.
Oddział psychiatryczny, Zwiątynia Jedi, Coruscant
Cilghal z ciężkim sercem podążała do oddziału psychiatrycznego. Jak każda uzdrowicielka,
żałowała głęboko każdego straconego życia, a zastrzelenie Kani na stopniach świątyni głęboko ją
zasmuciło. Był to także ciężki cios dla morale oblężonych Jedi i prawdopodobnie na to też liczyli
Mandalorianie. Jedi wciąż nie mieli szczęścia w poszukiwaniach jakiejkolwiek drogi ucieczki, choć
genialny pomysł Leii, aby przesłać im ogromnie potrzebne lekarstwa na grzbietach gryzoni, nieco
podniósł ją na duchu.
Małe stworzenia mogły jednak przenosić jedynie małe fiolki. Odsunęli w ten sposób od
siebie nieuniknione, ale na krótko. Chronometr odmierzał czas oblężenia. Coś się musi zmienić, tak
czy inaczej.
Wprawdzie isalamiry nie dopuszczały do użycia Mocy w najbliższym sąsiedztwie
pacjentów, ale Cilghal skorzystała z niej teraz, aby się uspokoić. Czas na kolejną dawkę środka
usypiającego; na razie są czujni i rozbudzeni, a jeśli nawet nie mogą wyczuwać jej w Mocy, zawsze
pozostaje język ciała. Im spokojniejsza będzie uzdrowicielka, tym spokojniejsi będą także pacjenci.
Było ich teraz troje: Sothais Saar, Turi Altamik i Kunor Bann. Każde z nich miało własną,
wygodną przestrzeń mieszkalną, o ścianach wykonanych z transpastali; kamery zwykle były
wyłączone w miejscach bardziej intymnych, ale w razie potrzeby można je będzie włączyć. Kiedy
nie spali, Saar zwykle znajdował się w stanie gwałtownego pobudzenia i wymagał środka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta