[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mamy w kolorze dziarskiej żółci udrapowany koślawo zakrywa szwy na jej gardle i ramionach.
Nosiłam ją tak jak ona mnie teraz tysiące razy. Nigdy bym nie sądziła ,że któregoś dnia przyjdzie
zamienić się nam miejscami. Idzie normalnym tempem, choć to zdumiewające biorąc pod uwagę
mój ciężar.
Tłum milknie. Wszyscy się na nas gapią
Umieszcza mnie na noszach w ciężarówce bez niczyjej pomocy. %7łołnierz który tam stoi z
karabinem w gotowości, odsuwa się od nas. Ludzie którzy już są w tej ciężarowce cofają się,
tłocząc razem jak stadne zwierzęta.
Słyszę jak Paige chrząka kiedy sama wdrapuję się na ciężarówkę. Nikt jej nie pomaga.
Pochyla się ponownie i podnosi mnie z noszy.
Uśmiecha się odrobinę kiedy na mnie spogląda, ale uśmiech ten przekształca się w grymas
gdy staje się na tyle szeroki ,że naciąga jej szwy i dostrzegam przebłysk surowego mięsa pomiędzy
jej ostrymi jak brzytwa zębami.
%7łałuję, że nie mogę zamknąć oczu.
Moja młodsza siostra umieszcza mnie na noszach rozłożonych wzdłuż ławki znajdujące się
po drugiej stronie ciężarówki. Ludzie usuwają się nam z drogi. Moja matka pojawia się i siada przy
mojej głowie. Kładzie ją sobie na kolana. Nadal płacze ale już nie tak histerycznie. Paige siedzi u
mych stóp.
Obi musi być w pobliżu ponieważ wszyscy spoglądają w jedną stronę czekają na werdykt.
Czy pozwoli mi zostać?
Zabierajmy się stąd. mówi Obi. Już i tak zmarnowaliśmy tu za dużo czasu.
Aadować ludzi na ciężarówki! Ruszać się zanim ona wybuchnie!
Ona? Czyżby chodziło mu o anielskie gniazdo?
Ciężarówka jest wypełniona ludzmi, ale jakoś udaje im się zostawić niewielką przestrzeń
koło nas tak ,że nie jesteśmy stłoczeni.
Strzały z broni rozlegają się pośród krzyków. Wszyscy trzymają się przygotowując na ostrą
jazdę. Ciężarówka pędzi do przodu, manewrując miedzy rozwalonymi samochodami, kiedy śpieszy
się aby być jak najdalej od gniazda.
Moja głowa podskakuje na udach matki kiedy po czymś przejeżdżamy. Po ciele? Karabin
maszynowy bez przerwy wystrzeliwuje kule w powietrze. Mogę tylko mieć nadzieję ,że ominą one
Raffe, gdziekolwiek jest.
Nie długo po tym jak ruszamy ogromna ciężarówka, wbija się w budynek.
Pierwsze piętro gniazda eksploduje w kuli ognia.
Szkło i beton rozpryskują się w każdym kierunku. Poprzez ogień, dym i pył, ludzie i anioły
wylatują z gniazda jak rozrzucane na boki mrówki.
Majestatyczny budynek chwieje się jakby był w szoku.
Płomienie buchają z okien. Moje serce ściska się, gdy zastanawiam się czy Raffe pozostał
poza gniazdem. Nie widziałam gdzie się udał kiedy mnie zostawił. Mogę jedynie mieć nadzieję ,że
jest bezpieczny.
A wtedy budynek powoli się zapada.
Osuwa się w dół w kłębach kurzu jakby w zwolnionym rytmie. Towarzyszące temu huczące
odgłosy brzmią jak nieustanne trzęsienie ziemi. Wszyscy gapią się na to widowisko.
Hordy aniołów krążą w powietrzu, oglądając rzeż
Gdy tumany kurzu dochodzą i do nich, rozprzestrzeniają się, i oddalają. Kiedy korona
gniazda zwala się na sterty gruzu zalega cisza.
Potem, dwójkami i trójkami, anioły rozpraszają się na zadymionym niebie.
Każdy wokół nas wiwatuje. Niektórzy płaczą, inni krzyczą, skaczą, klaszczą. Obcy którzy
na ulicy mierzyliby do siebie z broni teraz się ściskają.
Uderzymy ponownie.
Wypowiemy wojnie każdej istocie która śmie myśleć ,że może pozbyć się nas bez walki.
Nieważne jak niebiescy są, jak potężni, to nasz dom i będziemy walczyć o to by go zatrzymać.
Zwycięstwo jest dalekie od idealnego. Wiem ,że wiele aniołów uciekło, z zaledwie
niewielkimi obrażeniami. Może zginęło kilkoro ale reszta uleczy się naprawdę szybko.
