[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zykę i światła! - zawołała.
Z sufitu zjechały kryształowe żyrandole. Z głośników popłynęła zmysłowa melo-
dia. Alex wyciągnęła rękę.
- Przepraszam, ale chyba musimy dać przykład - szepnęła do Wyatta.
- Nie ma sprawy - skłamał.
Dotykanie Alex było jak żonglerka pochodniami. Ale co miał zrobić? Ta wyciecz-
ka to wielka improwizacja. Tylko ktoś bez serca opuściłby Alex w takim momencie.
Wydawało się, że on wciąż ma serce, w każdym razie coś podobnego. Skurczone, po-
nieważ go nie używał.
- Jak to się stało? Te głośniki i muzyka? - spytał, starając się skupić na tym, co się
dzieje.
Alex spojrzała na ich złączone dłonie, jakby nie zdawała sobie sprawy, że wzięła
go za rękę i teraz tego pożałowała.
- Zdałam się na łaskę i niełaskę Pete'a. Musiałam coś wymyślić - odparła. - Nawet
jeśli to wszystko stało się przypadkiem, goście zasługują na coś specjalnego.
- Zgadzam się. Więc tańczmy, Alexandro. - Kiedy położył rękę na jej talii, poczuł
ciepło jej ciała i jaśminowy zapach włosów.
Jej błękitne oczy patrzyły na niego, gdy wirowali na parkiecie.
R
L
T
- Nie zaplanowałam tego. Mówię o naszym tańcu - wyznała. - Przepraszam, po-
winnam była cię zapytać.
- Nie przepraszaj. Jestem szczęściarzem. Może po raz ostatni tańczę w Błękitnej
Sali Balowej, zanim stanie się Salą Balową Bijących Serc - rzekł zdumiony, że znów z
nią flirtuje. Co takiego ma w sobie Alex, że on zachowuje się tak nieracjonalnie?
- A jeśli wszystkie wymyślone przez gości nazwy okażą się okropne? - zapytała z
uśmiechem.
- Ogłosimy kolejny konkurs.
- Miło, że nie masz do mnie pretensji, chociaż cię w to wciągnęłam.
- To chyba ja wciągnąłem cię do tej pracy.
- Mogłam się nie zgodzić - szepnęła.
Niewiele myśląc, przyciągnął ją bliżej.
Tak, mogła go zostawić na lodzie. A jednak została, i teraz tańczyła w jego ramio-
nach, a jemu po głowie chodziło coś szalonego, na przykład, żeby ją przytulić na oczach
gości. Na szczęście melodia dobiegła końca. Alex podziękowała mu z uśmiechem.
- Nie ma za co. Było miło. - Lecz na tym koniec.
- Czy któregoś wieczoru moglibyśmy tu potańczyć? - spytał ktoś.
- Może raz w tygodniu? - zasugerowała Alex, i tak zrodziła się nowa tradycja
McKendrick's.
Dalsza część oprowadzania wyglądała podobnie. Alex miała mnóstwo pomysłów.
Na przykład, żeby w sali kinowej na okrągło wyświetlać filmy i rozdawać prażoną kuku-
rydzę. Gdy dotarli do oranżerii, poprosiła Wyatta, by opowiedział historię tego miejsca.
- To proste - odrzekł. - Po przyjezdzie do Las Vegas tęskniłem za zielenią, więc
spróbowałem stworzyć taki zielony raj.
- Udało się - pochwaliła Alex. - Tropikalne rośliny, wygodne fotele, ustronne za-
kątki i szum wody. Chętnie bym tu posiedziała.
- Mam nadzieję, że z tego skorzystasz, jak będziesz potrzebowała chwili wytchnie-
nia - odparł.
- Dziękuję - rzekła bezgłośnie, a on nie był pewien, czy dziękuje mu za wyjaśnie-
nie, czy za zaproszenie.
R
L
T
Wreszcie wycieczka dobiegła końca. Alex była już ze wszystkimi po imieniu, a go-
ście obiecali polecić innym ten spacer po hotelu, pojawić się na tańcach, oglądać filmy w
sali kinowej i wymyślić nazwę dla sali balowej.
- Aatwo ich do siebie przekonałaś - stwierdził Wyatt, gdy dotarli do drzwi.
- Mam spore doświadczenie w pomaganiu ludziom. Zazwyczaj to daje wielką sa-
tysfakcję.
- Ale nie zawsze?
Przez jej twarz przemknął cień.
- Nic nie sprawdza się przez cały czas w stu procentach - odparła. - Czasami za
bardzo się angażuję, a to ma swoje minusy.
