[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zastanowić się, co dalej.
- Jeśli o mnie chodzi, to zaraz wyjeżdżam.
RS
48
- Co to, to nie. - Tym razem głos Alison zabrzmiał stanowczo.
- Przepraszam cię za to, co się stało. Miałam nadzieję, że nigdy
do tego nie dojdzie. Ale teraz musimy, to znaczy muszę to jakoś
naprawić.
Gavin pokręcił głową.
- To niemożliwe. Ze też ci uwierzyłem! Przecież powinienem
był się domyślić, że twoja oferta jest zbyt piękna, żeby być
prawdziwą. A teraz wybaczcie, ale muszę wracać. Może jeszcze
uda mi się wycofać rezygnację z Upton Group.
Widząc, że Gavin zbiera się do wyjścia, zastąpiła mu drogę.
- Nigdzie nie pojedziesz.
- Chcesz się przekonać? - Podpisaliśmy kontrakt.
- To podaj mnie do sądu.
- Zobaczysz, że tak zrobię - ostrzegła, przełykając łzy.
- Przecież was na to nie stać.
Podniosła do góry głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
- Masz rację, szczególnie że ciebie z kolei pewnie stać na to,
żeby przeciągać sprawę w nieskończoność.
- Posłuchaj, przecież ani tobie, ani mnie nie zależy na tym,
żeby ta cała afera nabrała rozgłosu. Wyrzućmy umowę do kosza
i zapomnijmy o wszystkim. Zgoda?
- Nic z tego - odparła z naciskiem. Gavin zaklął pod nosem.
- Dlaczego?
- Bo jesteś nam potrzebny - powtórzyła chyba po raz setny. -
Jak stryj ochłonie, pogodzi się z myślą, że musi cię przyjąć.
- Wiesz co? Myślałem, że jesteś mądrzejsza. Musiałoby minąć
ze sto lat, żeby taki człowiek jak on zmienił zdanie.
Alison poczuła, że ogarniają rozpacz. Spojrzała błagalnie na
Izzie, lecz rejestratorka tylko wzruszyła ramionami. Czyżby cały
tak misternie ułożony plan miał teraz zakończyć się fiaskiem?
Czyżby sytuacja sprzed trzech lat miała się powtórzyć?
Nie, jeszcze nie wszystko jest stracone, przynajmniej tak
długo, jak jej zdanie ma tu jeszcze jakieś znaczenie.
RS
49
Przede wszystkim musi zmusić Gavina do współpracy. Ale
jak? Wiedziała, że samymi prośbami niewiele wskóra.
- To znaczy, że zamierzasz zakończyć naszą współpracę? -
spytała z udawanym spokojem.
- Trudno kończyć coś, czego nawet się nie zaczęło.
- Jak to nie? Przecież już tu jesteś.
- Jak zwał, tak zwał, i tak nie ma o czym mówić.
- To znaczy, że twoje słowo nic nie znaczy? Gavin zaśmiał się
z goryczą.
- Ciekawie się z tobą rozmawia, nie ma co.
- Twierdziłeś, że chcesz tu przyjechać, żeby coś dokończyć,
tak?
- Owszem. - Zmarszczył czoło, tak jakby zaczął pojmować,
dokąd zmierzają jej uwagi.
- Obiecałeś też, że nie zostawisz mnie na pastwę losu.
- To prawda.
- I właśnie to zamierzasz teraz zrobić?
Aly zauważyła nieznaczne drganie mięśni na jego twarzy. To
całkiem dobry znak. Widać jej nowa strategia zaczyna przynosić
efekty.
- Rozumiem że masz zobowiązania w stosunku do Pete -
powiedziała tym razem łagodniej. Ale że Pete'a nie ma wśród
nas, mógłbyś postarać się pomóc jego ojcu.
- Tylko że może umknęło twojej uwadze, że jego ojciec nie
życzy sobie mojej pomocy. Bez jego zgody nic nie mogę.
- Zgodzi się.
- Obawiam się, że się mylisz.
- Porozmawiam z nim.
- Ty? Chyba żartujesz? Czy choć raz w życiu udało ci się
komuś stawić czoło?
- Owszem. Tobie, przed chwilą.
- A poza mną?
RS
50
- Posłuchaj, nie tylko ty się zmieniłeś przez te trzy lata. To
prawda, że nie lubię się kłócić i uważam, że większość
problemów można rozwiązać w kulturalny sposób. Ale to
wcale nie znaczy, że daję sobą pomiatać. Jeśli nie widzę
innego wyjścia, to potrafię stanąć do walki.
- Ja też. Tylko mam dziwne wrażenie, że w tej walce znajduję
się na straconej pozycji.
- A ja uważam, że się mylisz. Poza tym ta bitwa nie należy do
ciebie.
- A do kogo?
- Do mnie. Przecież to ja rozpętałam to piekło.
- Ach tak - mruknął z powątpiewaniem.
- Chodz ze mną. - Ruszyła w kierunku gabinetu stryja.
Zatrzymawszy się pod drzwiami, wzięła głęboki oddech i
nacisnęła klamkę.
- Pojechał? - zapytał doktor Crawford na jej widok.
- Nie. I nigdzie się nie wybiera - odparła, zdając sobie sprawę,
że w korytarzu Gavin i Izzie w napięciu przysłuchują się
rozmowie. Całe szczęście, pomyślała, że akurat nie ma w
przychodni pacjentów, bo pewnie wszyscy zaczęliby się z
ciekawości tłoczyć pod drzwiami.
- Do jasnej cholery, Aly, przecież znasz moje zdanie na jego
temat.
Podeszła bliżej stryja.
- Owszem, ale już najwyższy czas, żebyś zrozumiał, że nie
możesz dalej prowadzić tego ośrodka w pojedynkę.
- Dotąd dawałem sobie radę i będę robił to nadal.
Przynajmniej tak długo, jak to będzie konieczne.
- Tyle że nie ma już takiej potrzeby.
Na twarzy Oliviera pojawił się wyraz zawziętości, który
znakomicie znała.
- Wiele razy słyszałam, co radziłeś pacjentom w podeszłym
wieku, którzy narzekali na podobne do twoich dolegliwości -
powiedziała szybko, nie dopuszczając stryja do głosu. - Zawsze
RS
51
to samo: że powinni zwolnić tempo, bo pierwszą młodość mają
już dawno za sobą. Chyba już najwyższy czas, żebyś zaczął
stosować się do własnych zaleceń.
- Nie pracuję przecież tyle co dawniej. Mam teraz ciebie do
pomocy - odparł z przekonaniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]