Ale patrząc na tych świętujących ludzi można by pomyśleć ,że wygraliśmy wojnę. Teraz
rozumiem co miał na myśli Obi mówiąc ,że w tym ataku wcale nie chodziło o zwyciężenie aniołów,
chodziło o pozyskanie ludzi.
Aż do teraz, nikt, a na pewno nie ja, wierzył ,że mamy jakąkolwiek szanse aby walczyć.
Myśleliśmy ,że ta wojna już dobiegła końca. Obi i jego wojownicy pokazali nam ,że to dopiero
początek.
Nigdy wcześniej o tym nie myślałam ,ale jestem duma z powodu tego ,że jestem
człowiekiem. Mamy swoje wady. Jesteśmy krusi, zdezorientowani, gwałtowni, zmagamy się też z
tak wieloma różnymi problemami. Ale koniec końców jestem dumna z tego ,że jestem Córką
Mężczyzny.
Rozdział czterdziesty szósty
Niebo mieni się mieszaniną krwawej czerwieni i czarnej sadzy. Posiniaczone światło tworzy
surrealistyczny blask nad zwęglonym miastem. %7łołnierze przestają strzelać, chociaż nadal skanują
niebo jakby oczekiwali zobaczyć pędząca na nas armię demonów. Gdzieś w oddali, dzwięk
karabinów maszynowych odbija się echem na ulicach.
Kontynuujemy naszą podróż, manewrując miedzy porzuconymi samochodami. Ludzie w
naszej ciężarówce, dyskutują podnieconymi, przyciszonymi głosami. Są tak napompowani
entuzjazmem, że nieomal gotowi do zdjęcia własnoręcznie całego legionu aniołów.
Nadal trzymają się jak najdalej od nas jak to tylko możliwe. To dobrze ,że są tak
podekscytowani i szczęśliwi w innym razie, obawiam się ,że mogliby przeprowadzi na nas
egzekucję. Pomiędzy rozmowami zerkają w naszą stronę. Ciężko powiedzieć na co wciąż patrzą,
czy na moją matkę pogrążonym w swoim modlitewnym transie, czy moją siostrę z niepokojącymi
szwami i pustym spojrzeniem czy może na moje martwe ciało,
Ból zanika. Czuję się teraz bardziej jakby uderzył mnie zwyczajny wan który nie zatrzymał
się na znaku stopu a nie osiemnasto kołowa ciężarówka pędząca po autostradzie. Moje oczy
wracają w niewielkim stopniu znowu pod moja kontrolę. Podejrzewam ,że niektóre z moich innych
mięśni też dochodzą do siebie, ale oczy to najłatwiejsze czym mogę poruszyć, jeśli mogę to co
wykonuję w ogóle nazywać ruchem. To wszystko jednak wystarczy aby dać mi znać, że efekty
ukąszenia zaczynają zanikać i ,że prawdopodobnie nic mi nie będzie.
Ulice są całkowicie opustoszałe. Jesteśmy teraz daleko od dzielnicy w której znajdowało się
anielskie gniazdo, w tej zdemolowanej strefie. Na mile ciągną się tu wypalone pozostałości
samochodów i wraki budynków. Wiatr targa mymi włosami wokół twarzy kiedy jedziemy tak
poprzez zwęglony i połamany szkielet naszego świata.
Okazjonalnie przystajemy, zlewając się z innymi porzuconym samochodami. W takich
momentach Obi nas ucisza i wstrzymujemy oddech, z nadzieją ,że nic nas nie znajdzie. Zakładam
,że w tych chwilach ponad nami ktoś zauważa jakiego anioła i musimy się zakamuflować.
I kiedy już myślę ,że to koniec, ktoś krzyczy Uwaga!
Wskazuje do góry. Wszyscy podążają tam wzrokiem.
Na poranionym niebie, samotny anioł krąży nad nami.
Nie. Nie anioł.
Zwiatło migocze na zakrzywionym metalu na krawędziach jego skrzydeł. Ich kształt nie
przypomina kształtem skrzydeł ptaka. Tylko gigantycznego nietoperza.
Moje serce przyśpiesza z potrzeby aby do niego krzyknąć. Czy to możliwe?
Zatacza kręgi nad naszymi głowami, każda jedna spirala zbliża go coraz bardziej. Spiralę są
szerokie i powolne, jakby zataczał je nieomal z ociąganiem.
Dla mnie, to niczemu nie zagrażające zapoznanie się z naszą ciężarówką. Ale dla innych,
zwłaszcza w tym napompowanym adrenaliną stanie, to atak wroga.
Podnoszą karabiny i celują w niebo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]