Czy za bardzo się zaangażowała w związek z którymś z tych dupków, przez któ-
rych wybrała samotność? Pewnie tak. Znał ją krótko, ale widział, że Alex spontanicznie
pomaga zupełnie obcym ludziom. O ile więcej daje tym, na których jej zależy? I jak bar-
dzo została zraniona?
Wyatt zawiódł wiele kobiet. Nie chciał, by Alex była jedną z nich. Na pewno sły-
szała opowieści o jego relacjach z kobietami. Wiedział również, że pracownicy zakładają
się, czy z którąś z nich się zwiąże, ale to ignorował.
- To już się nie powtórzy - powiedziała. - Staram się tylko pomóc hotelowi.
- Cieszę się - odparł.
- Ja też. Ten hotel to wyjątkowe miejsce.
- Dziękuję. - Pochylił się i pocałował ją.
Jej wargi były miękkie, ciepłe i uległe. Kiedy położyła dłonie na jego piersi, zapo-
mniał o rozsądku.
Alex objęła go szyję. Wsunęła palce w jego włosy. Mało brakowało, a by zapo-
mniał, że stoją na cholernym korytarzu! Nagle Alex, jakby usłyszała jego myśli, ze-
sztywniała i lekko go odepchnęła.
- Przepraszam. Nie mogę.
Natychmiast poczuł złość i żal. Ujął jej dłonie.
- Nie przepraszaj, to moja wina. Mówiłaś, że teraz mężczyzni cię nie interesują.
Nie powinienem był cię dotykać.
R
L
T
- To nie tylko twoja wina - upierała się. - Chociaż... tak, mam złe doświadczenia. I
nie chcę ich powtarzać.
Jednym palcem uniósł jej brodę.
- Jeśli kiedykolwiek przekroczę granicę, powiedz mi. Niech cię nie powstrzymuje
to, że jestem twoim szefem.
Oczekiwał od niej, że mu przytaknie. Tymczasem Alex podniosła wzrok, jej oczy
zalśniły figlarnie.
- Chyba żartujesz. Niewiele kobiet uznałoby, że jednym pocałunkiem przekroczy-
łeś granicę.
- Od tańca z tobą przeszedłem od razu do całowania - zauważył. - Jeszcze chwila i
posunąłbym się dalej.
Alex uciekła wzrokiem w bok.
- No tak, ja też. - Nabrała powietrza i znów na niego spojrzała. - Nie chodzi o to, co
ty zrobiłeś. Chodzi o to, żebym ja nad sobą panowała i znała swoje granice. Panuję nad
sobą i znam swoje granice.
- Oczywiście.
- Mówię serio. Nie zrobię z tobą żadnego głupstwa.
Mówiła z taką pasją, że Wyatt musiał się uśmiechnąć.
- Rozumiem.
- Nigdy więcej cię nie pocałuję ani...
- Oczywiście.
Popatrzyła mu w oczy, krzyżując ramiona na piersi.
- Cóż, to był bardzo pracowity dzień, a jutro czeka mnie jeszcze więcej pracy. Le-
piej już pójdę.
- Oczywiście - powtórzył. - Dobranoc, Alexandro.
Mówił, jakby nic się nie stało. Chciał, żeby tak było. Ale gdy tylko ją zostawił,
czuł w żyłach pulsowanie krwi.
Ilekroć Alex usiłowała nie myśleć o pocałunku Wyatta, wargi ją paliły i całe ciało
obezwładniała tęsknota.
- Idiotka - mruknęła.
R
L
T
- Coś się stało? - spytał Randy.
- Nic - skłamała rozpalona.
- Właśnie dowiedziałem się pocztą pantoflową, że właściciele Champagne kupili
nowe meble i co wieczór oferują gościom bufet z czekoladowymi deserami. Są zdetermi-
nowani, żeby wygrać.
- Czy Wyatt o tym wie?
- On wie wszystko, ale jeśli się tym przejął, nie okazuje tego.
Alex wiedziała, że to dla niego ważne. Dlaczego nie reaguje?
- Ty głupi smarkaczu! Ty durniu!
W holu rozległ się krzyk. Jakaś kobieta z niemowlęciem i dwójką małych dzieci
stała z udręczoną miną. Nad pięcioletnim chyba chłopcem pochylał się jakiś mężczyzna.
Chłopiec podniósł przestraszony wzrok. U jego stóp leżała pusta puszka po wodzie so-
dowej, kałuża wody zalała stertę papierów.
- Proszę pani, pani głupi dzieciak zmarnował wiele dni mojej pracy!
Chłopiec wtulił się w matkę, ale ta miała ręce zajęte pozostałymi dziećmi.
- W porządku, Denny - uspokajała go.
- To nie jest w porządku. - Mężczyzna patrzył chłopcu w twarz. - Jesteś idiotą,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]