do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chęcią nawracania w nie mniejszym stopniu, jak gdzie indziej pijacy nieodkażonym
spirytusem.
Ale wracając do mnie - bar nasz doprowadziłem do stanu zasłużonego spoczynku w
ten sposób, iż tak to jakoś umiałem urządzić, że wydatki w tym przedsiębiorstwie
stale przewyższały dochód z niego. Miało to ten błogosławiony skutek, że młodzież
miejscowa szukała odtąd podniet w pewnym innym lokalu, w którym musiała płacić, a
to, jak wiadomo, jest potężnym bodzcem, jeśli nie do umoralnienia w ogóle, to w
każdym razie do umiarkowania.
Gdym już dokonał tego dzieła zniszczenia - a nie jest to tak mało, jak na lat
siedemnaście - ruszyłem w świat po szczęście, no i szukam go jeszcze do dziś dnia
z wynikami, które częściowo przemawiają za mną, a częściowo przeciw mnie,
przyznaję.
Lecz miałem dobre czasy w życiu i zamierzam miewać jeszcze lepsze.
II ZAAO%7łENIE KAMIENIA WGIELNEGO
Zakupiłem za jakieś pięćdziesiąt dolarów desek i budulca - loco mój dąb, gdzie
zwiezć je i złożyć kazałem. %7ładna ręka prócz mojej nie zakładała fundamentów.
Ułożyłem naprzód podłogę. Architektów o radę nie pytałem. Nie miałem żadnego
planu budowy, który by mógł przeszkodzić mi w ułożeniu sobie najpierw podłogi w
ten sposób, w jaki to było najwygodniejsze dla mnie. Com zrobił, tom zrobił, a w
każdym razie ta część domu była wybudowana ostatecznie.
Dalej pozwoliłem budynkowi memu narastać, że tak powiem, w sposób naturalny.
Fachowy cieśla byłby oczywiście wzniósł przede wszystkim jakiś szkielet domu; ja
wszelako miałem odmienne wyczucie: niech no mi tylko ta podłoga spadnie z głowy,
to już reszta budynku w jakiś sposób sama wyrośnie na podłodze.
No i wyrosła w rzeczy samej.
Wiem, że mym budowaniem zadałem oczywisty gwałt wszystkim przepisom
przyzwoitości architektonicznej i sto razy więcej pracy w dom włożyłem, niż było jej
potrzeba, lecz praca ta była dla mnie tylko radością i zabawą. Dała ona w
ostatecznym wyniku niewiele więcej, jak duże drewniane pudło, zbite z desek
dwunastostopowej długości, które to pudło nawet po wykończeniu dalekie było od
precyzji i dokładności wykonania bodaj tych skrzyń, co to służą do przewożenia za
morze samochodów i innych przedmiotów o większych rozmiarach. Ale ja przecież
dom mój budowałem nie dla precyzji wykonania i nie dla innych ludzi - budowałem go
dla siebie, dla własnej przyjemności samego budowania. Ten jeden raz w życiu
zapragnąłem mieć całkowitą, nieograniczoną i niczym nie skrępowaną wolność
zmagania się z trudnościami, borykania się i potykania, popełniania błędów, robienia
głupstw nawet, lecz bez kontroli bliznich, bez ich czułego opiekowania się mną,
krytykowania, ganienia, zachęcania, wystawiania mi dobrego lub złego świadectwa.
Tę wolność osiągnąłem i na błędach do woli użyłem sobie. Chwyt i zasięg miałem w
robocie daleki - nie żałowałem sobie przyjemności.
Przez całe dwa miesiące, podczas których majstrowałem tę krzywonogą i jakby od
wiatru na jeden bok przechyloną arkę, ani razu żywa dusza nie pojawiła się w
pobliżu, aby się na mnie gapić, szczerzyć zęby i mówić, jak ja zle wszystko robię. A
kiedy taka, uczciwszy uszy, bestia nawet nic nie mówi, co złego myśli o nas i o
naszej robocie, to ma szelma taki sposób przyglądania nam się, jakby to złe myślała
- czyli innymi słowy, tylko myśląc i nic nie mówiąc, daje człowiekowi odczuć, że tak
myśli. Ludzie tego rodzaju są jak morowe powietrze.
Ja chcę robić wszystko na swój własny sposób i, robiąc coraz dalej, uczyć się z
własnych błędów; a gdy już skończę, spytać się kogoś kompetentnego, jak się to
lepiej robi; ale dopiero wtedy życzę sobie zasięgnąć rady - broń Boże! nie wcześniej
niż po ukończeniu. Tego rodzaju kuśtykanie naprzód jest to pewien subtelny i
wyszukany zbytek. Na niego właśnie chciałem sobie pozwolić i odpowiednio za niego
zapłacić. Nikomu nic do tego.
Posiadłość moja leżała na skraju ogromnego pola, zasianego zbożem. Na
horyzoncie widać było jeden jedyny dom w oddali. Drogi nie było żadnej. Wszelki taki
"pouczacz", o jakich mówiłem, musiałby całą milę brnąć poprzez moczary, aby się do
mnie dostać.
I tak oto na deszczu i śniegu, i w błocie, błądząc, partoląc i poprawiając, budowałem
w ustroniu, na świeżym powietrzu przez styczeń i luty. Nocowałem w sąsiedztwie,
właśnie w owym dalekim domu na horyzoncie. Drałowałem co rano milę drogi do
najbliższej stacji kolejowej; przyjeżdżałem do miasta już w pół do ósmej, po czym
odrabiałem moje kilkugodzinne pensum w redakcji pewnego dziennika miejscowego.
Praca moja w piśmie polegała na wyliczaniu tych wiecznie jednakowych zdarzeń z
dnia poprzedniego, jako to w szczególności różnego rodzaju, a zawsze do siebie
podobnych: zabójstw, włamań, wybuchów, samobójstw (rewolwer, brzytwa, stryczek
lub trucizna), kradzieży po domach, bankach, sklepach, złodziejstw kieszonkowych,
pożarów, pękających kotłów, spadających wind, nieszczęśliwych wypadków (gaz,
nafta, benzyna - gorąco lub zimno - góry, morze), konkursów, bójek, ucieczek z
więzienia, i co tam jeszcze w ogóle się zdarza, wiecznie na to samo kopyto, w
społeczeństwach cywilizowanych rok w rok, jak zapisał - z tą jedynie różnicą, że owi
złoczyńcy oraz ich ofiary noszą coraz to odmienne nazwiska; a zresztą, czasem
nawet i tej rozmaitości zły los dać nie raczy.
Zdumiewam się, doprawdy, jak ludzi nie znudziło codzienne odczytywanie tego
monotonnego katalogu okropności, który im sporządzałem. Może przez całą
wieczność będą to czytywali co rano do śniadania?... Może niezbadana w wyrokach
swoich Opatrzność ma zamiar zakonserwować tak mało ponętne ich ciała do tej tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta