[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzy nią a Jarrodem. Świadczyły o tym aż nazbyt wyraźnie ich spojrzenia. Czy się do-
myślali, że ona i Jarrod są kochankami? Jessica i Kim mogły podejrzewać, ale miała
nieodparte wrażenie, że Rick i Ryan wiedzieli to na pewno. Wnosiła to ze sposobu, w
jaki patrzyli na Jarroda. Były to swego rodzaju pełne szacunku i podziwu spojrzenia,
jakby urósł w ich oczach przez fakt posiadania Briany w swoim łóżku.
Jarrod też to zauważył, co do tego nie miała wątpliwości. Świadczył o tym ten
zadowolony z siebie i triumfujący wyraz twarzy. Na szczęście wkrótce dokończył
drinka i mogli przejść do jego loży. Briana była zadowolona, że atmosfera między
kuzynami stała się o wiele bardziej znośna, choć krępowało ją to, że stało się to po-
niekąd jej kosztem.
Gdy szli razem korytarzem w stronę jego loży, Jarrod nagle bez słowa skierował
ją w ciemne przejście.
- Co ty... - zaczęła Briana, lecz zamknął jej usta mocnym pocałunkiem, co spra-
wiło, że ugięły się pod nią kolana.
- Tęskniłem za twoimi pocałunkami - odpowiedział usatysfakcjonowany, gdy
wreszcie ją puścił.
Briana zauważyła, że nie powiedział, że tęsknił za nią. Tęsknił wyłącznie za jej
pocałunkami. Ale to pewnie wszystko, do czego mężczyźni pokroju Jarroda byliby w
stanie się przyznać.
- To pewnie dla ciebie coś nowego? - zauważyła z lekkim przekąsem.
- Zgadza się - zaśmiał się w odpowiedzi.
A potem znów przyglądał jej się tym pełnym pożądania wzrokiem, który już
znała, ale który ciągle tak samo silnie na nią działał.
- Uwielbiam twoją sukienkę.
Wyraz twarzy Jarroda przypomniał jej, czego się przed chwilą domyśliła.
- Oni wiedzą, że jesteśmy kochankami, Jarrod.
- Kto? - zapytał niewinnie.
- Rick i Ryan.
- Więc?
- Pozwoliłeś im, aby w to wierzyli - wyrzuciła oskarżycielskim tonem.
- Skąd - odpowiedział i znów ją pocałował.
Tym razem o wiele mocniej, głębiej i dłużej, jakby chciał powstrzymać jej inne
myśli. I udało mu się. Briana jęknęła cicho, ogarnięta pożądaniem.
- Choć ze mną - powiedział, przerywając pocałunek i biorąc ją za rękę. - Chcę
cię zabrać do domu i kochać się z tobą. Niestety wcześniej muszę trochę popracować.
Chciałbym mieć to jak najszybciej za sobą - dodał, otwierając drzwi do swojej loży.
Briana z niemałym zaskoczeniem zauważyła, że jest to loża jego własnej firmy,
a nie rodziny Hammondów, jak przypuszczała.
- Nie wspominałeś, że to twoja własna loża!
- Naprawdę? - zapytał, rozbawiony jej zaskoczeniem.
Z drugiej strony, skoro czasowa kochanka nie zasługiwała nawet na jeden,
choćby najkrótszy telefon z Singapuru, to czy mogła oczekiwać, że ma prawo wie-
dzieć cokolwiek więcej?
Wprowadził ją między kobiety i mężczyzn oczekujących na wyścigi, ale jedno-
cześnie traktujących to spotkanie jako okazję do nieformalnych rozmów o interesach.
Zaczął ją przedstawiać, ale wtedy jeden z jego kolegów przerwał mu bezceremonial-
nie.
- Nie ma najmniejszej potrzeby, abyś przedstawiał nam Brianę. Wszyscy wiemy,
kim jest. - Uśmiechnął się i spojrzał na nią znacząco. - Masz naprawdę wiele szczę-
ścia.
Briana odpowiedziała profesjonalnym uśmiechem modelki. Nie zawsze wie-
działa, czego oczekiwać od nowo poznanych ludzi, chociaż ci tutaj wydawali się na-
prawdę mili. Nie chciała się zastanawiać, jaką rolę w tym odegrała obecność Jarroda u
jej boku. Ale to prawda, że cały czas był przy niej, pilnował, aby uczestniczyła w
rozmowie i nigdy nie zostawiał jej samej. Pozwoliła sobie cieszyć się tą chwilą i
kompletnie zapomniała o wszelkich rodzinnych problemach, w które została wplątana.
W jego towarzystwie czuła się bezpiecznie i swobodnie.
- Muszę ci coś wyznać - zaczęła konfidencjonalnym tonem. - Pamiętasz, jak ci
powiedziałam, że nie wzięłam żadnej z sukienek, które kupiłeś mi w kasynie?
- Owszem.
- Kłamałam. Włożyłam jedną z nich, żeby wyjść. Nie chciałam, by ktokolwiek
zobaczył mnie w tej samej sukience co poprzedniego dnia.
- I mówisz mi to, dopiero gdy jesteśmy otoczeni tłumem ludzi - podsumował
rozbawiony.
- To prawda - uśmiechnęła się. - Oczywiście zwrócę ci ją.
- Mam nadzieję, że ją zatrzymasz.
- Nie mogę.
- Czy przestaniesz być taka uparta? - spytał zrezygnowany. - Przecież nie wezmą
jej z powrotem do butiku, a ja nie będę miał co z nią zrobić.
- Faktycznie - zauważyła. - Skoro tak to przedstawiasz...
Jarrod obserwował, jak wielkim towarzyskim powodzeniem cieszyła się Briana.
Wcześniej nigdy nie widział jej tak rozluźnionej. Była naprawdę czarująca. Musiał
przyznać, że jest kompletnie pod jej urokiem. Nawet więcej. Wrażenie, jakie wywie-
rała na innych, dowodziło, jak wielki ma talent do kontaktu z ludźmi. Śmiała się do-
kładnie wtedy, kiedy należało, i dokładnie tyle, ile powinna. Słuchała innych, gdy z
nią rozmawiali, i umiała opowiedzieć kilka świetnych anegdot. Nie tylko była piękna i
inteligentna, ale mógł się przekonać, że jej etyka zawodowa była absolutnie bez za-
rzutu. Wydawała się kobietą z zasadami. Nie flirtowała z innymi mężczyznami, nie
sprawiała też, że kobiety czuły się nieswojo w jej towarzystwie.
Nie mógł jednak zaprzeczyć temu, że spała z nim za pieniądze. Dlaczego więc
wydawało mu się niejednokrotnie, że bardzo się tym przejmuje? Marisa co innego o
niej mówiła. Zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie kłamała, opowiadając o
siostrze. Nie miał teraz wątpliwości, że Marisa umiała manipulować ludźmi. A skoro
umiała okłamywać własnego męża i syna, to dlaczego nie jego? A właściwie, to co
sprawiło, że uwierzył w to wszystko, co mówiła o Brianie?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]