[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i uprzejmie powitał Chrysandera. Stojąca u jego boku kobieta zrobiła to samo.
Chrysander lekko pchnął ją do przodu.
Panie Vasquez, pani Vasquez, przedstawiam państwu Marley Jameson.
Marley, to pan Vasquez i jego żona. Przyjechali z Brazylii w interesach.
Marley wymieniła z nimi uśmiechy i powitalne uprzejmości. Piers był
grzeczny, a Theron, który do nich dołączył, zachowywał powściągliwość w
okazywaniu jawnej niechęci. Otucha wstąpiła w serce Marley. Może uda jej się
przetrwać ten wieczór.
Chrysander uścisnął jej dłoń, a na jego twarzy pojawiło się napięcie.
Marley zgodziła się zostać moją żoną. Pobierzemy się w Nowym Jorku.
Będziemy zaszczyceni, jeśli przyjdziecie na nasz ślub.
103
R
L
T
Zza pleców Chrysandera dobiegł tłumiony okrzyk. Marley okręciła się na
pięcie i ujrzała zszokowaną Roslyn. Gdy spojrzała na resztę towarzystwa, tylko
na twarzach państwa Vasquezów zobaczyła radość.
Piers i Theron byli równie wstrząśnięci jak Roslyn. Chrysander posłał im
ostrzegawcze spojrzenie. Marley była jak ogłuszona. Gdyby nie mocny uścisk
Chrysandera, uciekłaby stamtąd z płaczem.
Jak to możliwe, że jego bracia i Roslyn nie wiedzieli wcześniej o
zaręczynach? I dlaczego tak zle przyjęli tę informację?
Po gratulacjach od państwa Vasquezów i kilku osób, które stojąc w
pobliżu, usłyszały o ślubie, rozmowa zeszła na bardziej prozaiczne tematy, a
potem na planowaną budowę hotelu w Rio. Marley milczała, obserwując resztę
towarzystwa. Chrysander przez cały czas obejmował ją mocno w pasie. Nie
mogła uciec.
Wieść o ślubie rozeszła się po sali. Z przyklejonym uśmiechem Marley
odbierała gratulacje. Była tym coraz bardziej zmęczona. Chrysander porwał ją
na parkiet.
Dzięki. Potrzebowałam tego westchnęła w jego ramionach.
Jesteś najpiękniejszą kobietą w tej sali. Mężczyzni pożerają cię
wzrokiem. Mam ochotę im przyłożyć.
Wolałabym, żebyś zabrał mnie do domu i w inny sposób okazał swoją
męskość.
Nie kuś mnie.
Mówię poważnie.
Chciałbym, ale muszę tu tkwić. Jeśli będziesz miała dość, Stavros
odwiezie cię do domu.
Marley nie miała zamiaru zostawiać go z najbardziej oddaną asystentką
świata.
104
R
L
T
Choć bracia Chrysandera i Roslyn traktowali ją jak trędowatą, inni
okazali jej wiele serca i włączyli w krąg swoich rozmów. Mimo
nieprzyjemnego początku, całkiem dobrze się bawiła.
Było już pózno, gdy Chrysander pochylił się ku niej i szepnął:
Muszę porozmawiać z braćmi. Zostawię cię na chwilę, dobrze?
Idz. Pójdę do łazienki.
Pocałował ją i odszedł. Aazienka była dla Marley wytchnieniem od gwaru
rozmów oraz chmurnych spojrzeń rzucanych w jej kierunku przez resztę klanu
Anetakisów. Nie mogła jednak ukrywać się tu w nieskończoność.
Spojrzała ostatni raz w lustro, zebrała się w sobie i wyszła. Mijając jedną
z sal konferencyjnych, zza uchylonych drzwi usłyszała głos Chrysandera.
Przystanęła niepewna, czy iść do sali balowej, czy czekać tutaj.
Słowa, które usłyszała, przykuły ją do miejsca.
Chrysander, nie musisz się od razu z nią żenić. Umieść ją w jakimś
mieszkaniu do porodu. Nie wiąż się z nią i nie dziel wszystkim, co masz.
Wściekłe słowa Piersa wprawiły ją w nerwowy dygot.
Jest ze mną w ciąży. Moje małżeństwo z nią to nie twoja sprawa
odparł lodowato Chrysander.
Marley przysunęła się bliżej drzwi. Jakim prawem Piers mówi takie
rzeczy?
Nie możesz się z nią ożenić! krzyknęła histerycznie Roslyn.
Zapomniałeś, że cię okradła? %7łe próbowała zniszczyć twoją firmę? Jeśli
zapomniałeś, to spójrz na nowe hotele w Paryżu i Rzymie. Twoje hotele,
Chrysander. Tyle że budowane pod szyldem konkurencji.
Gorąca fala zalała mózg Marley. Okruchy informacji brzęczały jej w
głowie niczym rój wściekłych os. I nagle tama pękła. Drzwi, które usiłowała
wyważyć, otworzyły się same. Przeszłość wróciła z zawrotną prędkością.
105
R
L
T
Musiała złapać się framugi, by nie upaść. Ogarnęły ją mdłości. Każda
chwila migała jej przed oczyma, jakby ktoś włączył przewijanie do przodu.
Chrysander oskarża ją o kradzież. Każe jej wynieść się z mieszkania i
więcej nie wracać. Porwanie. Miesiące strachu i oczekiwania, aż Chrysander
spełni żądanie okupu. Nigdy tego nie zrobił.
Zostawił ją na pastwę losu. Pożałował pół miliona dolarów, śmiesznie
małej sumy dla człowieka dysponującego tak wielkim majątkiem.
Wszystko było kłamstwem. Okłamywał ją od pierwszej chwili w szpitalu.
Nie kochał jej. Gardził nią.
Nawet nie próbował jej ratować.
Czuła rozdzierający ból w sercu. Wydała z siebie głośny szloch.
Zasłoniła dłonią usta, lecz było za pózno. Theron drgnął na jej widok, Piers
zrobił dziwnie zakłopotaną minę. Spojrzenie Chrysandera zdradzało wszystko.
Domyślił się, że odzyskała pamięć.
Z pobladłą twarzą postąpił krok w jej stronę. Cofnęła się.
Zalana łzami pobiegła korytarzem w stronę holu. Chrysander wołał za
nią. Wstrząsana gwałtownym szlochem, potknęła się i zachwiała. Chrysander
znów zawołał za nią.
Biegła do wyjścia, gdy drogę zastąpił jej Stavros. Złapał ją za ręce.
Napędzana adrenaliną, wyrwała mu się, pragnąc uciec stąd jak najdalej.
Straciła równowagę i upadła na ziemię. Wiedziała, że to koniec ucieczki.
Zamknęła oczy, gdy poczuła na sobie dotyk rąk Chrysandera. Pytał, czy
coś ją boli. Nie była w stanie mówić. Zwinęła się w kłębek, nie bacząc, że leży
na podłodze w holu.
Wziął ją na ręce. Słyszała, jak powtarza jej imię.
Tonem nieznoszącym sprzeciwu kazał wezwać lekarza. Kilka chwil
pózniej znalezli się w pustym pokoju hotelowym.
106
R
L
T
Chrysander położył ją na łóżku. Natychmiast odwróciła się do niego
plecami i znów zwinęła w kłębek. Wzdrygnęła się, gdy dotknął jej dłoni.
Nie płacz, agape mou, bo się rozchorujesz.
Już była chora. Miała złamane serce. Spod zamkniętych powiek płynęły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]