[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Niewykluczone, że zabierze jej to kilka godzin, może nawet cały dzień, ale jeśli będzie zdecydo-
wana, na pewno osiągnie swój cel.
Na wszelki wypadek trzeba się jednak ubezpieczyć. Tak zawsze radził jej ojciec.
- Nie wiem, co miałeś na myśli, ale mogłabym przyjąć od ciebie drobną pożyczkę. Jeśli dasz mi
swój adres, natychmiast ci ją zwrócę.
Jaks z trudem stłumił uśmiech. Ależ ta kobieta ma klasę. Nawet kiedy o coś błaga.
- Umowa stoi.
- Pomyślałam sobie, że jeszcze raz spróbuję zadzwonić do biura podróży. Jeśli mi się nie uda,
skontaktuję się z Jeannie. To moja pasierbica. Mówiłam ci o niej?
Mówiła. I o mężu, świętej pamięci idealnym Gusie, który nigdy nie podniósł głosu, a co dopiero
ręki. Co od razu wzbudziło w nim podejrzenia. Nie spytał o szczegóły, bo na pewno Hetty by mu nie
odpowiedziała.
- Nie ma sprawy. Wez moją kartę telefoniczną. Przez te zakłócenia moja komórka nadal nie działa.
- Karta telefoniczna to coś takiego jak kredytowa? Zgadza się?
- Mniej więcej.
- To jej nie wezmę, dziękuję. Wolałabym monety. Jaks wyciągnął z kieszeni garść bilonu i dorzucił
kilka
banknotów.
- Umiesz obsłużyć maszynę do rozmieniania pieniędzy?
- Umiem obsłużyć maszynę do rozmieniania pieniędzy - zapewniła go z gniewem. - Umiem też
zmienić koło i olej w samochodzie, jeśli nie jest to któryś z tych nowych modeli.
Znów zachowuje klasę. Jest przestraszona, ale mimo to dumna, pomyślał Jackson.
- Na pewno mam czas? Będziesz śledził tablicę?
- Nie spuszczę z niej oczu. Do tej pory najwcześniejszy lot do Atlanty wyznaczony jest na wczesne
popołudnie. - Jaks spojrzał na zegarek. - Nie ma jeszcze dwunastej. Nie musisz się spieszyć.
- Jestem pewna, że jak im wszystko wytłumaczę, znajdą mi jakieś miejsce. Może nie od razu, ale...
Sądzisz, że dają na pokładzie coś do jedzenia?
O rany! Wiedział, że w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin Hetty wypiła tylko trochę wody i
zjadła batonik. I nie poskarżyła się ani słowem.
Znów zastanawiał się nad tą kobietą, ubraną w środku zimy w letnie i dość dziwne stroje. Nad
kobietą o niewinnym spojrzeniu i uwodzicielskim chodzie. O kobiecie, której słoń na ucho nadepnął,
ale która swoim śpiewem potrafi nie tylko uśpić dziecko, ale i podniecić dorosłego mężczyznę.
Myślał o dwóch kobietach, które miały największy wpływ na jego życie. Każda z nich oddała
własne dziecko. Nie podobały mu się te myśli.
- A jak już tam będziesz, zobacz, czy otworzyli inne stanowiska. Ja będę obserwował nasze.
Nie odrywał wzroku od lady, ale przez cały czas zastanawiał się, co zrobić, żeby Hetty poleciała z
nim tym samym samolotem. Nie miała już powodu, by lecieć do Miami. Ten rejs trwał zbyt długo.
Zresztą podróż bez bagażu to średnia przyjemność. Podejrzewał, że Hetty nie ma też po co wracać
do Oklahomy.
Przez dobre dziesięć minut gapił się w kierunku, w którym Hetty poszła, zanim zdał sobie sprawę,
co robi. Zaklął pod nosem i wziął do ręki gazetę. Była wymięta, poplamiona i sprzed trzech dni, ale
wcale mu to nie przeszkadzało.
Drzemał, kiedy Hetty wróciła. Czując jej obecność, otworzył oczy i ujrzał przed sobą piękną kobietę
w brudnym, wymiętym ubraniu. Kobietę z cieniami pod oczami i wzrokiem pełnym... czyżby
współczucia?
Cholera!
- Jesteś wykończony. Spałeś tak mocno, że nie chciałam cię budzić.
