[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oderwanym od świata uśmiechem Ramony, uścisnął obie
niezdarnie. Ramona natychmiast wsunęła się pod koc na
kanapę, a Magda zaczęła robić kanapki, zaczęła robić herbatę,
zaczęła robić wszystko. Kiedy, krzątając się przy tym
wszystkim po kuchni, mruknęła pod nosem, że może Ramonie
w tej chwili dobrze zrobiłaby porządna setka, jej ojciec
gwałtownie zaprotestował spojrzeniem, które mówiło: Tylko
nie to! Cholera, zaklęła Magda w duchu, a niech mnie,
mogłam się przecież domyślić po ostatnim spotkaniu u Julii.
- Może rzeczywiście... - podchwyciła natychmiast
Ramona, a Magda podstawiła jej pod nos kubek z herbatą.
- To chyba nie jest dobry pomysł - zlekceważyła swój
niefortunny pomysł Magda. - Alkohol roztkliwia. W twojej
sytuacji... Wiesz, o czym mówię?
- Wiem - pokornie zgodziła się Ramona. - Pięknie, że
przyjechałaś.
Magda ucałowała Ramonę w czoło i otuliła miękkim
kocem, dodając z pogodą, że ciepły płyn i ciepły koc to
niezawodne lekarstwa na wszelkie choroby, w tym także
choroby duszy. Ojciec kuśtykał o lasce po pokoju i potakiwał
uszczęśliwiony głową, i mówił, jak to dobrze, jak to dobrze,
że skończyło się jak skończyło, nie wyobrażał sobie, jak to
będzie, co to będzie, całą noc nie spał, tylko chodził od pokoju
do kuchni... I na koniec całkiem niepotrzebnie dodał:
- Jak to dobrze, że ją wyciągnęłaś z tego okropnego
miejsca. A Magda całkiem niepotrzebnie palnęła:
- To w sumie nie ja. To Aurelian...
Ramona w jednej chwili zerwała się spod koca.
- Co?! Był tam? Aurelian?!
No trudno, pomyślała Magda, miało być łagodnie, ale
chyba nie będzie. Uklękła przy kanapie, mocno ścisnęła
trzęsące się dłonie Ramony.
- Był tam! I co z tego? Wiesz, po co tam przyszedł?
Wiesz, z jakiego powodu? Nie bądz idiotką. Nie teraz. On
pewnie też nie spał całą noc, bo jak mógłby spać po tym, co
mu zrobiłaś, i nad ranem przyszło mu do tego egoistycznego
łba, że co on teraz zrobi bez ciebie...
- No właśnie... - jęknęła Ramona.
- Gdzie on teraz znajdzie drugą taką idiotkę, która mu
wszystko wybaczy i do końca życia będzie mu prasować te
cholerne koszule. Oddałaś mu pół życia, oddaj mu teraz
resztę. Chcesz tego?
Ramona patrzyła na Magdę oczami gotowymi do łez,
oczami bezradnego dziecka albo kotki, którą zabrano z
letniego ogrodu.
- Jeśli tego chcesz, to wstań i idz do niego. Twoja
cholerna sprawa!
Magda wzięła ojca Ramony pod rękę i wyszła z nim do
kuchni, zatrzaskując za sobą drzwi. Siedzieli tam oboje
niekończące się minuty, może godziny, nie odzywając się,
tylko patrząc co chwila jedno drugiemu w oczy z
niepewnością, z troską. Kiedy w końcu Magda ostrożnie
uchyliła drzwi kuchni i wyjrzeli z niej wreszcie, Ramona spała
w najlepsze, delikatnie chrapiąc.
W domu, kiedy do niego wróciła, tak jak się spodziewała,
panował nieopisany bałagan. Uśmiechnęła się na ten widok.
Wykąpała się, przebrała, potem poszła na górę i
zaczynając od pokoi dziewczynek, zaczęła wszystko bardzo
dokładnie i bardzo porządnie sprzątać. Nie tak jak zwykle, po
wierzchu, tylko bardzo dokładnie. Sprzątając tak, pozbywała
się bez żalu niektórych niepotrzebnych rzeczy, z którymi
zawsze żal było się rozstać, wrzucając je po prostu do
wielkiego worka na śmieci. Tak też zrobiła z książką męża.
Kiedy wrócił póznym wieczorem z firmy, rozejrzał się po
domu i zapytał, co się stało, odpowiedziała, że nic, co się
miało stać, posprzątała po prostu porządnie, tak jak trzeba i
odtąd zawsze już tak będzie sprzątać. U Ramony wszystko
dobrze, przynajmniej tak było, gdy od niej wychodziła.
Odtąd wstawała wcześnie, jeszcze wcześniej niż zwykle,
szykowała dziewczynki do szkoły, męża do pracy, a kiedy w
domu robiło się pusto, brała ścierki do kurzu, mleczka i płyny,
szła na górę i centymetr po centymetrze wycierała z czasu cały
dom. W przerwie szykowała obiad, a potem kończyła na dole i
przed domem, jeśli było trzeba. Któregoś wieczora Grześ,
gotowy do spania, drapiąc się po czubku głowy, spytał, czy
nie wie, co się stało z taką jedną książką, którą niedawno
czytał. Odpowiedziała, że nie wie nic o żadnej książce. Ani o
żadnych szczurach - chciała dodać, ale w porę ugryzła się w
język.
Po tym wyjezdzie do Aodzi Grzesiowi przyszło do głowy,
że przydałby się im drugi samochód, tak na wszelki wypadek.
Kupił więc małe auto Magdzie i odtąd woziła dziewczynki na
wszelkie zajęcia pozaszkolne, a po powrocie wjeżdżała do
garażu i wchodziła prosto do domu, bez narażania się na mniej
lub bardziej natarczywe spojrzenia sąsiadów takich czy
innych. A jeśli czasem w duszną noc nie mogła długo zasnąć,
wychodziła na chwilę przed dom zaczerpnąć świeżego
powietrza, a potem wracała do sypialni, do męża.
Zdawało się jej czasem, że w tym porządkowaniu swego
życia, w tej rutynie postarzała się o dziesięć lat, jeśli nie
więcej, że straciła coś bezpowrotnie z dawnej radości życia i
już nigdy tego nie odzyska. Lecz koleżanki, z którymi
spotkała się tego samego lata na kolejnym spotkaniu,
zaniemówiły na jej widok.
- Magda, ależ ty jesteś piękna! - krzyczały jedna przez
drugą. - Nigdy taka nie byłaś.
Nie wiedziała, czy się ucieszyć czy obrazić.
- No chyba nie byłam nigdy jakąś pokraką, nie? Pewnie,
że nie, ale teraz... Teraz naprawdę zakwitła, taka
kobietka, palce lizać. No, proszę - postanowiła się jednak
ucieszyć - zawsze była zdania, że spokój i pogoda ducha służą
urodzie; chyba się nie myliła. Potem przyjrzała się
koleżankom i stwierdziła, że każda z nich wygląda dobrze.
Tego samego zdania był Piotr, mąż Julii, który nie zdążył się
jeszcze ulotnić.
- Coraz to jesteście ładniejsze. - Cmoknął w palce. -
Szkoda, że... muszę jechać?
- Musisz. - Julia, śmiejąc się, popchnęła go w stronę
samochodu. - Tylko proszę cię, nie wpakuj się znowu w jakiś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]