[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie.
Do diabła, jutro przecież jest sobota! wybuchnęła, a potem
przywołała na twarz miły uśmiech. To w końcu nie ma więk-
szego znaczenia, bo już wkrótce będzie poniedziałek.
W poniedziałek nic się nie zmieni.
To się jeszcze okaże. Uśmiech nie schodził z twarzy Mau-
reen. Bill mówi, że nie ma takiej rzeczy, której by ta kobieta
nie potrafiła załatwić, a skoro już mówimy o kobiecie dodała
szybko, widząc, że Mike szykuje się do wyjścia to dzwoniła
Liz Hayes...
Liz była inżynierem i Mike, gdy tylko o niej usłyszał, starał się
ze wszystkich sił przestać myśleć o Tessie.
Mówiła, że od tygodnia nie może się do ciebie dodzwonić.
Ale czego ona chce?
%7łebyś zabrał ją jutro na bal.
Na bal... Powinieneś się wybrać. Wszyscy idą jutro na bal.
No dobrze... westchnął zrezygnowany. Dziewczyny robiły
wszystko, aby umówić się z doktorem Llewellynem, choć wia-
domo było, że przyjeżdżał po nie najczęściej dwie godziny
spózniony, bo coś mu wypadało w szpitalu, a gdy już przyje-
chał, to najczęściej na siedzeniu dla pasażera rozpierało się
wielkie psisko.
Nie zrażały się jednak, gdyż Mike wspaniale tańczył. Czasami
miały szczęście, zdarzało się bowiem, że nikt go nie wzywał do
wypadku, Strop zostawał w domu i pan doktor odwoził je wie-
czorem swoim cudownym astonem martinem, a niekiedy nawet
całował na pożegnanie... Na nic więcej nie mogły jednak liczyć.
Masz rację dodał jeszcze Mike. Władze miejskie, które
organizują bal, wspomagają szpital, powinienem więc się tam
wybrać. Powiedz Liz, że się zgadzam.
48
Może sam byś do niej zadzwonił? rzekła bez przekonania
Maureen.
Ale po co? zapytał zdumiony.
Bo może się zdarzyć, że kiedyś nie będziesz chciał, żeby se-
kretarka zajmowała się twoim życiem osobistym.
Nie rozumiem. Mike cmoknął Maureen w policzek. Bar-
dzo mi z tobą dobrze i nie chcę żadnych zmian.
A potem wyszedł i odjechał swoim pięknym samochodem, któ-
ry poza Stropem był jedyną miłością w jego życiu. Czekały te-
raz na niego wizyty domowe.
Wrócił do szpitala dopiero o dziesiątej wieczorem i poczuł, że
właściwie jest wykończony. Strop już spał i nie wykazywał
najmniejszej ochoty na karesy.
Mike zrobił jeszcze mały obchód, wydał kilka poleceń persone-
lowi z nocnej zmiany, a wizytę u Henry ego zostawił sobie na
koniec. Dzwonił kilkakrotnie na oddział, aby zasięgnąć infor-
macji o jego stanie, wiedział więc, że nie ma powodów do nie-
pokoju.
Gdy otworzył drzwi, przy łóżku Henry ego siedziała tylko
Louise, jedna z pielęgniarek pracujących na nocnej zmianie.
Poczuł się strasznie zawiedziony. Spodziewał się bowiem... za-
stać tu Tessę.
Tessy jednak nie było i Mike szybko ukrył zawód.
Louise uśmiechnęła się, wręczając mu kartę choroby.
Zdaje się, panie doktorze, że wszystko jest w porządku za-
pewniła. Pan Westcott jest przytomny.
Na twarzy Mike a pojawił się radosny uśmiech. Szybkim kro-
kiem podszedł do łóżka Henry ego. Twarz starszego pana była
wymizerowana i zapadnięta, oczy miał jednak bystre.
Mike...
Uścisnął wychudłą rękę spoczywającą na białej pościeli.
Jak dobrze, że już pan doszedł do siebie.
49
To dzięki tobie...
Henry powiedział to nadspodziewanie silnym głosem i Mike
odetchnął z ulgą. Farmer musi mieć końskie zdrowie, skoro po
takich przejściach tak szybko odzyskuje formę.
To wszystko dzięki pańskiej wnuczce zaprotestował.
Nie ma chyba dla niej rzeczy niemożliwych.
To prawda. Taka już jest ta moja Tessa...