Ani słowa o tym, że nie obserwował tablic. Wolałby, gdyby zrobiła mu awanturę.
- Udało się?
Hetty pokręciła głową, usiadła obok niego i oparła na podciągniętych brodę kolanach.
- Dodzwoniłam się do agencji. Moja koleżanka jest na
zwolnieniu. Kobieta, która odebrała telefon, tylko ją zastępuje. Rozmawiała ze mną w taki sposób,
jakby w ogóle nie wiedziała, co tam robi. W każdym razie obiecała, że zadzwoni do linii lotniczej i
spróbuje coś dla mnie załatwić.
I dla paru tysięcy innych, dodał w duchu Jaks, ale nie powiedział tego głośno. Cie musiał.
- Potem zadzwoniłam do Jeannie. Odebrał Nicky. To jej mąż. Niezbyt mnie lubi, więc kiedy się
przedstawiłam, powiedział, że Jeannie nie ma, a on jest zajęty, i odłożył słuchawkę. Tu jest twoja
reszta.
Co za klasa. W tej chwili miała tylko dumę. Zeby ją jakoś zabawić, Jackson postanowił zmienić
temat.
- Opowiadałem ci o moim praprapradziadku?
- O kim? - Popatrzyła na niego jak na wariata.
- Ze strony ojca. Usłyszałem o nim dopiero wtedy, kiedy skończyłem piętnaście lat i od tamtej pory
właściwie o nim nie myślałem. Ale kiedy pojawiła się Sunny, zaskoczył mnie pewien zbieg
okoliczności.
Jeśli chciał odwrócić jej myśli od bieżącej sytuacji i przełamać niebezpieczną kombinację dumy,
paniki i przerażenia, to mu się znakomicie udało.
- Zbieg okoliczności? - spytała podejrzliwie. - Co Sunny ma wspólnego z twoim
praprapradziadkiem?
- Po pierwsze musisz wiedzieć, że gdy miałem sześć lat i moja matka zniknęła, adoptowała mnie jej
starsza kuzynka. Pewnego dnia, dużo, dużo pózniej, dostałem pocztą przesyłkę z pewnej kancelarii
prawniczej w Missouri. Moja matka umarła i wśród jej rzeczy była paczka
listów od ojca z czasów, kiedy służył w Korei. Chyba moi rodzice byli już wtedy w separacji. Wiele
lat pózniej dowiedziałem się, że ojciec tam zginął, ale nie o tym chcę ci opowiedzieć.
Hetty zrobiło się żal chłopczyka, który dorastał bez ojca i którego porzuciła własna matka. Ona
przynajmniej miała jakieś wspomnienia. Nawet jeśli nie wszystkie były przyjemne.
- Był tam pamiętnik, właściwie bardziej dziennik, który przeleżał przez wiele lat razem z rzeczami
ojca. Dzięki Bogu, że matka się go nie pozbyła, tak jak...
Nie dokończył, a Hetty wciąż zastanawiała się, co ma jedno wspólnego z drugim. I dlaczego w ogóle
Jackson jej o tym mówi. Szczególnie teraz, kiedy wkrótce mają się rozstać. %7łeby zabić czas,
rozmawiali o wielu rzeczach, ale nigdy o czymś naprawdę dla nich istotnym.
Owszem, Hetty raz czy dwa wspomniała o swojej rodzinie, ale poza nią nie miała przecież nikogo
bliskiego.
Teraz, kiedy Jackson zaraz ją zostawi, nie chciała niczego słyszeć o jego rodzinie. I bez tego trudno
jej będzie
0 nim zapomnieć.
- Chyba mówiłeś, że jeden z twoich praprapradziad-ków był kapitanem.
- Tak, to właśnie o nim chcę ci opowiedzieć. Jackson Matthew Powers był wyjątkowym oryginałem.
Pływał do Zachodnich Indii, woził głównie ryż, rum, cukier, melasę
1 drewno. Podobno trzymał swoją załogę ostro za mordę.
- Taki był sympatyczny?
- Takie były czasy.
- Ale jaki to ma związek z twoim dzieckiem?
- Nie bardzo wiem, jak to dokładnie było, ale z jakiegoś niejasnego powodu w pewnym momencie
Jackson sprzedał statek i razem z częścią swojej załogi osiedlił się w małej wiosce zwanej Powers
[ Pobierz całość w formacie PDF ]