[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przez Maksa śledztwo.
- Jeśli było to tylko nieporozumienie, dlaczego masz tak
ogromne cienie pod oczami?
- Po prostu jestem zmęczona po wczorajszej imprezie, a przecież
przygotowuję świąteczną paradę. Mam mnóstwo roboty - podkreśliła.
186
RS
- Sara! - Eli machał do niej energicznie i przepychał się w jej
stronę przez tłum wychodzących ludzi. - Mogę tak do pani mówić? -
Stanął przy ich ławce. - O, dzień dobry, pani Clay. - Dopiero teraz
zauważył Jaimie.
- Dzień dobry, Eli. - Jaimie się uśmiechnęła.
- Gdzie twoja babcia? - zapytała Sara.
- Na zewnątrz, rozmawia ze wszystkimi. Nie wiem, jak ona to
robi.
Jaimie spojrzała na Sarę wzrokiem mówiącym, że jeszcze wrócą
do tej rozmowy, i powiedziała:
- Zostawię cię w dobrych rękach młodszego pana Scalise'a.
- Są nawet czyste. - Eli podniósł dłonie.
Sara uśmiechnęła się i obserwowała odchodzącą matkę.
- Nie chciało ci się przychodzić do kościoła, co? - zwróciła się
do chłopca.
- Niezbyt. - Potrząsnął głową. - Jak już tu jestem, to jest w
porządku. Ale trzeba rano wstać i w ogóle.
- Twój tata jest z tobą?
- Nie, pojechał do pracy. To co, mogę do pani mówić Saro?
Wszystkich w klasie zatka z wrażenia.
- Wiesz, w klasie powinieneś zwracać się do mnie panno Clay,
ale poza szkołą możesz zwracać się do mnie po imieniu.
- Fajnie. - Odwrócił głowę, kiedy usłyszał, że ktoś go woła. - To
babcia, muszę lecieć.
187
RS
Kościół był prawie pusty. Sara włożyła płaszcz i skierowała się
do tylnego wyjścia. Nie miała ochoty na rozmowy przed kościołem.
Wróciła do domu na piechotę. Stanęła jak wryta, kiedy w kuchni
zastała Maksa.
- Co tu robisz?! - zawołała zdziwiona.
- Udowadniam, co może się stać, kiedy nie zamkniesz drzwi.
Każdy może wejść do środka.
Zdjęła szalik i wierzch okrycie. Zauważyła, że wyglądał na
jeszcze bardziej zmęczonego niż ona.
- Chyba zbyt poważnie podchodzisz do obowiązków zastępcy
szeryfa, nie uważasz? Racja, przecież nie jesteś zastępcą szeryfa.
- Jestem. - Wyjął odznakę i położył ją na stole. - Nie jestem już
pracownikiem Agencji Legalnego Obrotu Lekarstwami.
Zrezygnowałem dziś rano.
- Dlaczego?
- Ponieważ zostajemy w Weaver. Eli i ja.
- Ach, o to mu chodziło w kościele - powiedziała Sara, wpatrując
się w leżącą na kuchennym stole odznakę.
- Widziałaś go? - zdziwił się.
- Jego i połowę miasta.
- Co mówił?
- Pytał, czy może do mnie mówić po imieniu.
- Tylko to?
- Tak. - Wzruszyła ramionami. - Co jeszcze miał powiedzieć?
188
RS
- Nic. Chciałem cię tylko powiadomić, że nie wyjeżdżamy z
Weaver.
- W porządku.
- Tylko tyle? W porządku?
- A co jeszcze chciałabyś usłyszeć? Zostajesz na jakiś czas.
Rozumiem.
- Nie na jakiś czas. Na dobre.
- Jasne. - Serce zaczęło Sarze bić przyspieszonym rytmem.
- Nie wierzysz mi.
- Nie będziesz szczęśliwy jako zastępca szeryfa.
- Może nie będę. A może zostanę szeryfem.
- Nie wygrasz, jeśli będziesz kandydować przeciwko
Sawyerowi.
- Wygram, bo on sam będzie mówił ludziom, żeby na mnie
głosowali.
- A co z twoim śledztwem? Z przemytem narkotyków?
- Cały czas się toczy, ale będę się nim zajmował w okrojony
sposób.
- Dlaczego teraz?
- Nie wiesz? - Max podszedł do Sary. - Dlatego, że ty jesteś w
Weaver.
- Nie chcę, żeby było ci mnie żal.
- Dobrze się składa, bo wcale cię nie żałuję. - Max pogłaskał ją
po policzku. - Może tylko żal mi Chrissy Tanner, bo Eli rzeczywiście
jej dokucza. Jest mi ogromnie przykro ze względu na to, przez co
189
RS
przeszłaś. Przykro mi, że nie wiedziałem, co straciliśmy, i że nie było
mnie z tobą, aby cię wspierać. Ale teraz jestem i nigdzie się nie
wybieram. Chyba że będę musiał podążyć za tobą.
- Przeszłość minęła. Nie musisz starać się nic nadrabiać.
- Nie byłbym w stanie tego uczynić. Może kiedyś zrozumiesz, że
rozstanie z tobą było dla mnie bardzo bolesne. Ale to, że teraz zostaję,
nie ma nic wspólnego z przeszłością -oświadczył Max, wziął Sarę w
ramiona i zawładnął jej ustami.
Sara oddała z pasją pocałunek. Nie mogła uwierzyć w ten
nadzwyczajny zwrot w swoim życiu.
- Zaczniemy jeszcze raz - powiedział Max, gdy oderwał usta od
jej warg. - Kocham cię, Saro. Chcę z tobą spędzić życie. - Wyjął jej z
rąk płaszcz i rzucił na bok. Wziął jej dłonie w swoje. - Wyjdziesz za
mnie?
Spojrzała mu w oczy.
- Przykro mi, Max, ale nie - odparła i oswobodziła ręce. Max
zbladł. Cofnął się o krok.
- Nie mogę mieć ci tego za złe - powiedział spokojnie. Sara
otarła spływające po policzku łzy.
- Nie chcę, żebyś przeze mnie płakała. Nigdy tego nie chciałem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]