[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kondycji. Gdy patrzał na zebrany tłum, pogodny uśmiech rozjaśniał jego szlachetne, choć
prostoduszne oblicze. (Poczekaj, Mac, niech cię dopadną w jakim kącie!)
Kiedy wreszcie zapanował spokój i wszyscy usiedli po owacjach na cześć podróżników,
wstał przewodniczący, książę Durham, i zwrócił się do publiczności. Nie będę zabierał
czasu tak licznemu zebraniu powiedział i opózniał uczty duchowej, jaka państwa czeka.
Nie będę też uprzedzał tego, co ma oświadczyć profesor Summerlee, rzecznik wyłonionego
komitetu, ale ogólnie wiadomo, że wyprawa zakończyła się wielkim sukcesem (brawa).
Najwidoczniej epoka przygód romantycznych nie minęła. Istnieje jeszcze teren, na którym
najśmielszą fantazję pisarza potwierdzają badania naukowca. Chciałbym tylko dodać na
zakończenie, że szczerze się cieszę i pod tym. względem niewątpliwie wyrażam opinię
zebranych. iż wszyscy podróżnicy wrócili cało i zdrowo z bardzo niebezpiecznej
wyprawy, bo każde nieszczęście, jakie by ich spotkało, byłoby niepowetowaną stratą dla
nauk przyrodniczych". (Długie oklaski, do których jak zauważono przyłączył się
profesor Challenger.)
Powstanie profesora Summerlee powitano nowym wybuchem entuzjazmu, a przemówienie
przerywano mu wciąż brawami. Jego słów nie przytaczam w całości na łamach naszego
pisma, bo szczegółowe sprawozdanie z wyprawy będzie się ukazywało w dodatku do naszej
gazety. Wyjdzie ono spod pióra naszego specjalnego wysłannika. Ograniczamy się więc do
ogólników. Profesor Summerlee zaczął od przypomnienia zebranym, jak zrodziła się myśl
wyprawy. W najgorętszych słowach wyraził pochwałę swemu przyjacielowi, profesorowi
Challengerowi, i przeprosił go za okazywany mu brak zaufania, albowiem musi przyznać, że
profesor Challenger mówił prawdę. Potem przystąpił do opisu wypadków, starannie
zachowując w tajemnicy te wiadomości, które pozwoliłyby umiejscowić niezwykłą wyżynę. Z
grubsza opowiedział o wędrówce od Amazonki aż do podnóża skał. Następnie porwał
słuchaczy barwnym obrazem trudności towarzyszących dostaniu się na ich szczyt.
Wreszcie odmalował powodzenie, jakie uwieńczyło te desperackie wysiłki i za które,
niestety, dwaj wierni Metysi zapłacili życiem.
(To zadziwiające przedstawienie sprawy należy przypisać faktowi, że Summerlee wola!
nie poruszać na zebraniu tak drażliwej kwestii).
Zawiódłszy zebranych na wyżynę i odciąwszy ich od świata po zawaleniu się mostu,
profesor ukazał im wszystkie okropności i atrakcyjne strony tej zadziwiającej krainy. O
osobistych przygodach ledwie napomknął, ale podkreślił olbrzymie znaczenie plonu, jaki
zebrała Nauka dzięki obserwacji niezwykłych potworów, ptaków, owadów, roślin. W ciągu
paru tygodni zdobyto bardzo bogate zbiory: czterdzieści sześć odmian żuków i
dziewięćdziesiąt cztery motyli. Jednakże zainteresowanie słuchaczy skupiło się na
wielkich zwierzętach, zwłaszcza na tych, które uważano za dawno wymarłe. Profesor
wymienił ich wiele, ale nie wątpił, że znajdzie się jeszcze więcej po dokładnym zbadaniu
wyżyny, Wiąz z towarzyszami widział sporo potworów, przeważnie z daleka, zupełnie nie
podobnych do zwierząt znanych teraz nauce. Te z czasem zostaną odpowiednio
sklasyfikowane i zbadane. Wspomniał o wężu, którego zrzucona skóra była purpurowa i
miała pięćdziesiąt jedną stopę, o jakimś białym stworze, zapewne ssaku, fosforycznie
- 116 -
świecącym w ciemności, o wielkiej czarnej ćmie, którą Indianie uważają za bardzo jadowitą.
Pomijając nowe formy życia, świat ten obfituje w dobrze znane prehistoryczne stworzenia
z wczesnego okresu jurajskiego. Wśród nich wymienił olbrzymiego i groteskowego
stegozaura, którego pan Malone widział u wodopoju, a awanturniczy Amerykanin
odkrywca wyżyny narysował w swym szkicowniku. Profesor Summerlee opisał też wygląd
iguanodona i pterodaktyla pierwsze dwa dziwy ujrzane przez podróżników. Potem
przeraził zebranych opowiadaniem o okropnym drapieżnym dinozaurze, zwierzęciu, które
nieraz atakowało członków wyprawy i które bez wątpienia jest najokrutniejsze ze
wszystkich widzianych przez nich zwierząt. Czas jakiś zatrzymał się na opisie ptaka
phororahacoaa i wielkiego łosia, wciąż jeszcze zamieszkującego wyżynę. Ale największe
zaciekawienie publiczności obudziły dopiero tajemnice środkowego jeziora. Słuchając, jak
profesor beznamiętnym, rzeczowym łonem mówił o olbrzymich trójokich rybo-jaszczurach
czy wielkich wodnych wężach żyjących w tym zaczarowanym jeziorze, niejeden ze
słuchaczy musiał się uszczypnąć, by się przekonać, że nie śni. Wreszcie profesor przeszedł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]