Starszy pan przymknął oczy i przez chwilę można było sądzić,
że zapada w sen.
Trzeba zrobić jutro nowe badania, pomyślał Mike, dopiero
wtedy będzie można snuć prognozy na przyszłość. Lewa ręka
Henry ego była nadal bezwładna, skoro jednak mowa została
zakłócona tylko w niewielkim stopniu...
Tessa postanowiła tu zostać odezwał się pan Westcott.
Naprawdę? Mike poczuł nagle straszliwe zmęczenie. Muszę
się pilnować, żeby nie zasnąć, pomyślał.
Pewnie jednak nie na długo wyszeptał z niepokojem w gło-
sie starszy pan.
Zostanie, dopóki nie stanie pan na nogi.
No tak, tyle że ja mam tylko jedną nogę. Henry próbował się
uśmiechnąć. Drugiej zupełnie nie czuję.
Z czasem to minie. Daję panu na to słowo. Wystarczy przejść
rehabilitację z fizjoterapeutą.
Oby nie jutro.
Oczywiście, że nie jutro obiecał Mike.
Tessa rzuciła pracę w Stanach.
Mnie także o tym mówiła.
Czy przyjmiesz ją tutaj do szpitala? Zapadło milczenie.
Mike... zaczął znowu Henry. No to jak będzie?
Wszystko stało się tak nagle wykrztusił w końcu Mike. Na
pewno o tym porozmawiamy, ale jeszcze nie teraz. Musi pan
najpierw dojść trochę do siebie.
50
Wolałbym wiedzieć już teraz. Mike trzymał starszego pana
za rękę i wyczuł, że tętno zaczęło mu szybciej bić.
Tak sobie myślę, że lepiej by było, gdybym umarł w tej jaski-
ni. Cóż mi w życiu pozostało, a jeśli do tego wszystkiego zrobię
się jeszcze niepełnosprawny... Skoro jednak Tessa wróciła...
Tessa ma swoje życie w Stanach.
Ale mówi, że chce tu zostać.
Louise spojrzała niespokojnie na Mike a. Henry Westcott de-
nerwował się coraz bardziej, co z pewnością nie było obojętne
dla jego zdrowia. Mike zdawał sobie z tego oczywiście dosko-
nale sprawę. Czy mógł jednak składać obietnice tylko po to, aby
uspokoić swego pacjenta?
Sprawdz... wyszeptał łamiącym się głosem Henry.
Sprawdz jej kwalifikacje. Nie prosiłbym cię, żebyś ją przyjął,
gdyby sienie nadawała...
Sprawdzę obiecał z wyraznym ociąganiem Mike, a Louise
obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem.
I przyjmiesz ją do pracy, jeśli będzie miała odpowiednie kwa-
lifikacje?
Na razie nie mogę obiecać odparł Mike. Nie jestem w do-
datku wcale przekonany, czy potrzebujemy drugiego lekarza.
Ależ panie doktorze! wyrwało się Louise. Mówi pan, że
nie potrzebujemy drugiego lekarza? Jeszcze jak! Gdyby tylko
doktor Westcott zgodziła się tutaj pracować...
Powiedz chociaż, że się postarasz błagał Henry. Palce far-
mera zacisnęły się mocno wokół dłoni Mike a.
Zgadzam się oznajmił w końcu. Jeżeli Tessie naprawdę na
tym zależy... to zobaczymy, co da się zrobić.
Mike był wściekle głodny. Po wyjściu od Henry ego myśli kłę-
biły mu się w głowie, nie był jednak w stanie nad niczym się
zastanawiać przed zjedzeniem czegoś porządnego. Od śniadania
51
nie miał nic w ustach poza ciasteczkami, którymi poczęstowały
go panny Frazer.
Szpitalna kuchnia była pusta. Mike zapalił światło i podszedł do
lodówki. Po paru minutach siedział już przy stole, mając przed
sobą kopiasty talerz smażonych jajek z bekonem i grzankami.
Tak zwykle wyglądały jego posiłki. Nie miał czasu zastanawiać
się nad cholesterolem. Gdyby nie jajka i bekon, nie miałby na-
prawdę co włożyć do ust.
Ledwie podniósł widelec, gdy drzwi otworzyły się i do kuchni
wkroczyła Tessa. Tym razem była ubrana w czerwony, długi
płaszcz kąpielowy z grubego frotte. Rude, świeżo umyte puszy-
ste włosy otaczały ognistą aureolą jej twarz. Spod płaszcza wy-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]